Serialowy Jędrula nie gryzie się w język. Uderza w PiS, a gra w serialach TVP
Tomasz Dedek dosadnie komentuje na Twitterze poczynania obozu rządzącego. Mimo to aktor wciąż gra w "M jak miłość", a koledzy z ekipy wspierają go w jego politycznej krytyce.
Choć od zakończenia emisji serialu Polsatu "Rodzina zastępcza" minęło już kilkanaście lat, Tomasz Dedek wciąż najmocniej jest kojarzony z rolą Jędruli, męża Alutki (Joanna Trzepiecińska). Jednak w ostatnim czasie aktor zdobywa popularność jako internetowy komentator polityczny, który nie hamuje się w ocenie działań polityków PiS.
- Powiem panu szczerze — wku...łem się. A Twitter jest taką specyficzną formą komunikacji — daje możliwość osobistej ekspresji. (...) Nasze społeczeństwo zostało sprostytuowane przez alfonsów z PiS-u, o czym zresztą kiedyś napisałem na Twitterze. Ludzie zostali kupieni za 500 złotych i trzynastą jałmużnę, bo przecież nie można tego nazwać emeryturą — to jakiś marny dodatek, za który nie sposób przeżyć. Generalnie mówiąc — jesteśmy w czarnej d..ie. To przykre. I o tym piszę na Twitterze - skomentował swoją działalność w wywiadzie dla Plejady.
Choć wpisy Dedka są pełne wulgaryzmów i dosadności, aktor uważa, że jak dotąd nie przekroczył granicy dobrego smaku. Mimo groźby pozwu od Marianny Schreiber, nikt ze sceny politycznej nie zaprosił go do sądu. - Pisząc, że premier jest kłamcą, piszę prawdę. Pisząc, że Sasin jest złodziejem, też piszę prawdę - uzasadnia.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Kuriozalne sytuacje w “Wiadomościach” TVP. Wpadek nie brakowało
Zdaniem artysty jego działalność na Twitterze ma charakter satyryczny. Zarazem uważa, że w dzisiejszych czasach nie można zachować obiektywności i trzeba wybrać, po której stronie politycznego sporu należy stanąć.
- Żyjemy w kraju, o którego losach w pewnym stopniu decyduje ktoś, kto kompletnie nie ma mózgu. O czym my więc rozmawiamy? Polską rządzi banda ignorantów i nikczemnych ludzi. "Chłopcy z ferajny" to przy nich mały pikuś, bo nikt z nich nie był prokuratorem generalnym i nie zasiadał w Trybunale Konstytucyjnym. Ta ich chrześcijańska korzenność, oparta na dwóch tysiącach lat obłudy i kombinowania, przeżywa teraz rozkwit. I to jest taki kwiat, który strasznie śmierdzi i wokół którego latają wszystkie muchy. To esencja współczesnej Polski - ocenia Tomasz Dedek.
Mimo to aktor wciąż gra w serialu TVP "M jak miłość". Na pytanie, czy koledzy z planu nie próbowali go nakłonić do ograniczenia aktywności na Twitterze, Dedek odpowiedział: "wręcz przeciwnie". Podkreślił jednak, że nie zamierza przyjmować nowych propozycji od TVP.
- Mam dylemat związany z pracą dla TVP. Gram w "M jak miłość", wcześniej grałem w "Na dobre i na złe". Niby są to produkcje zewnętrzne, ale jednak emitowane w Telewizji Polskiej. Czy swoją obecnością w tych serialach afirmuję politykę PiS-u? Trudno mi powiedzieć. (...) W każdym razie ja czuję pewien dyskomfort. I na pewno nie zamierzam potępiać moich kolegów, którzy są związani z TVP, bo gdzieś trzeba zarabiać, żeby mieć za co żyć - mówi szczerze w rozmowie z Plejadą.
Tomasz Dedek uważa, że frustrację polityczną sytuacją w Polsce można rozładować śmiechem. Dziwi się, że jak dotąd poza "Uchem prezesa" nie powstały filmy czy seriale obśmiewające rzeczywistość.
- To niebywałe, do jakiego stopnia rządzący Polską politycy przekroczyli granicę absurdu. Stasio Bareja, którego znałem i z którym pracowałem, byłby zachwycony. Przecież nawet on by nie wymyślił ministra środowiska, który wycina lasy i któremu potem stawiany jest potem pomnik w lesie, oczywiście — po wycięciu kilku dodatkowych drzew. Naprawdę, żyjemy w jakimś absurdzie. Niby wszystko jest w porządku, niby jakoś funkcjonujemy. Ale czasem patrzę na to, co się u nas wyprawia i nie wierzę - przyznaje aktor.