Od stalkera usłyszała: "Jestem Bogiem, który zarządza twoim życiem". Od prokuratury, że nie ma szans na złapanie go
"Rozsadzę od środka", "Zniszczę cię", "Nie mogę się doczekać, aż cię posiądę”– to niewielki wycinek wiadomości, które piosenkarka Joanna Kondrat dostała w ostatnim czasie od prześladowcy. Ponad rok nękania i bezradności. - To nie hejt. I nie wolność słowa. To groźby karalne - mówi Kondrat w rozmowie z Wirtualną Polską.
Kondrat niemal ze stoickim spokojem opowiada mi krok po kroku, co działo się i dzieje w jej życiu. Jak powoli traci projekty, zaufanie organizacji. By nasza rozmowa w ogóle mogła się odbyć, dwukrotnie muszę potwierdzić, że jestem dziennikarką. Jest ostrożna. I to bardzo. Trudno się dziwić. - Pomysły stalkera się nie kończą. To nie jest debil, to jest psychopata. Wyrafinowany i doświadczony w gnębieniu ludzi - opowiada.
Joanna udostępnia mi screeny wiadomości, jakie dostała od stalkera. "Najmilsza, wiem, że lubisz moją obecność. Wiedz, że będę przy tobie", "Joasiu, nie mogę zapomnieć o tobie. Nadchodzi czas, już nie tylko przestrzeń wirtualna", "Najmilsza, nie mogę się doczekać, aż cię posiądę". Wysyła groźby, wyzwiska, zdjęcia genitaliów. I tak już od ponad roku.
Zobacz też: Foremniak o stalkerze: musiałam się zmierzyć sama ze sobą
"Początek prawdziwego koszmaru"
Cofnijmy się do 2012 roku. Joanna Kondrat została laureatką konkursu Debiuty podczas 49. Krajowego Festiwalu Piosenki Polskiej w Opolu. Na tym samym festiwalu otrzymała nagrodę specjalną Programu Trzeciego Anioł Roku 2014 za całokształt osiągnięć. Była, jak to mówią, na fali. Telewizje śniadaniowe, wywiady w radiu.
Początek 2017 roku. Kondrat zaangażowała się w akcję na rzecz pomocy kobietom, które doświadczyły przemocy. 11 maja 2017 roku w Kościele Dobrego Łotra na terenie zakładu karnego w Barczewie zorganizowała pierwszy "niebieski koncert". O przemocy śpiewała tym, którzy jej dokonali. To był jedyny taki projekt w Polsce. Kontrowersyjny. Zwrócił uwagę. Szczególnie osoby, która właśnie od tamtej chwili zaczęła ją nękać.
Po raz pierwszy na komisariat zgłosiła się w czerwcu. Po tygodniach otrzymywania paszkwili i nienawistnych wpisów. Odsyłano ją z godziny na godzinę, w końcu miała przyjść następnego dnia.
- W związku z tym, że zagrałam kilka koncertów w zakładach karnych, jeden z funkcjonariuszy posunął się do stwierdzenia, że jestem nękana poniekąd "na własną prośbę". Wielokrotnie czułam się bardziej jak podejrzana niż ofiara. Czułam, że cokolwiek mówię - poddaje się to powątpiewaniu i oczekuje dodatkowych dowodów. Tłumaczono, że to może jest zwykły hejt, że każdy ma prawo wyrazić swoje zdanie. Dziś jest to dla mnie żenujące, wtedy bardzo mnie złościło. "Zniszczę ciebie i każdego, kto się przy tobie pojawi szmato" - to nie hejt. I nie wolność słowa. To groźby karalne.
Odpuściła. Były wakacje, myślała, że jak na jakiś czas wyjedzie, to wiadomości przestaną napływać. Im bardziej usuwała się w cień - tym częściej je dostawała.
- To był tylko początek prawdziwego koszmaru. W sierpniu po raz pierwszy ktoś śledził mnie w miejscu wypoczynku mojego i dziecka, ktoś pojechał za mną na koncerty, fotografował z ukrycia. Nie wiem, czy po raz pierwszy. Po raz pierwszy jednak na 30 dni po tym urlopie i koncertach otrzymałam zdjęcia robione z ukrycia. Stalker przesłał je z takim opóźnieniem, licząc, że zapis hotelowych kamer będzie już skasowany. Nagrania z monitoringu były pierwszym dowodem, że jestem śledzona przez wynajętych bandytów. Stalker zapewniał, że zna każdy mój krok, mam GPS w samochodzie, zaś ochroniarze w miejscu mojego zamieszkania są przekupieni – wspomina.
Dzięki pomocy znajomego funkcjonariusza udało jej się złożyć zeznanie o popełnieniu przestępstwa. Policja dostała treści wiadomości, numery telefonów, adresy IP, a nawet nazwiska kilku spośród wynajętych bandytów, którzy śledzili Kondrat. Sprawa utknęła w miejscu na dwa miesiące przez spór kompetencyjny, jaki toczyły dwie komendy policji. Gdy Kondrat w końcu udało się dowiedzieć, który prokurator zajął się sprawą stalkingu, usłyszała: "i tak nie ma szans na pomyślne rozwiązanie". Niedługo później dowiedziała się, że tym razem spór kompetencyjny toczą dwie prokuratury.
- Dowiedziałam się, choć każde dziecko o tym wie, że nie można zrejonizować przestępstwa popełnianego w sieci. W związku z tym - spór był niezasadny i ta sama prokuratura, która nie zajęła się sprawą wcześniej i chciała się jej pozbyć, przekazując do innej prokuratury - prowadzi sprawę nadal. Jedyny pozytyw to fakt, że do sprawy oddelegowano nową panią prokurator – mówi Kondrat.
Magdalena Sowa, Prokuratura Rejonowa Warszawa Mokotów: Prowadzone jest postępowanie dotyczące uporczywego nękania w Warszawie, w okresie od 19 maja do 9 października 2017 roku pokrzywdzonej za pośrednictwem sieci telekomunikacyjnej, poprzez zamieszczenie wpisów na portalu Facebook oraz przesyłanie wiadomości e-mail tj. o czyn z art. 190 a par. 1 kk. Postępowanie znajduje się w fazie in rem - nikomu nie zostały przedstawione zarzuty. W chwili obecnej prowadzone są ustalenia z Facebook zmierzające do wykrycia sprawcy przestępstwa.
Kondrat: Ja już wysyłałam prośby o pomoc do Facebooka. Co na to? Że dziękują za wkład w tworzenie społeczności facebookowej, jednak ich zdaniem „działalność zgłaszanego użytkownika nie narusza standardów społeczności”. W skrajnym przypadku, kiedy otrzymałam zdjęcia genitaliów i zapewnienie o rychłym gwałcie, Facebook napisał, że skontaktował się z użytkownikiem w sprawie niedochowania standardów.
Czekam, ale policja nie przychodzi
- Jak odniosłaś się do sugestii, że to ty prowokujesz stalkera swoją działalnością? – pytam.
- Projekty, które zrealizowałam w ubiegłym roku były odważne. Tak, weszłam do zakładów karnych z koncertami - ale spotkałam się tam z szacunkiem. Tak, włączyłam się w nagłaśnianie problemu przemocy wobec kobiet. Rozmawiałam ze sprawcami i zrealizowałam film w więzieniu - ale z poszanowaniem godności ofiar i zachowaniem wszystkich praw osadzonych. Sugerowanie, że podejmowanie działań artystycznych i zabieranie głosu w trudnych sprawach prowokuje do przestępstwa jest jak mówienie, że krótka spódnica jest zaproszeniem do gwałtu – przyznaje Kondrat. - Tymczasem stalker śmieje się, że czeka na policję, a ona nie przychodzi.
- Samo się nie zatrzyma. Potrzeba do tego policji, zrozumienia. Dotarłam do osób, które przeszły coś podobnego. Niektórzy są po tragicznych wydarzeniach. Przemoc miała miejsce nie tylko w sieci. Opowiadają o spotkaniach ze stalkerami, o próbach gwałtu, pobiciach. Punktem wyjścia do zatrzymania ich stalkerów nie było nękanie, tylko napaść. A to już jest inny zarzut. Czy naprawdę musiało się to wydarzyć, aby policja zareagowała? – opowiada.
Prokuratura oczekuje na decyzję Facebooka. Takie jest przynajmniej oficjalne stanowisko. Kondrat przyznaje jednak, że śledztwo w sprawie nękania zostanie prawdopodobnie zawieszone.
I dodaje: - Nie jestem celebrytką, nie pcham się na ścianki, nie pozuję z nowymi butami. Jestem twórcą i pedagogiem, ciężko pracuję i płacę podatki. Wychowuję dziecko. Moim obowiązkiem jest zapewnienie mu bezpieczeństwa. Domagam się od policji skutecznego zajęcia się tą sprawą. Ja nie odpuszczę.
Cena sławy?
Doświadczyło jej znacznie więcej znanych w Polsce. Córka Adama Małysza przez 4 lata była prześladowana przez stalkerkę. Zdesperowani rodzice postanowili w końcu ujawnić jej dane osobowe. Sprawą zajęła się szkoła prześladowczyni, media, policja. O sprawie Małgorzaty Foremniak było równie głośno. Była nękana przez 4 lata. Dopiero po tym czasie sprawa znalazła swój finał w sądzie. 8 miesięcy pozbawienia wolności dla Dariusza G.
Wymieniać można by jeszcze długo. Robert Kozyra, Dominika Ostałowska, Adrianna Bierzyńska, Ewa Farna, Kasia Tusk…
Barbara Szopa, adwokat: - Cena sławy? Nie spotkałam się z takim uzasadnieniem decyzji o odmowie wszczęcia postępowania przygotowawczego czy jego umorzenia, że gwiazdy muszą się liczyć ze stalkingiem, bo to ich ryzyko zawodowe, dlatego że są osobami, które same eksponują szczegóły ze swojego życia prywatnego.
I wyjaśnia: - Przyczyną odmowy wszczęcia takiego postępowania albo umorzenia, najczęściej jest to, że nie ma znamion uporczywego nękania. O przestępstwie stalkingu mówimy wtedy, gdy nękanie jest uporczywe, a zatem powtarzalne i rozłożone w czasie. Nawet jeżeli celebrytka czy artystka dostanie wiadomości raz, drugi, trzeci, nawet dziesiąty, to jeszcze nie znaczy, że jest uporczywość. To musi się dziać na przestrzeni tygodni. A jeśli ktoś doświadcza stalkingu krócej, to wiadomości musiałby dostawać codziennie po kilkanaście razy, by była podstawa do działania organów takich jak prokuratura czy policja.
- Paradoksalnie osoby publiczne radzą sobie ze stalkingiem lepiej niż zwykły, szary obywatel – opowiada Jagna Piwowarska, adwokat i prezes Fundacji Można Inaczej. - Większość spraw, które skończyły się sukcesem w postaci wyroku skazującego stalkera, to są sprawy celebrytów właśnie. Osobom prywatnym jest ciężej. Na komisariatach policji spotykają się z lekceważeniem, ich obawy są bagatelizowane, a często nawet wyśmiewane. Uzyskują rady, aby nie odbierać telefonów od stalkera, nie czytać kierowanych przez niego wiadomości, ewentualnie zmienić numer telefonu lub adres mailowy. To nie jest profesjonalna pomoc. Nie tego ofiara oczekuje od organów zobowiązanych do ochrony bezpieczeństwa obywateli.
Pani jest ładna, to co się dziwić
To byłoby ogromne spłycenie tematu, gdyby powiedzieć, że tylko gwiazdy padają ofiarą stalkerów. O tych sprawach zwyczajnie mówi się więcej w mediach. Według Jagny Piwowarskiej stalking to problem o ogromnym zasięgu w Polsce. Przyznaje, że są miesiące, kiedy zgłasza się do niej kilkanaście, kilkadziesiąt prześladowanych osób. Adwokat Barbara Szopa podkreśla z kolei, że ponad połowa spraw ze stalkingiem w roli głównej toczy się między byłymi partnerami i między sąsiadami. Margines to przypadki takie jak Joanny Kondrat.
- Przestępstwo to nie jest w Polsce traktowane z powagą, na jaką zasługuje. Mimo że przepisy kodeksu karnego nie wymagają skutku w postaci wyrządzenia szkody materialnej czy fizycznego uszczerbku na zdrowiu, to policja przyjmuje, że jeśli ofiara nie została pobita, zgwałcona czy okradziona, a zachowanie sprawcy polega „tylko” na uporczywym nękaniu, to szkodliwość społeczna czynu jest niewielka i szkoda zachodu na ściganie prześladowcy. A tu o ten stan zagrożenia właśnie chodzi. Tylko ofiara może określić, czy czuje się zagrożona czy nie i jaki wpływ ma to na jej stan psychofizyczny. W naszym systemie to policjanci i prokuratorzy autorytatywnie oceniają samopoczucie osoby pokrzywdzonej – opowiada Piwowarska.
Wspomina swoich klientów. Jedna z kobiet na posterunku usłyszała od policjanta, że powinna się cieszyć, w końcu jest ładna, to musi mieć powodzenie u mężczyzn. Pech, że okazują to w taki, a nie inny sposób. Wspomina też historię Katarzyny D. z Łodzi, która po 10 latach nękania została przez swojego stalkera oblana żrącym kwasem na korytarzu sądowym. Sprawca w ciągu kilku miesięcy został prawomocnie skazany na karę 25 lat pozbawienia wolności za usiłowanie zabójstwa, nie za uporczywe nękanie.
Ktoś powie: kulawe to nasze prawo. Błąd. Polskie przepisy są na europejskim poziomie, co podkreślają rozmówczynie. Problem pojawia się na posterunkach policji, gdy trzeba przekonać funkcjonariusza, by zajął się sprawą.
- Niekompetencja funkcjonariuszy w wydziałach, gdzie trafiają sprawy o uporczywe nękanie, może porazić. Przeważnie pracują tam niedoświadczeni policjanci, którzy nie mają podstawowej wiedzy, umiejętności fachowej oceny sytuacji. O skutecznym prowadzeniu postępowania, wykorzystywania wiedzy technologicznej i psychologicznej możemy dowiedzieć się z amerykańskich seriali albo skandynawskich kryminałów. U nas trudno to zaobserwować. Pracą policji rządzi statystyka wykrywalności sprawców, a że w sprawach stalkingu jest ona niewielka…- przyznaje Piwowarska.
- Uporczywe nękanie z art. 190a paragraf jest zagrożone karą do 3 lat pozbawienia wolności. Spotkałam się ze stanowiskiem prokuratury, że zagrożenie karą jest zbyt niskie, żeby w tych wypadkach w ramach postępowania ograniczać sprawcy jego prawo do wolności, kierując go na przymusową obserwację psychiatryczną. Nasuwa się więc cyniczny wniosek, że ofiary powinny może podejmować demonstracyjne, nieskuteczne próby samobójcze. W tej sytuacji bowiem kara za nękanie to już do 10 lat pozbawienia wolności. Być może wówczas organy wymiaru sprawiedliwości uznają, że sytuacja jest wystarczająco dramatyczna. Długotrwały strach ofiary i jej społeczna dysfunkcja dramatyczna najwidoczniej nie jest – mówi.
Jeśli jesteś ofiarą stalkingu i nie wiesz, co zrobić, poproś o pomoc fundacje.
Pomoc prawną i psycholgiczną zapewnia m.in. Fundacja Można Inaczej (www.mozna-inaczej.org.pl) i Fundacja Przeciwko Stalkingowi..