Trwa ładowanie...

Nie żyje Chris Cornell. Znamy przyczynę śmierci

Wokalista Soundgarden zmarł niespodziewanie w Detroit w wieku 52 lat – taką informację amerykańskiej agencji prasowej Associated Press potwierdził reprezentujący muzyka agent Brian Bumberry. Znamy już oficjalną przyczynę śmierci. Patolog sądowy wydał oświadczenie po wstępnej sekcji zwłok.

Nie żyje Chris Cornell. Znamy przyczynę śmierciŹródło: Instagram.com
d16hiu6
d16hiu6

Piosenkarz zmarł wieczorem 17 maja 2017 roku. Jak podaje jego rzecznik, Brian Bumbery, jego śmierć była "nagła i niespodziewana". W sieci od razu pojawiły się spekulacje na temat przyczyn zgonu.

Biuro patologa sądowego hrabstwa Wayne poinformowało w czwartek, że Cornell "popełnił samobójstwo poprzez powieszenie". To wynik wstępnej sekcji zwłok. W oświadczeniu zaznaczono, że końcowy raport z autopsji nie jest jeszcze gotowy.

d16hiu6

Ciało muzyka w hotelowej łazience znalazł jego przyjaciel. O sprawdzenie, co dzieje się z muzykiem, poprosiła żona Chrisa zaniepokojona brakiem kontaktu z nim po zakończonym koncercie.

Wszystko zaczęło się od The Beatles

Cornell urodził się w 1964 roku w Seattle, jako jedno z sześciorga dzieci rodziców pochodzenia irlandzkiego. W piwnicy sąsiada odnalazł w wieku dziewięciu lat płyty zespołu The Beatles, których słuchał ponoć codziennie przez dwa lata i które – jak mówił już jako znany wokalista – ukształtowały jego pojęcie o muzyce na całe życie. Po rozwodzie rodziców, będąc zaledwie nastolatkiem, popadł w głęboką depresję: jedna z legend, które pojawiały się wokół artysty przez całe życie, mówi, że Chris nie wyszedł wówczas z domu przez blisko rok, zajmując sobie czas wyłącznie grą na perkusji i gitarze. W wieku szesnastu lat podjął ostateczną decyzję o porzuceniu szkoły i rozpoczęciu kariery w świecie muzyki. Wtedy też trafił do grupy The Shemps, z którą zaczął koncertować w Seattle. W zespole tym grali też Hiro Yamamoto i Kim Thayil – późniejsi członkowie Soundgarden.

W 1984 roku Hiro, Kim i Chris zawiązali Soundgarden – skład, który wkrótce miał okazać się czołowym przedstawicielem grunge’u, określanym nawet jako jest jako jeden z prekursorów tego gatunku; po latach miał też być zaliczanym do tak zwanej Wielkiej Czwórki z Seattle – obok Alice In Chains, Nirvany i Pearl Jamu. Początki nie były jednak kolorowe: zespół zabiegał o kontrakt płytowy blisko cztery lata, co nastąpiło wreszcie z początkiem 1988 roku. Wkrótce do sklepów trafił też debiutancki krążek zespołu, "Ultramega OK", o którym Cornell zwykł jednak mawiać, że z powodu różnic w poglądach z producentem płyta ta nie należy do udanych, a sam zespół popełnił wielki błąd wydając ją. Mimo to zespół otrzymał za ten album nominację do nagrody Grammy.

Instagram.com
Źródło: Instagram.com

Kłótnie i śmierć przyjaciela

Już rok później do sklepów trafił kolejny krążek Soundgarden, „Louder Than Love”. Krytycy określali tę płytę zbliżeniem się do stylistyki Black Sabbath i Led Zeppelin. Wtedy też zaczęły się pierwsze poważne kłopoty grupy: w wywiadach po latach artyści przyznali, że nagrywaniu towarzyszyły napięcia i wielkie kłótnie. Miesiąc po zarejestrowaniu materiału skład opuścił Yamamoto, tłumacząc się niewytrzymaniem presji, którą przynosi popularność zespołu. Co więcej, dzień po powrocie grupy z trasy promującej „Louder Than Love” z powodu przedawkowania heroiny zmarł Andrew Wood, wokalista zespołu Mother Love Bone, prywatnie najbliższy przyjaciel Chrisa Cornella. To wymusiło na wokaliście podjęcie kroków ku upamiętnieniu artysty.

d16hiu6

W 1990 roku Chris Cornell założył Temple Of The Dog – supergrupę, której celem było nagranie jednego albumu ku czci Wooda. Do składu dołączyli muzycy Mother Love Bone i Soundgarden, wspierani przez Eddiego Veddera z Pearl Jamu. Wynikiem spotkania artystów był album zatytułowany po prostu „Temple Of The Dog”, a także zaledwie trzy koncerty – spośród których tylko jeden był wcześniej planowanym (do dwóch pozostałych doszło spontanicznie, w wyniku przypadkowego spotkania artystów na festiwalach, na których występowali ze swoimi pierwotnymi składami). Stylistyka Temple Of The Dog mocno odbiegała od dźwięków, do których przyzwyczaił swoich fanów Chris Cornell. „Say Hello 2 Heaven”, utwór, który odniósł największy sukces, jest więc melancholijny i balladowy, w przeciwieństwie do heavy metalowych brzmień poprzednich dwóch krążków Soundgarden. Co istotne, Cornell napisał tę kompozycję w domu, w którym mieszkał wcześniej przez kilka miesięcy ze zmarłym Woodem, co – jak przyznał – pomogło mu całkowicie rozładować nieopisany smutek.

Instagram.com
Źródło: Instagram.com

Czas zmian

Rok 1991 był chyba najbardziej przełomowym w życiu Cornella: do sklepów trafił trzeci album Soundgarden, "Badmotorfinger", wydawnictwo wreszcie rzetelnie docenione przez radio i telewizję. Sukces wydanego zaledwie dwa tygodnie wcześniej krążka "Nevermind" Nirvany ku zaskoczeniu publiczności tylko pomógł Chrisowi i jego kolegom - świat zwrócił bowiem oczy ku Seattle, prawdziwej kolebce muzyki grunge. Po „Badmotorfinger” przyszedł czas na koncerty w całych Stanach Zjednoczonych, a także występ z Red Hot Chili Peppers i Pearl Jamem na festiwalu Lollapalooza. Dodatkowo niezwykle popularny wówczas zespół Guns N’ Roses poprosił osobiście Chrisa Cornella o supportowanie podczas trasy koncertowej po Ameryce Północnej, po której Soundgarden udał się z koncertami do Europy. Wtedy też wokalista znalazł się w obsadzie filmu "Samotnicy" z 1992 roku, opowiadającym o grupie dwudziestolatków szukających poczucia spełnienia w epoce grunge’u.

d16hiu6

Po "Badmotorfinger" przyszedł czas na wydany w 1994 roku krążek "Superunknown", który do dzisiaj pokrył się w Stanach Zjednoczonych pięciokrotną platyną. Płytę promowały utwory "Spoonman", "Fell on Black Days", "The Day Tried to Live" i "Black Hole Sun". Ostatni spośród tych utworów do dzisiaj pozostaje najwyżej notowanym przebojem grupy na listach przebojów na całym świecie i z miejsca stała się wizytówką grupy. Chris Cornell przyznawał jednak wielokrotnie, że nie spodziewał się takiego sukcesu utworu, którego początkowo nie brał nawet pod uwagę jako singiel promujący wydawnictwo, a samą muzykę do niego ułożył w zaledwie… piętnaście minut. Po długiej trasie koncertowej promującej płytę, a obejmującej – poza Stanami Zjednoczonymi – również Europę, Australię i Japonię, lekarze zalecili Cornellowi odpoczynek od śpiewania. Przeciążenie strun głosowych było wówczas u wokalisty tak wielkie, iż groziła mu całkowita utrata głosu.

Cornell powrócił do śpiewania rok później. Dokończywszy przerwaną niespodziewanie trasę koncertową, muzycy weszli od razu do studia nagraniowego. Muzyka i teksty napisane przez Chrisa posłużyły do zgromadzenia materiału na kolejny album Soundgarden - "Down on the Upside". Płyta ta przyniosła składowi jednak więcej kłopotów, niż sukcesów. Narastające napięcia, wynikające głównie z faktu, iż frontman składu postanowił obniżyć ciężkość brzmienia Soundgarden, doprowadziły do szybkiego rozpadu grupy. Kilka lat później perkusista grupy, Matt Cameron, przyznał w wywiadzie, że zespół został po prostu pożarty przez szołbiznes.

Instagram.com
Źródło: Instagram.com

Uzależniony od muzyki

Chris Cornell nie mógł jednak żyć bez muzyki - w 1999 roku zaprezentował światu swój solowy album, "Euphoria Morning". Krążek, mimo przychylnych ocen recenzentów, nie spotkał się z dużym zainteresowaniem odbiorców. Cornellowi zarzucono pójście w stronę soft rocka, a sprzedaż krążka zatrzymała się nie przekroczywszy nawet pół miliona egzemplarzy. Niezwykle ciepło został jednak odebrany utwór "Wave Goodbye", nie będący singlem promującym album, a który Chris napisał ku pamięci zmarłemu przedwcześnie muzykowi Jeffowi Buckleyowi, który utonął w 1997 roku w wieku trzydziestu lat.

d16hiu6

Na następne solowe wydawnictwo muzyk kazał czekać swoim fanom do 2007 roku, kiedy do sklepów trafił kolejny longplay, "Carry On". Płyta nie odniosła zakładanego sukcesu - w szczytowym momencie dotarła do siedemnastego miejsca prestiżowej listy sprzedaży "Billboard 200", a najbardziej opiniotwórcze czasopismo muzyczne na świecie, "Rolling Stones", oceniło "Carry On" na dwie z pięciu możliwych gwiazdek. W swojej karierze Cornell nagrał jeszcze dwa solowe albumy: eksperymentalny "Scream” w 2009 roku, na którym artysta podjął się współpracy z Timbalandem, czego wynikiem stały się electro-popowe kompozycje (z promującym wydawnictwo utworem "Part of Me" na czele), a także płytę "Higher Truth" w 2015 roku, będącą swoistym powrotem do rockowego brzmienia.

W przerwie działalności Soundgarden Chris Cornell – obok działalności solowej – podjął się też pracy nad stworzeniem nowej supergrupy. Założył Audioslave, zespół, do którego dołączyli wkrótce Tom Morello, Tim Commerford i Brad Wilk, członkowie Rage Against the Machine. W latach 2002-2006 skład wydał trzy albumy, "Audioslave", "Out of Exile" i "Revelations", jednak zainteresowanie supergrupą stopniowo malało. I tak: od "Audioslave" z 2002 roku, który pokrył się trzykrotną platyną i przyniósł zespołowi wyśmienite oceny krytyków za podtrzymanie stylu hard rock sprzed lat, przez "Out of Exile", które pozwoliło składowi zagrać pierwszy w historii koncert amerykańskiej grupy na Kubie, zakończono działalność na "Revelations", które zyskało jedynie status złotej płyty i przyniosło – po raz kolejny w historii muzycznej działalności Chrisa Cornella – więcej kłótni, niż sukcesów na scenie. Mimo niepowodzeń Chris został sklasyfikowany na czwartym miejscu listy Hit Parader najlepszych wokalistów w historii muzyki.

Instagram.com
Źródło: Instagram.com

Pierwsza miłość jest najważniejsza

Soundgarden musiało jednak wrócić. Oczekiwali tego fani i sami muzycy, którzy 1 stycznia 2010 roku napisali na swoim Twitterze, że pora wziąć się za sesje nagraniowe. Wynikiem tychże stał się album "King Animal", który ukazał się w listopadzie 2012 roku. Udany powrót po latach przypieczętowały doskonałe oceny krytyków muzycznych na wszystkich kontynentach, grupa rzuciła się w wir koncertowania, a do sieci trafił teledysk do singla "By Crooked Steps", wyreżyserowany przez samego Dave’a Grohla, wokalistę Foo Fighters i ex-perkusistę legendarnej Nirvany. Więcej: w 2016 roku w Stanach Zjednoczonych odbyła się trasa koncertowa składu Temple Of The Dog, a w styczniu 2017 roku Chris Cornell zapowiedział chęć reaktywacji Audioslave, które na początku roku zagrało mały koncert.

d16hiu6

Soundgarden wystąpili w Polsce tylko raz. Jeden jedyny, podczas Life Festivalu w Oświęcimiu. Występ zbiegł się w czasie z dwudziestą rocznicą wydania "Superunknown", mrocznej płyty, na której Chris Cornell rozliczył się z walki z uzależnieniami i depresją. Tym razem tryskał energią, żartował z sukcesu "Black Hole Sun", który tym razem – jak i wielokrotnie podczas kariery grupy – został przyjęty przez publiczność jak najlepszy przebojów w historii grupy. Energia udzieliła się też fanom, pewnym, że zgodnie z zapowiedziami wokalisty grupa powróci wkrótce nad Wisłę.

Niektórzy są nie do zastąpienia

Tyle faktów. Trudno bowiem dopowiedzieć coś bardziej ambitnego i mniej patetycznego, niż to, że dzisiaj pożegnać musimy jednego z najbardziej utalentowanych artystów muzyki współczesnej. Kiedy dobiegają dziś głosy fanów Chrisa z całego świata, wyrażające żal i smutek, kiedy mój znajomy, któremu udało się przeprowadzić kiedyś wywiad z Soundgarden, mówi, że dzisiaj rano pękło mu serce, przypomina mi się jedna historia, tak rzeczywiście bliska mojemu kontaktowi z Chrisem Cornellem. Kilkanaście lat temu założyliśmy z kolegami zespół, chcieliśmy być polską odpowiedzią na nurt z Seattle po latach. Chwyciliśmy jednak po utwory Pearl Jamu, Nirvany i Screaming Trees. Soundgarden wydało nam się bowiem zbyt skomplikowane, zbyt perfekcyjne, przekraczające posiadane przez nas umiejętności. Bo Soundgarden było dla nas po prostu za dobre.

W 2015 roku na solowej płycie Chrisa Cornella, "Higher Truth", znalazł się utwór "Josephine". Tekst jego refrenu przypomina mi dzisiejszy poranek: dzisiaj w sercach fanów na całym świecie zrobiło się zimno i ponuro.

d16hiu6
Instagram.com
Źródło: Instagram.com
d16hiu6
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d16hiu6