Robert Brylewski zmarł po kilku tygodniach w śpiączce. Bestialski atak mógł przyczynić się do jego śmierci
Niespodziewana śmierć muzyka dla wielu osób jest wstrząsem. Robert Brylewski od kilku miesięcy zmagał się z poważnymi problemami zdrowotnymi. Były one pokłosiem brutalnego pobicia.
Wieczny wojownik
Robert Brylewski był współzałożycielem i liderem legendarnych punckrockowych zespołów Kryzys i Brygada Kryzys oraz jednej z najstarszych polskich grup reagge - Izraela. W środowisku muzycznym cieszył się szacunkiem i był uważany za jednego z najlepszych polskich gitarzystów, który nigdy się nie mylił. Niestety, w życiu prywatnym nie układało się mu tak dobrze jak na scenie. Artysta często narzekał, że nie stać go na godziwe życie.
"Nie idźcie moim śladem. Po ponad 30 latach grania tzw. muzyki alternatywnej w kraju zwanym Polska, dziś nie stać mnie na jedzenie, papierosy, nie mówiąc o prezentach dla dzieci. Moje wpływy za wydanie kilkudziesięciu płyt w ojczyźnie, są tak żałośnie mizerne, że radzę szczerze zastanowić się nad wyborem drogi życiowej" - pisał w 2014 r. na Facebooku.
Zobacz też: Ostatni wywiad Brylewskiego
Był również niepokornym muzykiem, który często prowokował władzę, nie tylko w okresie w PRL-u. W 2016 r., podczas 35. rocznicy wprowadzenia stanu wojennego, znów pokazał pazur. Wraz ze swoim zespołem złożył hołd bohaterom wydarzeń grudnia 1981. Sam wystąpił w koszulce z podobizną Lecha Wałęsy, muzycy - z wizerunkami innych historycznych działaczy. Dla wielu osób jego występ był sprzeciwem wobec działań obecnego rządu, który m.in. podważał zasługi byłego prezydenta w dążeniu do upadku komunizmu.
- Wydaje mi się, że wciąż trwa jakaś walka, że ten kraj się zamyka. Nie boję się jakichś represji czy powrotu do starych lat. Wierzę, że już nigdy nie wrócą. To się wszystko tak pozmieniało, że trudno to porównywać. Co by nie mówić, wtedy lała się krew, a ludzie tracili życie. Wierzę, że do takiej tragedii już nigdy u nas nie dojdzie. Bardzo mi jest przykro, że dziennikarze ostatnio mają kłopoty, chodzi mi o te wszystkie zwolnienia. Ale przecież wszystkich nie da się trzymać za mordę. Wierzę w to, że ta słynna wolność się obroni w Polsce. Bo mamy dużo większe doświadczenie a propos wolności niż a propos ekonomii czy kapitalizmu - komentował wówczas sprawę w rozmowie z WP Gwiazdy.
Padł ofiarą zemsty
Niespodziewanie, w styczniu 2018 r. Brylewski trafił do Szpitala Praskiego w Warszawie po tym, jak został brutalnie pobity. Jak się okazało, czynu dopuścił się syn właścicielki mieszkania na Pradze, które kupiła partnerka muzyka. Mężczyzna, który był doskonale znany policji, nie mógł pogodzić się z tym, że jego matka pozbywa się lokalu. Napastnik postanowił zemścić się na nowych właścicielach. Kiedy zastał w domu Brylewskiego, wdał się z nim w bójkę. Jak dowiedział się "Fakt", muzyk próbował się bronić i ukrył się w pobliskim sklepie, gdzie stracił przytomność.
Artysta szybko został przetransportowany do szpitala, w którym przeszedł trepanację czaszki. Choć operacja zakończyła się sukcesem, muzyk był zmuszony poddać się rehabilitacji. W międzyczasie zmagał się również w zapaleniem płuc i musiał być ponownie hospitalizowany. Jednak problemy zdrowotne stale się pogłębiały.
Kilka tygodni temu, będąc w stanie śpiączki, Robert Brylewski trafił do Wojskowego Instytutu Medycznego przy ul. Szaserów w Warszawie. Mimo wielu prób nie udało się go wybudzić. Znajoma muzyka powiedziała w rozmowie z tabloidem, że "artysta zmarł w wyniku kłopotów z krążeniem i zatrzymania pracy serca".
Śmierć muzyka jest szeroko komentowana w mediach. Prócz jego najbliższych nikt nie wiedział o tym, że Brylewski walczy o życie. Również artysta nie chciał komentować zajścia sprzed kilku miesięcy. Uznał, że skoro sprawca pobicia został zatrzymany przez policję, sprawa jest zamknięta. Smutną informację o jego śmierci przekazała na Facebooku rodzina.
Trwa ładowanie wpisu: facebook
"Z wielkim żalem powiadamiamy, że dziś rano, po kilkutygodniowej śpiączce, spowodowanej ciężkim urazem zmarł Robert Brylewski. Nasz tata, partner, syn, przyjaciel, dowódca naszych międzygalaktycznych i muzycznych podróży. Prosimy o uszanowanie naszej prywatności w tym trudnym czasie".
Sprawca pobicia został zatrzymany przez policję w styczniu. Jednak w zaistniałej sytuacji mężczyzna może usłyszeć zarzut pobicia ze skutkiem śmiertelnym. Prokuratura na razie nie komentuje sprawy.