Pięć rzeczy, które zobaczysz na Open'erze. Bo i tak tam będziesz
Drogo, mokro i daleko. Trzeba żyć pod kamieniem, aby nie wiedzieć, co dzieje się co roku na początku lipca. Na 4 dni na lotnisko w Kosakowie, gdzieś hen daleko od Warszawy, przybywają dziesiątki tysięcy ludzi na największy i (jeszcze) najważniejszy festiwal muzyczny w Polsce.
Bo chociaż co roku mówi się, że drogo, że daleko, że "nie gra nikt ciekawy", to i tak za każdym razem wszyscy lądujemy w darmowych autobusach wiozących nas z Gdyni na teren festiwalu. A tacy weterani jak ja mogą zebrać wokół siebie początkujących festiwalowiczów i snuć im opowieść: O Pięciu Rzeczach, Które Na Pewno Zobaczysz na Open'erze.
Trwa ładowanie wpisu: instagram
Deszcz
Polska nie jest ulubionym krajem losu, Boga, bogów - wybierzcie, co chcecie. Palmy i lazurowe morze widujemy na filmach. Nawet jeśli świat zmierza ku końcowi przez przegrzanie, to na chwilę złapie oddech i bądźcie na 99 proc. pewni, że złapie go, gdy weźmiecie urlop na Open'era. Pomijając fakt, że lipiec jest po prostu statystycznie najbardziej deszczowym miesiącem w roku, to jeszcze Trójmiasto w ogóle nie jest rozpieszczanym przez pogodę regionem.
Mieszkańcy stolicy mający dość mętne pojęcie o tym rejonie, liczą na plażę w odległości 500 m od sceny. W rzeczywistości, gdy reszta kraju smaży się w 30 stopniach Celsjusza, w Gdańsku i Gdyni jest mocne… 22. W tym roku zapowiada się najzimniejszy festiwal od 2011 roku (gdy ludzie brodzili po kolana w błocie przy 7 stopniach w nocy), ale to w ogóle nie zmieni kolejnej, pewnej jak amen w pacierzu rzeczy na Open'erze, którą są:
Szorty
Od lat karmimy się obrazkami z Coachelli czy Glastonbury. Na klipach, reklamach i filmach widzimy piękne dziewczyny w wiankach, pióropuszach, kusych szortach, sukienkach, brokatowych makijażach.
Marki odzieżowe przed letnim sezonem zasypują nas fatałaszkami, które potem ostatecznie trzeba chować pod kurtkami. Ale co bardziej zdesperowane festiwalowiczki nie po to tygodniami obmyślały stylizacje na każdy dzień Open'era, by teraz nie chodzić z gołymi nogami na deszczu. Trudno!
Kolejki
To temat, który wymagałby osobnej rozprawy. Kilkusetmetrowe kolejki do autobusów, kilkudziesięciominutowe ogonki do opasek, belgijskich frytek i symbolu każdej imprezy masowej w Polsce: toi toia. Żaden festiwal, a już na pewno nie Open'er nie nadaje się dla ludzi niecierpliwych. Cztery dni muzycznej uczty muszą być okupione czekaniem i wypatrywaniem.
A organizatorzy Open'era naprawdę stają na głowie, dostarczając ogromną liczbę autokarów i toalet, to ludzi jest takie zatrzęsienie, że po prostu należy sobie wyjąć z życia te 4 dni. I w milczeniu czekać na swoją kolej. Na wszystko.
Ceny z kosmosu
Myślisz, że 600 zł za cały festiwal to dużo? Pomnóż to razy dwa, bo pewnie ostatecznie tyle wydasz. Wejście na teren Open'era to jedno, ale funkcjonowanie tam bez wody i jedzenia kupionego gdzieś na mieście, a odebranego na bramce, to zupełnie inna historia. Piwo, wino, wódka i wszystkie napoje bezalkoholowe kosztują tyle, co w dobrym klubie.
Trwa ładowanie wpisu: instagram
KONCERTY!
Tak, można narzekać co roku, marudzić, udawać znudzonego, oburzonego i modnie zblazowanego. Wszystko kłamstwo. Open'er to wciąż największy festiwal muzyczny w Polsce. Czy w tym roku line up powala? Nie powala. Ale wciąż daje nam Kylie Minogue, Travisa Scotta, The Strokes i całą masę innych gorących artystów.
Mówi się, że Alter Art (organizator) dostaje zadyszki, bo chce zmonopolizować rynek koncertowy w Polsce i nie starcza mu headlinerów do obstawienia każdego festiwalu. Nawet jeśli w tym roku nie potraktował Open'era priorytetowo, to można uznać to za wzięcie oddechu, po fenomenalnym 2018 r. Gdy w Kosakowie zagrało Depeche Mode, Arctic Monkeys i Bruno Mars, a biletów ludzie szukali desperacko na Facebooku.
Więc nawet, jeśli wciąż słyszymy, że jest nudno i drogo, i że "już ostatni rok, przysięgam", to i tak wszyscy spotykamy się ostatecznie pod sceną. Prawdopodobnie w deszczu.
Koncert Taco Hemingwaya przerwany przez ulewę: