"Znaleźliśmy wspólny język". Kukulska i Dusk stworzyli wyjątkowy duet
- Kiedy zacząłem pracować z Natalią, okazało się, że jest dokładnie taka sama jak ja. To odświeżające. To fantastyczne, móc pracować z kimś takim, kimś, komu tak samo będzie zależało na muzyce – mówi w rozmowie z WP Matt Dusk. Wraz z Natalią Kukulską opowiadają o wspólnym wykonaniu przeboju Franka Sinatry "One Note Samba/ Samba na jedną nutę".
Natalia Kukulska i Matt Dusk połączyli siły i stworzyli nową wersję przeboju Franka Sinatry "One Note Samba" (w polskiej wersji "Samby na jedną nutę"). To właśnie polska wersja, w której tekst Jonasza Kofty śpiewała Hanna Banaszak, zainspirowała Matta do nagrania piosenki na nowo. Co ciekawe, pracować nad utworem musieli na odległość, a zobaczyć się na żywo i dłużej porozmawiać mieli okazje dopiero podczas wywiadu. W rozmowie opowiedzieli, jak pracowało się im w duecie zdalnie i czego podczas tej współpracy dowiedzieli się o samych sobie.
Urszula Korąkiewicz: Kto do kogo zadzwonił pierwszy? Kto wpadł na pomysł duetu i wspólnej piosenki?
Matt Dusk: To zabawna historia. Kiedy kilka lat temu zaśpiewałem duet z Edytą Górniak, sprawiło mi to taką przyjemność, że miałem ochotę na więcej. Chciałem zrobić kolejny duet, ale już z kim innym. Co ciekawe, już wtedy moja żona proponowała mi Natalię, ale wówczas ostatecznie do realizacji pomysłu nie doszło. Później czas płynął i zrobiłem kilka innych duetów, w tym z Margaret, ale Natalia wciąż była wysoko na mojej liście osób, z którymi chciałbym zaśpiewać.
W końcu, kiedy zacząłem myśleć o nadchodzącym albumie, marzyłem o kolejnym duecie. Wtedy mój przyjaciel zaproponował Natalię. Odparłem od razu "o Boże, tak! Przecież od dawna chciałem z nią zaśpiewać"! Skontaktowaliśmy się z Natalią przez jej agentkę i zgodziła się praktycznie od razu. To wspaniałe, że polscy muzycy są tak otwarci na współpracę. Nie wiem, od czego to zależy , może jestem jakimś szczęściarzem, ale zawsze trafiam na fantastyczne, otwarte osoby. W Kanadzie i USA jest dużo trudniej, musisz przebrnąć przez logistykę, biurokracje, management, wielkie ego. A tutaj od razu współpraca ułożyła nam się znakomicie.
Natalia Kukulska: Dla mnie z kolei ta propozycja była wielką niespodzianką. Ale było mi bardzo miło, że Matt zgłosił się właśnie do mnie. Od razu pomyślałam, że przecież to wspaniały pomysł, żebyśmy zaśpiewali duet także na mojej płycie. Ale to, co zrobiliśmy jeszcze oprócz "Samby na jedną nutę", jest owiane tajemnicą. Zdradzę tyle, że jestem z tej współpracy bardzo zadowolona!
Natalia Kukulska: "Fani pisali mi, że piosenka 'Decymy' ratowała im życie"
A więc o przypadku nie ma tu mowy. Jak wasza kooperacja wyglądała w praktyce?
Matt: Och, to było okropne! Oczywiście ironizuję, ale ze względu na pandemię, musieliśmy działać na odległość, zdalnie. Tu, w Kanadzie, obostrzenia są jeszcze bardziej rygorystyczne, niż w Polsce. Nie gramy jeszcze koncertów, studia nagraniowe są zamknięte.
Oczywiście, gdybyśmy spotkali się wszyscy w studio, cały proces byłby bardziej organiczny. W tym przypadku było nam trudniej, każdy z muzyków musiał nagrać swoją partię oddzielnie. Największym wyzwaniem jednak były dopiero miksy, spięcie wszystkiego w całość. Bo kiedy tworzysz piosenkę, to tak, jakbyś malowała obraz. Obraz, który jest wart więcej, niż tysiąc słów. Każdy szczegół musi być idealny, każdy dźwięk musi brzmieć perfekcyjnie. Musieliśmy przyłożyć do tego dużo większą wagę. Ale przyznam, że ten wysiłek był wart efektu.
To rzeczywiście musiało być niemałe wyzwanie. Ale wyzwaniem musiało być dla ciebie także śpiewanie fragmentu piosenki po polsku. Nie myślałeś o tym, by kiedyś po polsku zaśpiewać całą?
Matt: Jasne, że tak! Moja żona zawsze się ze mnie śmieje, kiedy próbuję mówić po polsku, ale umówmy się, nie jest to najłatwiejszy język! Ale od dziecka lubiłem uczyć się języków. Mówiłem po francusku, niemiecku… Polski wymaga tylko trochę więcej pracy, bo jest dla mnie zupełnie obcy. Ale naprawdę uwielbiam śpiewać w innych językach!
Natalia: Ale zaznaczmy, że w tej piosence jest część, która śpiewana jest bez określonego języka, czyli mogłaby być w każdym. Mówię o części improwizowanej, z użyciem wymyślonych spontanicznie sylab. I to była najtrudniejsza część do zaśpiewania. I nie tylko dlatego, że melodia jest niełatwa, ale też dlatego, że musiałam wyczuć i zapamiętać twoją partię, dopasowując się do tych sylab!
Matt: To zabawne, bo ja też nagrałem drugi wokal. Najpierw pierwszy głos jako mężczyzna i wysłałem, żebyś mogła dograć swoją część, a potem zaśpiewałem damską część, próbowałem wyobrazić sobie, jak ty to zrobisz.
Natalia: Czyli trochę nam zajęło, żeby znaleźć wspólny język! (śmiech).
Dowodzicie, że muzyka to wspólny język dla wszystkich.
Matt: To jest właśnie piękno muzyki. Możesz znaleźć się w dowolnym miejscu na świecie, wystąpić na scenie i nie musisz znać chińskiego, francuskiego, nawet angielskiego. Możesz komunikować się z ludźmi językiem muzyki. To ona jest najlepszym przekaźnikiem.
Natalia: Przekaźnikiem emocji. Publiczność wcale nie musi rozumieć tego, co mówisz, czy śpiewasz. Poczuje nastrój, poczuje emocje, które chcesz przekazać. Bo muzyka, żeby poruszać, nie potrzebuje słów.
Znaleźliście wspólny język, a czego dowiedzieliście się o sobie nawzajem podczas współpracy?
Natalia: Ja się przekonałam, że Matt ma doskonałe poczucie humoru. Spodobało mi się to, że nie bierze wszystkiego na poważnie, jest dowcipny. Odbiło się to nawet w teledysku animowanym, który oparty jest na śmiesznych gagach, z przymrużeniem oka.
Poza tym jest dżentelmenem i ogromnym profesjonalistą. Znakomicie mi się z nim współpracowało, porozumiewaliśmy się w mig nawet w najdrobniejszych niuansach. Cierpliwie podchodził do moich uwag dotyczących miksu. No i oczywiście uwielbiam jego głos, i to, jak go używa. Ma otwartą głowę i wyczucie. Współpraca to była ogromna przyjemność!
Matt: Czy muszę coś dodawać? Ale mówiąc serio, to wszystko zasługa Natalii. Zazwyczaj pracuję z muzykami sesyjnymi. Wynajmujesz ich, wchodzą, grają swoje i wychodzą. Nie ma wtedy chemii, skupiasz się wtedy wyłącznie na robocie. Robię to już od naprawdę długiego czasu i trafiłem na wielu profesjonalistów, ale też na wielu dupków, którym nie zależało albo ważniejsze było dla nich ich ego.
A ja jestem swoim największym krytykiem. Przykładam wagę do każdej nuty. I kiedy zacząłem pracować z Natalią, okazało się, że jest dokładnie taka sama. To odświeżające. Myślę, że tak jak ja jest w dużej mierze perfekcjonistką. I to fantastyczne, móc pracować z kimś takim, kimś, komu tak samo będzie zależało na muzyce.
Dobrze się wyczuliście, a jak czujecie sambę? Czym jest dla was samba?
Natalia: Samba jest seksowna. Samba to rytm i uczucie, i chillout. Wprawia cię w bardzo zmysłowy nastrój, możesz się przy niej fantastycznie zrelaksować.
Matt: Absolutnie się zgadzam. Poza tym, w moim domu słuchamy cały czas samby i bossa nova. To jest dobra muzyka i na romantyczną kolację, i na letnią imprezę.
Natalia, czym dla ciebie była praca nad twórczością Sinatry po płycie "Czułe struny" i pracy nad Chopinem?
Natalia: Akurat kompozycja "One Note Samba", którą nagraliśmy nie kojarzy mi się aż tak bardzo z Frankiem Sinatrą. Ale kiedy wspominałam o cechach samby, zapomniałam o czułości. A ta czułość jest zarówno w sambie, jak i w twórczości Sinatry. Uwielbiam go, podobnie jak moja najstarsza córka i bardzo często go słuchamy.
Powrót do niego w taki nieoczywistym stylu, jest ogromną przyjemnością. Zawsze kiedy stykam się z jego twórczością, mam poczucie, że mam do czynienia z czymś niezwykłym i ponadczasowym. Czekam również na płytę Matta i Sinatrę w jego wydaniu. Tworzy fantastyczną muzykę, a do tego ma tak wspaniały głos i śpiewa tak stylowo, że jest to prawdziwa pełnia.
Matt, a skąd wzięło się twoje zamiłowanie Sinatrą?
Matt: Dorastając słuchałem mnóstwo muzyki. I jak wielu nastolatków szukałem mentora, wzorca, idola. A kiedy widzisz muzyka wchodzącego na scenę, sączącego whisky i zaciągającego się papierosem, myślisz "wow, to robi wrażenie". Oczywiście, słuchałem mnóstwo rocka, byłem fanem Nirvany i U2. Do dzisiaj uważam, że to fantastyczna muzyka, ale nigdy nie identyfikowałem się z tym klimatem, nie widziałem się jako długowłosego dzieciaka we flaneli.
I nagle trafiłem na Franka Sinatrę, stylowego faceta, prawdziwego króla Las Vegas. Nawet dzisiaj, kiedy pojedziesz do Vegas, jego piosenki rozbrzmiewają niemal w każdej knajpie, to stała część nocnego życia tego miasta… Urzekło mnie to.
A co możesz powiedzieć o swojej drugiej części albumu z piosenkami Sinatry? Czego możemy się spodziewać?
Matt: Frank Sinatra nagrał ponad 1000 piosenek. To nieprzebrany katalog. Na pierwszej płycie znalazło się ich zaledwie około 10. Na drugiej z kolei będą takie, których nigdy dotąd nie nagrałem, ale od dawna wykonywałem na żywo.
I jak wspomniałem, trochę przysłużyła nam się pandemia. Pomyśleliśmy, że skoro musimy być zamknięci, dlaczego nie wykorzystać tego czasu, zebrać to wszystko razem i nagrać? Zdecydowaliśmy, by ta przygoda z Sinatrą jeszcze trwała. Bo ta muzyka przypomina nam dawne czasy, kiedy wszystko było normalnie. I te bliższe, kiedy wychodziliśmy na koncerty, do restauracji, do kina. Chciałem zachować w nas tę nostalgię.