Siedem albumów w rok. Nowe projekty pozwoliły na przekroczenie granic
Rok 2021 był dla niego niezwykle udany wydawniczo. Wojciech Kałuża miał swój udział w siedmiu muzycznych premierach. Ukazały się m.in. pożegnalna płyta J.D. Overdrive, kolejne udane wydawnictwa Mentora i Lasu Trumien oraz albumy zupełnie nowych projektów - Pure Bedlam i Grieving. Wraz z Mentorem rozpoczyna właśnie trasę koncertową z Vaderem.
Rafał Mrowicki, Wirtualna Polska: Dlaczego na wydanie nowego albumu Mentora trzeba było czekać ponad rok? Nagraliście go w Kolbudach na Kaszubach we wrześniu 2020 r., a płyta wyszła w listopadzie 2021 r.
Wojciech Kałuża, wokalista zespołów Mentor, Las Trumien, Pure Bedlam, Grieving i J. D. Overdrive: To trochę nasza wina. Rozglądaliśmy się za różnymi opcjami wydawniczymi, ale koniec końców zrobiliśmy to, co mieliśmy zrobić od początku i wróciliśmy do Pagan Records. CD już wyszło, a ze względu na kolejki w tłoczniach czekamy na winyl, który, miejmy nadzieję, ukaże się wkrótce.
Album "Wolves, Wraiths and Witches" brzmi nieco podobnie do poprzedniego "Cults, Crypts and Corpses", co nie jest w tym przypadku zarzutem.
Sam jestem ciekaw reakcji ludzi na nowy album pod względem brzmienia. Dochodzą do mnie sygnały, że słuchaczom brzmienie podoba się bardziej niż na poprzednim albumie, że bardziej przypomina im debiut. Dla mnie te wszystkie płyty brzmią dobrze, choć nowa ma w sobie pewną wściekłość. Jest bardzo intensywna i to również się przekłada na brzmienie.
2021 r. był dla ciebie bardzo intensywny. Ukazało się aż siedem wydawnictw twojego autorstwa.
Licząc razem z kasetą Mentora live, którą wydaliśmy nieco jako naszą fanaberię, a trochę jako prezent dla fanów, by mogli dostać coś od nas, czekając na trzeci album. Chcieliśmy wydać coś jeszcze w pierwszej połowie roku, by to czekanie załagodzić.
Jest zainteresowanie kasetami?
Zostało nam jeszcze 10-15 sztuk z 66. To gadżet kolekcjonerski. Sam jestem kolekcjonerem i lubię zbierać takie rzeczy. Wydaliśmy ten album live w małym nakładzie, tylko na kasecie. To taka mała pamiątka z koncertu, który odbył się w okolicznościach, których nikt z nas nie mógł przewidzieć. Zagraliśmy wtedy online w klubie Firlej podczas lockdownu. Dwa lata temu nie wpadlibyśmy na to, że będziemy grać koncert w pustej sali na potrzeby streamingu. Uznaliśmy, że wypada to jakoś upamiętnić.
Słuchając tego materiału czujesz różnicę w graniu do pustej sali?
Sporo osób pytało mnie, czy odczuwałem różnicę, ale szczerze mówiąc to nie. Grając koncert, skupiam się na muzyce i się w niej zatracam. Odnotowuję to, co dzieje się wokół mnie, ale jestem trochę odsunięty od rzeczywistości. Nie odczułem wielkiego dyskomfortu, choć wiadomo, że brakowało mi tej energii, która pojawia się, gdy na koncercie są ludzie.
MENTOR - Equal in the Fire
Czy ciężko było zakończyć przygodę z J.D. Overdrive? Przynajmniej tę studyjną i wydawniczą, bo na żywo pewnie jeszcze coś razem zagracie.
Jeszcze na pewno coś chcemy zagrać. Nie była to bardzo bolesna decyzja. Została podjęta trochę pod wpływem okoliczności. Głównym czynnikiem była wyprowadzka do Poznania naszego perkusisty, przez co musielibyśmy formować skład na nowo. Usiedliśmy i zastanowiliśmy się, czy jeszcze nam jest to potrzebne. Stwierdziliśmy, że już muzycznie powiedzieliśmy wszystko, co mieliśmy do powiedzenia. W innym składzie to nie byłoby to samo. Podjęliśmy wspólnie decyzję, że możemy nagrać album, który świadomie będzie tym ostatnim i nacechować go symboliką pogrzebu (album nosi tytuł "Funeral Celebration").
Choć to chyba wyszło dopiero w trakcie.
Tak. Dopiero po kilku kawałkach pojawił się taki temat. Wtedy zacząłem przemycać pewne rzeczy do tekstów, ale myślę, że te piosenki byłyby takie również w innej sytuacji, choć może teksty uległyby korekcie. Nie chcieliśmy na koniec robić wyłomu z tego, co robiliśmy wcześniej. Zależało nam, by ta płyta była podsumowaniem tego, co graliśmy przez te wszystkie lata i udało się.
Rozstając się w przyjaźni stwierdziliście, że formuła już się wyczerpuje i ciężko wymyślić coś nowego?
W pewnym sensie też. Mieliśmy rozmowy o kondycji muzyki, którą gramy jako J.D. Overdrive. Prawda jest taka, że southern metal nigdy się w Polsce nie przyjął. Jest garstka zespołów grających taką muzykę w naszym kraju. Wszyscy się znamy, nasze ścieżki się wielokrotnie przecinały. Mamy świadomość, że popularność tej muzyki jest w Polsce znikoma.
To też jest czynnikiem, który po pewnym czasie zaczyna irytować. Nie jest tak, że zakładając zespół, liczysz, że będziesz za parę lat zdobywać areny, bo to naiwne. Chcesz, by ta muzyka jednak z czasem rosła w siłę, a w Polsce nie ma na to szans. To dobry moment, by powiedzieć "dość".
Co najbardziej cenisz z tych kilkunastu lat w J.D. Overdrive? Myślę, że doświadczenie z tego zespołu było dla ciebie sporym kapitałem, który pomógł angażować się w inne projekty.
Jasne. To w J.D. Overdrive przecierałem ścieżki w wokalu. To była szkoła życia jeżeli chodzi o granie. Zawsze chcieliśmy, by muzyka wymykała się pewnej jednostajności i dbałem o to, by było tak też w aspekcie wokalnym. Jestem zdziwiony, jak daleko zaszliśmy, grając taką muzykę w takim kraju. Udało się nam zahaczyć o kilka większych scen, zagrać parę dużych koncertów i wystąpić z zespołami, których prywatnie jesteśmy wielkimi fanami. Biorąc pod uwagę to, że nie wstrzeliliśmy się z tą muzyką w polskie realia, to osiągnęliśmy naprawdę wiele i to jest dla mnie fantastyczne.
Który duży koncert lub support wspominasz najlepiej?
Koncerty przed Down i Black Label Society. Byliśmy wtedy jeszcze bardzo nieznanym zespołem, a okazja, by zagrać w takim towarzystwie, była czymś niesamowitym. Występ przed Europe był dla nas zaskoczeniem, choć jesteśmy muzycznie z innej parafii, to mieliśmy dobre przyjęcie. Dla mnie osobiście najważniejszy był koncert z Clutch, bo w tym gatunku to jedna z moich ulubionych kapel. Wspominam też dobrze koncert z Corrosion of Conformity. Wszystko wyszło tam perfekcyjnie.
J.D. Overdrive - Die Trying
Zaskoczyliście mnie w zeszłym roku. Długo zastanawiałem się, kiedy wyjdzie trzeci album Mentora i nagle część składu wypuściła płytę pod szyldem Grieving.
Grieving wywodzi się bezpośrednio z Mentora. Na drugiej płycie mieliśmy kawałek "Gather By The Grave". Gdy go komponowaliśmy, Artur naciskał, że chce mieć tam bardzo doomowe wokale w stylu Ozzy'ego Osbourne'a. Nie jestem w stanie tak zaśpiewać, ale spróbowałem się zmierzyć z podobnymi liniami wokalnymi, ale tylko moim głosem. Wyszło bardzo dobrze i nadal gramy ten kawałek na koncertach. Okazało się wtedy, że możemy coś takiego zrobić na dłuższą metę. Artur wyszedł z pomysłem zespołu grającego taki materiał i zabrał się za pisanie muzyki. Grievieng przeleżało trochę w szufladzie i wyszło z niej w trakcie pandemii.
Mam wrażenie, że w tym czasie takie projekty wyskoczyły z szuflad u wszystkich i można było się nad nimi skupić. Bardzo dobrze wspominam pracę nad tą płytą. Wokalnie zrobiłem tam parę rzeczy, o które wcześniej bym siebie nie podejrzewał, a z finalnego rezultatu jestem bardzo zadowolony.
Wokalnie jest zupełnie co innego niż w Mentorze. Z jednej strony jest ponuro i mrocznie, ale wokal jest mniej agresywny.
Od początku był zamysł, że wokale mają być bardziej wzniosłe i epickie. Jest tam 5 proc. krzyku i 95 proc. czystego śpiewania. Było to dla mnie nie lada wyzwanie. Chciałem przekonać się, jak bardzo mogę przekroczyć swoje możliwości. Pod tym względem Grieving i wydany nieco później album Pure Bedlam były dla mnie projektami, w których najwięcej frajdy sprawiło mi przekraczanie granic, które wcześniej sobie stawiałem.
Cały skład Mentora nie mógł tworzyć Grieving? (basista Mentora Haldor Grunberg nie tworzy Grieving - przyp. red.).
Kiedy gadaliśmy o tym projekcie z Haldorem, był na tyle zajęty swoimi zawodowymi aktywnościami, że nie miał czasu na kolejny zespół. Zajął się jednak produkcją i przyłożył rękę do tej płyty i jak wszystko, czego dotknie, wyszło to znakomicie. Artur nagrał na płycie gitary i bas. W perspektywie mamy koncerty.
Ale z innym basistą.
Tak. Nie jestem jeszcze w stanie powiedzieć z kim, bo wiem, że Artur prowadzi rozmowy odnośnie potencjalnego składu live, ale chcemy, by w 2022 r. Grieving miał premierę koncertową.
GRIEVING - Songs For The Weary (Full Album 2021)
W 2021 r. Las Trumien zaprezentował też nowe wydawnictwa. Spodobały mi się zarówno długogrający album "Licząc umarłych" - z której moim faworytem jest kończący płytę "Synod trupi" - jak i wydana pod koniec roku EP-ka "Więcej śmierci". Pierwszy raz miałeś tu okazję śpiewać po polsku?
Tak. To też było dla mnie wyzwaniem. Może nie do końca wokalnie, choć w Lesie Trumien jest też parę rzeczy, o które wokalnie bym siebie nie podejrzewał.
Po polsku było trudniej niż po angielsku?
Nie powiedziałbym, że jest trudniej. W kwestii pisania tekstów muszę się bardziej skupiać, by nie brzmiało to jak rymy częstochowskie i zanadto kiczowato, choć tematyka, którą sobie obrałem, daje pewne pole do popisu w kiczu kontrolowanym. Sama nazwa nie jest w 100 proc. poważna, ale pasuje do horroru z przymrużeniem oka. Jest różnica w śpiewaniu po polsku - jest zdecydowanie większe zdenerwowanie podczas występów na żywo. Gdy śpiewa się po angielsku, słuchacz nie zawsze wyłapie błędy, szczególnie gdy są to wokale krzyczane. Po polsku jednak łatwiej o wpadkę.
W języku polskim mocniej się akcentuje taki wokal.
Dokładnie. Wystarczy pomylić jedno słowo i robi się bałagan. Musiałem się niekiedy ratować improwizacją podczas kilku koncertów.
Tutaj wokalnie jest inaczej niż w Mentorze i J. D. Overdrive. Też jest ostro, ale jest wolniej, a najnowsze wydawnictwo "Więcej śmierci" otwieracie... balladą, choć nie wiem, czy można tu użyć tego słowa.
Myślę, że jak najbardziej. Gdy rozmawialiśmy o pomysłach na ten kawałek, poprosiłem gitarzystę, by napisał mroczną balladę, do której zrobiłbym melodyjne wokale. Chciałem dać coś na otwarcie, co zdziwi ludzi i będzie nietuzinkowe. Melodyjne wokale w Lesie Trumien to coś, do czego nasz gitarzysta nie był do końca przekonany. Na pierwszej EP-ce było ich mało, ale na albumie już więcej i koniec końców Bartek (Bartłomiej Duszkiewicz, gitarzysta Lasu Trumien - red.) przekonał się do nich. Słyszy od ludzi, że to nas w jakiś sposób wyróżnia, co mnie bardzo cieszy. Nie chcieliśmy, by była to kolejna kapela sludge'owa, w której facet drze się tak samo przez 40 minut, ale żeby były tu momenty, które zostają w pamięci, czemu sprzyja melodia. Chcieliśmy, by było tak różnorodnie w tym gatunku muzycznym, na ile można sobie pozwolić.
Las Trumien to teraz twój równorzędny zespół z Mentorem? Masz tu jakąś hierarchię?
Myślę, że Mentor jest największym i ściągającym najwięcej osób zespołem, w którym obecnie się udzielam. Ale każdemu mojemu koncertującemu zespołowi staram się poświęcać tyle samo uwagi. Angażuję się albo na 100 proc., albo w ogóle.
Koncertowanie rozpoczął również twój inny zespół Pure Bedlam, który był dla mnie jeszcze większym zaskoczeniem niż Grieving czy Las Trumien. Nie tylko dlatego, że jest tu więcej czystszego grania, ale ta muzyka niesie ze sobą zupełnie inne emocje.
Zgadzam się. To bardziej optymistyczna i energiczna muzyka.
Z jednej strony trochę optymizmu, ale też melancholii.
Tak. Teksty też nie są tu w 100 proc. pozytywne. Nie jest to tak mroczne jak Mentor czy Las Trumien. W Lesie Trumien teksty są o prawdziwych mordercach i zbrodniach, choć z pewnym przymrużeniem oka. W Pure Bedlam mam większe pole do interpretacji rzeczywistości po swojemu. Jest tam więcej symboliki i fikcji. Muzycznie jest to coś, co już do pewnego stopnia robiłem wcześniej w zespole z dwoma muzykami Pure Bedlam. Graliśmy razem 19 lat temu w kapeli w Rybniku. Nawet jakieś lokalne sukcesy odnotowaliśmy, ale nie mieliśmy żadnych nagrań, z czego akurat z perspektywy czasu bardzo się cieszę.
Czemu?
Były fatalne. Coś nagrywaliśmy na salkach, te nagrania gdzieś są, ale nie upublicznialiśmy ich nigdzie. Mam nadzieję, że chłopaki mi psikusa nigdy nie zrobią i tego nie wypuszczą. To było źle zagrane i źle zaśpiewane. Byliśmy początkującymi muzykami i bardzo to słychać. Po latach zeszliśmy się w nowym składzie. Muzyka jest inna, ale są tam pewne elementy tego, co robiliśmy muzycznie kilkanaście lat temu.
Dla wielu ludzi to zaskoczenie, że robię coś w tej muzyce, nie podejrzewa się mnie nawet o jej słuchanie. Sam słucham sporo kapel post-hardcore'owych i zespołów emo z końcówki lat 90. Do dziś lubię wracać do tych płyt i taką energię chcieliśmy zawrzeć na Pure Bedlam. To poniekąd gonienie dziecięcych marzeń. Próbujemy grać jak te kapele, których słuchaliśmy lata temu.
PURE BEDLAM - Gris Gris
Energia z czasów, w których zaczynaliście grać?
Tak. Nazywaliśmy się Shapeless. Nasz gitarzysta Adam, który gra ze mną w Pure Bedlam, otworzył mnie wtedy na takie zespoły jak Neurosis, Isis, a wtedy takich rzeczy nie słuchałem. Nasz drugi gitarzysta słuchał wtedy dużo Illusion. Z tego wszystkiego chcieliśmy robić swoją muzykę, co wychodziło z lepszym lub gorszym skutkiem, ale było to eklektyczne i ta eklektyka przeszła na Pure Bedlam.
Wiem, że kolejna płyta będzie inna. Parę rzeczy się pozmienia i nie będziemy się obawiali pójść w stronę bardziej melodyjną i przebojową. Bardzo dobrze śpiewa mi się melodyjnie. Chciałbym dalej podążać w tym kierunku.
Jaką widzisz różnicę między emocjami i feelingiem, które towarzyszą ci na koncertach Pure Bedlam i mocniejszych zespołach jak Las Trumien i Mentor? Musisz wejść w inną wrażliwość?
Nawet specjalnie o tym nie myślę. Podejrzewam, że kilka ruchów scenicznych czy formy okazywania emocji powtarzają się w moich projektach. Wchodzę na scenę i wiem, że teraz jest koncert Pure Bedlam, albo Mentora, albo Lasu Trumien, że i towarzyszą temu trochę inne emocje.
W większości swoich projektów nawiązujesz tekstowo do horrorów, głównie klasy B i produkcji niszowych. Widzisz coś inspirującego we współczesnym horrorze?
Oczywiście, że tak. Na pierwszej płycie Mentora jest kawałek pt. "Drag You to Hell", który był inspirowany filmem "Drag Me To Hell". Bardzo fajny horror Sama Raimiego, choć utrzymany w stylu tych starszych, z lat 80. Oglądam najróżniejsze horrory, bardzo dużo współczesnych. Lubię dobre filmy, nawet te, które obiektywnie nie są dobre, ale mnie jakoś przekonują, czyli kino klasy B. Parę lat temu wyszedł serial "The Haunting of Hill House", który bardzo długo pomijałem, bo nie sądziłem, że można zrobić dobry serial o nawiedzonym domu. W końcu go obejrzałem i dla mnie to najlepszy horror, jaki nakręcono w XXI w.
Nie myślałeś, żeby w tekstach nawiązywać bardziej do rzeczywistości?
W przypadku Mentora otoczka horrorowa sprawdza się super. To tematyka, którą żyję. Cały czas oglądam takie filmy. Łatwiej mi pisać o czymś, co jest mi bliższe.
I co jest fikcją?
Tak. Od czasu do czasu przemycam do tekstów coś z własnych doświadczeń, ale jest jednostkowo. W zespołach takich jak Grieving czy Las Trumien nasączone grozą teksty pasują bardzo dobrze. W Pure Bedlam i J.D. Overdrive zdarzały się teksty bardziej nacechowane emocjonalnie. W Lesie Trumien element rzeczywistości siłą rzeczy jest, bo teksty są oparte na prawdziwych wydarzeniach.
Las Trumien - Synod Trupi
Byłem ciekaw, czy nie interesowało cię może pisanie o otaczającej rzeczywistości, również politycznej.
Nie mam zespołu, w którym takie teksty by pasowały. Jak zaczniemy grać punka to bardzo chętnie. Nie mam problemu z przedstawianiem swoich opinii. Parę razy takie nawiązania się zdarzały, ale jednostkowo jak choćby w J.D. Overdrive czy na ostatnim Mentorze. Nigdy nie powiem, że któryś z zespołów, w których gram, jest nacechowany politycznie, choć nie mam problemu z zespołami politycznymi.
Z któregoś zeszłorocznego wydawnictwa jesteś szczególnie zadowolony?
Jestem po równo zadowolony ze wszystkich. Miałem zajebiście dobry rok i ciężko mi wskazać najlepszy album. Mogę powiedzieć, że album Pure Bedlam był płytą, która najbardziej mnie zaskoczyła, jeśli chodzi o moje umiejętności wokalne. Podobnie można powiedzieć o debiucie Grieving.
Jak szukasz inspiracji do tekstów Lasu Trumien?
Wikipedia. Parę pomysłów wpadło podczas rozmów ze znajomymi, czasem znajomi wyślą mi jakiś link do artykułu. Swojego czasu zrobiłem większy research. Mam w notatniku kilka tematów, które zostawiam na przysłowiowe "kiedyś". Gdy będzie powstawać nowa muzyka, będę chciał przyjrzeć się tym sprawom, by sprawdzić, czy pasują do muzyki. Pracując nad płytą "Licząc umarłych" miałem moment, gdy natłok tych wszystkich okropieństw mnie lekko przytłoczył.
Zobacz także: "Yesterday" (2019) - zwiastun filmu