Ujawnia bulwersującą historię. Gwiazdora nazywa "oprawcą kobiet"
Sinead O'Conor udzieliła mocnego wywiadu, w którym nazywa Prince'a furiatem i oprawcą kobiet. Artystka wraca też do sprawy podarcia zdjęcia papieża Jana Pawła II na wizji.
Sinead O'Conor to jedna z najbardziej kontrowersyjnych artystek, jakie zna popkultura. Kilka lat temu Sinead zniknęła kompletnie z show-biznesu. Był też moment, kiedy traktowano ją jako zaginioną i poważnie martwiono się o jej życie. Sinead sześć lat spędziła w ośrodkach, gdzie była leczona m.in. na depresję. Przeszła na islam, zmieniła imię i nazwisko, zaszyła się w małej irlandzkiej wiosce. Artystka zdecydowała się napisać autobiografię, w której opisuje swoje życie prywatne i zawodowe. Książka "Rememberings" ma trafić do księgarni na początku czerwca, ale już jest o niej głośno.
Wszystko za sprawą wywiadu, którego O'Connor udzieliła dziennikarce "New York Timesa". Ujawnia w nim co działo się pewnej nocy, gdy pojawiła się w domu Prince'a. Upadek legendy?
Zobacz: "Wielokrotnie nie potrafiłam się przeciwstawić". Olga Bołądź o seksizmie w branży filmowej
O'Connor w książce opisała, jak pewnego dnia Prince (autor słów do jej hitu "Nothing compares 2 U") zaprosił ją do swojej hollywoodzkiej posiadłości. Sinead pisze, że gwiazdor terroryzował ją na miejscu. W środku nocy wybiegła z posiadłości, a Prince ruszył za nią samochodem, po czym ścigał ją po autostradzie. - Muzyków często nazywa się szalonymi, ale jest różnica między byciem zwariowanym a byciem furiatem i oprawcą kobiet".
Sinead od początku kariery nie zamierzała tańczyć tak, jak jej zagrają. Nie miała przy tym lekko. O'Connor zdradziła, że gdy nagrywała swój pierwszy album, była w ciąży. Osoba z produkcji miała dzwonić do jej lekarza i przekonywać zarówno lekarza, jak i artystkę, do przeprowadzenia aborcji. Odmówiła.
- Media robiły ze mnie wariatkę, bo nie zachowywałam się tak, jak powinna to robić gwiazdka pop. Mam dziś takie wrażenie, że bycie gwiazdą pop jest jak bycie więźniem. Musisz być dobrą dziewczynką - komentuje w "New York Times".
Największa krytyka spadała na O'Connor w 1992 r. Wtedy to podczas występu w "Saturday Night Live", wykonując utwór "War" Boba Marley'a, podarła zdjęcie Jana Pawła II. Miał to być protest przeciwko wykorzystywaniu seksualnym dzieci przez duchownych, na co - jak się wtedy często powtarzało - papież nie reagował.
Dziś O'Connor przyznaje, że nie żałuje, że to zrobiła, choć mówi się, że to wydarzenie zakończyło jej karierę. Artystka po prawie 30 latach przyznaje: - To było traumatyczne. Rozpoczął się wtedy sezon na nazywanie mnie "szaloną dz..ką".
Teraz dowiadujemy się, że to podarcie zdjęcia miało nie tylko polityczny wymiar, ale i wyjątkowo osobisty.
W książce i w wywiadzie O'Connor przyznaje, że jako dziecko była ofiarą przemocy ze strony matki. Kobieta zmarła, gdy piosenkarka miała 18 lat. Chwilę po śmierci matki, Sinead weszła do jej pokoju i zrobiła zdjęcie jedynemu obrazkowi, który wisiał na ścianie. Było to zdjęcie papieża.
"Czekałam na odpowiedni moment, by je zniszczyć" - komentuje.