Sylwia Wysocka procesuje się ze swoim oprawcą. "Mnie kupić nie można"
Aktorka w ubiegłym roku doznała poważnego uszczerbku na zdrowiu po tym, jak były partner pobił ją i zepchnął ze schodów. Sylwia Wysocka nie zgodziła się na sądowe mediacje z oprawcą, który chciał ją uciszyć pieniędzmi.
W maju ub.r. w mediach pojawiły się informacje na temat fatalnego stanu zdrowia Sylwii Wysockiej. Aktorka przyznała, że została pobita przez swojego byłego partnera, z którym wówczas jeszcze mieszkała. Miała złamaną rękę, w kilku miejscach złamany kręgosłup, a także liczne krwiaki na ciele. Sprawę zgłosiła na policję, w końcu zajęła się nią też prokuratura.
W rozmowie z "Rewią" Sylwia Wysocka przyznała, że nie zgodziła się na polubowne załatwienie sprawy. Nie wzięła udziału w sądowych mediacjach. Twierdzi, że jej oprawca chciał ją przekupić.
- Nigdy, w żadnym momencie toczącego się procesu, nie podejmowałam kwestii pieniędzy, odszkodowania czy zadośćuczynienia. Osoba, która mnie tak bardzo skrzywdziła, jest przekonana, że kupić można każdego i wszystko: miłość, przyjaźń, wierność, lojalność, jak również sprawiedliwość. Chciałabym udowodnić, że sprawiedliwości, a tym bardziej mnie, kupić nie można - powiedziała.
Nie tylko Cichopek i Hakiel. Te rozstania gwiazd zszokowały Polaków
Były partner aktorki jest biznesmanem prowadzącym interesy w Rosji i na Białorusi. Jak twierdzą znajomi gwiazdy, jest on zatwardziałym rusofilem i z łatwością mógłby wyjechać z Polski i uniknąć odpowiedzialności karnej.
- Wiem, że dostałabym tyle, ile bym chciała i sprawa zostałaby zamknięta. Ale uważam, że człowiek, który drugiemu zadaje tyle bólu i cierpień psychicznych i fizycznych, który świadomie mógł mnie zabić czy uczynić kaleką do końca życia, powinien odpowiedzieć za swoje czyny. Nie może całe życie być bezkarny - oceniła Sylwia Wysocka.