Życie Agnieszki Więdłochy zaczęło się nagle sypać. Historia jak z horroru
Agnieszka Więdłocha w najnowszym wywiadzie opowiedziała o przeklętym obrazie, który niszczył jej życie. Scenariusz nowego filmu z jej udziałem? Nie, ta historia wydarzyła się naprawdę.
W najnowszej rozmowie z "Panią" Agnieszka Więdłocha opowiedziała o swoim życiu, młodości i najbliższych planach. Zdradziła też, że wciąż jest wściekła na paparazzi, którzy zniszczyli jej zaręczyny.
ZOBACZ TEŻ: Więdłocha o kłótniach: "Niczym nie rzucam, zawsze mi szkoda rzeczy"
Ale w rozmowie z miesięcznikiem aktorka podzieliła się też niezwykłą historią. Rodem z horroru.
- Kupiłam kiedyś na targu staroci olejny obraz z 1932 r. […] To był portret z wizerunkiem tajemniczej, niepięknej kobiety, którą nazwałam Oliwia Szuwar - zaczyna swoją opowieść Więdłocha.
Kobieta z obrazu z miejsca zafascynowała aktorkę, bo skojarzyła jej się z boharterką powieści "Zły" Leopolda Tyrmanda.
- Pomyślałam: "Chciałabym być tak silna jak ta kobieta z obrazu".
Tajemniczy portret zawisł w mieszkaniu aktorki. I natychmiast w życie Więdłochy wywróciło się do góry nogami.
- […] wiem, że brzmi to co najmniej dziwnie. Mój ukochany kot chorował, ja czułam się źle, wszystko się popsuło. Jeden mój serial nie wypalił, drugi się skończył, a przy trzecim podjęto decyzję, że nie będzie kontynuowany - wylicza Więdłocha.
Aktorka musiała zrezygnować z udziału w filmie, a w teatrze nagle zabrakło dla niej ról. Na domiar złego w jej życiu prywatnym pojawiły się komplikacje.
Kłopoty ustały dopiero, gdy obraz trafił na śmietnik. Aktorkę przekonała jej kuzynka, która stwierdziła, że portret "emanuje złą energią".
- Nie kupuję już starych obrazów. I ostrożnie wypowiadam życzenia - śmieje się Agnieszka Więdłocha.