"Na rauszu" w Teatrze Polonia. Uśmierzyć ból istnienia [RECENZJA]
Czy alkohol jest lekiem na całe zło? Czy z pozoru absurdalny eksperyment prowadzenia zajęć w szkole pod wpływem może się udać? Marcin Hycnar jako reżyser i jeden z członków obsady zmierzył się w Teatrze Polonia ze sztuką na podstawie obsypanego nagrodami filmu Thomasa Vinterberga "Na rauszu".
Film i teatr żyją obok siebie. Często świetne spektakle teatralne odnoszą sukces w filmowej wersji (np. "Rzeź" Romana Polańskiego na podstawie "Boga mordu" Yasminy Rezy), a czasami na podstawie kasowego filmu powstają teatralne przedstawienia. Tak też stało się z obrazem "Na rauszu". Film trafił na ekrany kin w pandemicznym 2020 roku, we wrześniu. Polska premiera odbyła się rok później, w czerwcu. Choć to produkcja duńsko-szwedzko-holenderska, a nie hollywoodzka, obraz Thomasa Vinterberga stał się kasowym hitem i zdobył najważniejsze branżowe nagrody, w tym Oscara.
"We krwi człowieka płynie o pół promila alkoholu za mało"
Historia napisana przez Thomasa Vinterberga, Tobiasa Lindholma i zaadaptowana na potrzeby sceny przez Clausa Flygare z pozoru wydaje się przewrotną komedią, europejską wersją "Kac Vegas". Bo mamy tu czterech zmęczonych życiem nauczycieli, którzy podczas 40. urodzin jednego z nich postanawiają przetestować na sobie teorię norweskiego filozofa i psychiatry Finna Skarderuda, głoszącego, że "we krwi człowieka płynie o pół promila alkoholu za mało". Przyjaciele w ramach tego absurdalnego z pozoru eksperymentu postanawiają systematycznie uzupełniać ów swoisty niedobór, by przekonać się na własnej skórze jak codzienny lekki rausz będzie wpływał na ich pracę i życie prywatne.
"Na rauszu" w Teatrze Polonia to polska prapremiera tej sztuki. Zderzenia z filmowym pierwowzorem podjął się mający na koncie już udane role i reżyserie Marcin Hycnar. Wyzwaniem nie było tylko pokazanie sztuki na bazie kasowego filmu na deskach teatru w sposób atrakcyjny. Ba! Nie było nim również ustawienie ról głównych bohaterów, bo na deskach teatru Krystyny Jandy oprócz Marcina Hycnara stanął zespół Teatru Montownia z utalentowanym składem: Marcin Perchuć, Adam Krawczuk i Maciej Wierzbicki. Co więc tym wyzwaniem było?
Studium samotności człowieka
"Na rauszu" to komediodramat, ale to przede wszystkim studium samotności człowieka. Pokazuje, że alkohol, który towarzyszy ludziom na całym świecie, niosąc za sobą różnego rodzaju konsekwencje, nie uśmierza bólu istnienia. Hycnar musiał więc wydobyć z tej sztuki różne poziomy. I dzięki świetnej grze i umiejętnej reżyserii osiągnął zamierzony efekt. Skorzystał przy tym z doświadczenia zdobytego podczas pracy nad niezwykle udanym monodramem "Pogo" też w Polonii, czy sztuką o zagubionym 30-latku "Dolce vita", którą wyreżyserował w Teatrze Współczesnym w Warszawie.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Andrzej Piaseczny pierwszy raz wyznaje: "Byłem na marszu równości. Ale nie pcham się na czoło"
Choć sztuka mniej mi się podoba niż film, dobrana w Polonii obsada znakomicie dogoniła filmowe osiągnięcie Madsa Mikkelsena, Thomasa Bo Larsena, Magnusa Millanga i Larsa Ranthe.
Dobrze wymyślona scenografia Wojciecha Stefaniaka pozwala odwiedzać bohaterów w ich mieszkaniach, a także szybko przenosić się do szkoły. Nieco kontrowersyjnym zabiegiem było otwarcie sztuki na interakcję z publicznością, co bez ogromnego doświadczenia Hycnara, Perchucia, Krawczuka czy Wierzbickiego mogłoby zniszczyć tę świetną opowieść.
"Na rauszu" to silna pozycja w repertuarach teatrów Krystyny Jandy, która dostarczy rozrywki na niezłym poziomie i skłoni do refleksji. To też "nowy dom" dla świetnego zespołu Teatru Montownia, który uzupełnia - mnożący sukcesy - Marcin Hycnar.
Ocena spektaklu: *****/******
Jakub Panek, krytyk teatralny, dziennikarz i wydawca Wirtualnej Polski