Czarownica z Black Beverly Hills. Meghan urodziła po swojemu!
Nie przyleciała na miotle, bo współczesne czarownice potrafią się dobrze maskować. Działała przebiegle: uwiodła rudego księcia, wnuczka królowej, a potem wzięła go pod pantofel. Teraz urodziła księciu dziecko, pierwsze o ciemniejszej karnacji we współczesnej historii brytyjskiej monarchii! I jak tu nie kochać Meghan Markle?
Zdaniem wielu brytyjskich komentatorów ten dzidziuś o ciemnej (ciemniejszej) karnacji to potężny symbol. Dziecko "baby Sussex” jest bowiem produktem dwóch ras i wielu kultur. Jak bardzo zmienia się monarchia, bastion kasty brytyjskiej, w przygniatającej większości białej, arystokracji!
Jeszcze w 1997 r., tuż przed jej tragiczną śmiercią, brytyjska prasa pisała o Dianie z niechęcią, że prowadzała się z "tym Arabem”. Horror budziła myśl, że księżna mogła urodzić Dodiemu Al Fayedowi dziecko mieszanej rasy. Dziś żoną ukochanego wnuczka królowej jest Amerykanka, aktorka, rozwódka, której mama jest Afroamerykanką.
Takie dziecko jak dziecko Meghan, "mieszanej rasy” nie urodziło się jeszcze nigdy w brytyjskiej rodzinie królewskiej. Prawdę mówiąc królowa Charlotta, niemiecka żona Jerzego III z końca XVIII wieku i początków następnego, miała w żyłach sporą domieszkę afrykańskiej krwi, którą zresztą obdarowała królową Wiktorię i... Elżbietę II, ale kto o tym dziś pamięta?
Do tego zapewne dzidziuś Meghan wybierze podwójne obywatelstwo amerykańsko-brytyjskie. To kolejny symbol gwałtownie zmieniającego się świata: oto potomek buntowników z amerykańskich kolonii i czarnych niewolników zajmuje siódme miejsce w kolejce do brytyjskiego tronu... Choć z drugiej strony nie wiadomo, czy "baby Sussex” będzie mieć jakikolwiek tytuł książęcy (nie należy się mu z automatu), a jeśli nawet królowa uczyni tu wyjątek, nie jest jasne, czy Meghan i Harry nie zrezygnują z tytułów dla dobra "normalnego życia” swojego dziecka (tak jak księżniczka Anna postąpiła w przypadku Petera i Zary Philips)!
Koniec cyrku
Świat zmienia się więc dosłownie na naszych oczach. Narodziny dziecka księżnej Sussex były inne niż całej trójki dzieci Kate. Meghan to "czarownica” zza Oceanu, która ma za nic obyczaje i tradycje nobliwej wyspiarskiej monarchii. Sama mówi o sobie, że jest feministką (od lat nastoletnich, gdy walczyła z seksizmem!) i przedstawicielką pokolenia MeToo. Zamiast trzymać buzię na kłódkę, uśmiechać się słodko, przecinać wstęgi, Meghan zdążyła przez niecały rok dokonać cichej rewolucji: wita się serdecznie z ludźmi, ściska nieznajomych, spotyka, co prawda potajemnie, z ofiarami pożaru z londyńskiej Grenfell Tower i już otwarcie z ofiarami największej plagi XXI wieku, chorób psychicznych. Słowem, robi wrażenie "nowej Diany”. Do tego nie robi sobie wiele z konwenasu nakazującego jej unikania drażliwych tematów.
Gani mizoginistę Donalda Trumpa, chwali liberalną Amerykę, będzie kręcić film dokumentalny o depresji i aż przebiera nogami, by wyjechać pomagać dzieciom w Afryce. Wszystko, lub prawie wszystko, stara się więc robić po swojemu. Na swoim postawiła także w sprawie narodzin swojego pierworodnego.
Od 40 lat młode żony dynastii Windsorów gnały pędem z sali porodowej przed szpital, ściskając gorsetami brzuch i nakładając łyżkami makijaż, byle tylko pokazać "baby” tłumom paparazzich i reporterów telewizyjnych. Godziła się z tym Diana, a po niej Kate. I fani monarchii to pokochali (kiedyś, jeszcze w XX wieku, w królewskich narodzinach uczestniczyli ministrowie spraw wewnętrznych i tłum postronnych, a pewien hiszpański król wyniósł noworodka ministrom na srebrnej tacy, więc i tak mamy pewien postęp).
Meghan i Harry postanowili z tym skończyć. Zapewne także dlatego, że Meghan, trochę jak Diana, czuła zbytnio oddech paparazzich i zaczęła się podłamywać psychicznie... (bronił jej niedawno sam George Clooney, twierdząc, że trwa na nią nagonka!).
Ucieczka do Afryki?
- My chcemy zrobić to prywatnie - oznajmili światu w kwietniu, niedługo przed porodem. Jednym ruchem zrezygnowali z medialnego cyrku. - Ale to dziecko jest przecież także nasze! - warknęły ostrzegawczo brytyjskie tabloidy. Kilku publicystów poważnie udowadniało, że fakt, iż młoda para czerpie dochody z publicznej kasy, daje prawo do wglądu w ich życie prywatne.
W oczach mediów rezygnacja z cyrku przed szpitalem to cios poniżej pasa. Windsorowie od lat 60. XX wieku (w momentami także dużo wcześniej) są czymś w rodzaju opery mydlanej. Globalna wioska żyje rytmem ich ślubów, narodzin, romansów, zdrad i pogrzebów. Gdyby miało ich zabraknąć, nie byłoby chyba za bardzo o czym pisać!
Decyzja książęcej pary była więc "nieprzyjazna”. I to nie tylko dla mediów. Szefowa Firmy, jak Elżbieta II nazywa monarchię, z zatroskaniem kręci już chyba głową, surowo marszcząc brwi. Monarchia to tradycja, rytuał. Co będzie jeśli zastąpi ją indywidualizm? Windsorowie stracą resztki magii i staną się podobni do milionów zwykłych ludzi. Dlatego Elżbieta II ma trochę dość gwałtownych ruchów Meghan.
W przeciwieństwie do księżnej Kate, Meghan nie zgodziła się rodzić w szpitalu Lindo w Londynie, odrzuciła (przynajmniej częściowo) usługi królewskich ginekologów, wynajmując własną panią doktor. Ba, wykluczyła nawet szybkie pokazanie zdjęć dzidziusia. Pierwsze miały ukazać się na Instagramie. To może dobre dla części młodszych fanów Windsorów, ale co z resztą? Jakby tego było mało, Meghan i Harry puścili w świat informację, że za jakiś czas wyjadą na parę miesięcy ze swoją latoroślą do… Afryki, gdzie będą potem rok po roku bywać regularnie, prowadząc działalność charytatywną, niczym na dobrowolnej banicji… Świat się kończy!
Kolejna Wallis?
Pojawiły się od razu komentarze, że księżna Sussex bardzo przypomina… Wallis Simpson, słynną amerykańską rozwódkę, która w latach 30. XX wieku skradła serce synowi Jerzego V, przyszłemu królowi Edwardowi VIII. Po niespełna roku, w grudniu 1936 r. oddał on koronę bratu, królowi jąkale i uciekł z narzeczoną do Francji (ich groby znajdują się nieopodal Frogmore Cottage w Windsorze, gdzie mieszka nowa książęca para!). Podobnie jak parę Edward - Wallis, także duet Harry’ego i Meghan cechuje układ, w którym silna kobieta podporządkowuje sobie słabszego samca. Tak jak Meghan poróżniła się z Kate, tak Wallis nie znosiła z wzajemnością Matki Królowej, żony Jerzego VI, brata Edwarda VIII.
Jako "czarownica” Meghan nie miała z wzięciem pod pantofel męża żadnego problemu. Harry ponoć nie pije już nie tylko alkoholu, ale nawet kawy i herbaty. Niedawny wojak British Army w Afganistanie stał się feministą i zwolennikiem medycyny naturalnej. Prawie jak król Edward VIII, który musiał przepraszać Wallis, udając szczekanie pieska, malował jej paznokcie u nóg i szantażował ją (gdy zorientowała się, jaką gehenną jest bycie żoną Windsora), trzymając pod poduszką nabity rewolwer. OK, no może nie aż tak! Ale Harry rzeczywiście zmienił się ostatnio i robi wrażenie, jak pisała jedna z gazet brytyjskich, ponuraka. Książę jest pod przemożnym wpływem Meghan, która postanowiła robić na dworze Windsorów, co się jej podoba. Przynajmniej gdyby wierzyć tabloidom, które z cichej rebelii Meghan uczyniły rewolucję.
Przeczytaj również: Dziecko Meghan i Harry'ego jednym z najbogatszych książąt świata
Zemsta mediów
Media mściły się za obronę prywatności przez Meghan, publikując na jej temat mnóstwo bzdur. Od informacji o tym, że symuluje ciążę, po doniesienia o podłym charakterze „jędzy” Meghan zwalniającej na chybił trafił pracowników, psychopatycznej pracoholiczki pomiatającej podwładnymi od szóstej rano, kiedy jest już po codziennej porcji jogi. Daily Mail skwitował brutalnie charytatywne pasje Meghan i Harry’ego, pisząc o pseudofilozofii pary przypominającej "mądrości z magnesów na lodówkę”.
Już przed ślubem zdarzały się w brytyjskich gazetach mało subtelne kopniaki w kostkę na tle rasowym. Pisano o niej, jakby wychowała się w murzyńskim getcie, zmagając się na co dzień z gangami handlarzy narkotyków. Tak oczywiście nie było: Meghan (a teraz jej mama) mieszkała w Los Angeles w dzielnicy nazywanej Black Beverly Hills. To nie znaczy, że szybko nie doświadczyła amerykańskiego rasizmu: jej matkę uznawano instynktownie za służącą i nazywano "czarnuchem”.
Ukryty brytyjski rasizm, na co dzień oficjalnie prawie nieobecny, nie był dla Meghan niespodzianką. Zaskoczyły ją, jak każdego, kto wchodzi do pałaców Windsorów, średniowieczne obyczaje monarchii, zarządzanej autokratycznie przez 93-letnią nobliwą starszą panią. Meghan zaczęła więc łamać protokół. Przemyślnie, świadomie i wielokrotnie.
Pamiętając, jakie emocje wywoływała jej własna karnacja, boi się instynktownie reakcji na kolor skóry swojego dziecka. Choć będzie mieć mnóstwo sympatii większości przeciętnych Brytyjczyków, wychowanych w szacunku dla innych kultur i całkowitej "ślepocie” na odmienny kolor skóry.
Ikona rewolucji?
W ciągu ostatniej dekady liczba dzieci mieszanej rasy w Wielkiej Brytanii (i w USA) gwałtownie wzrosła. Podczas ślubu w Windsorze w maju 2018 r. widziałem na własne oczy, jaki entuzjazm budzi w młodych kolorowych Brytyjczykach Meghan. Dobra „czarownica” z Black Beverly Hills, dzielnicy Los Angeles, w której brytyjska księżna jest już kulturową ikoną.
"Czy Meghan zmieni rodzinę królewską, czy rodzina królewska zmieni Meghan?” - pytało w ubiegłym roku w komentarzu BBC. Na razie znamy stanowczo negatywną odpowiedź na drugą część pytania. Meghan nie chce się zmienić w dworską lalkę na baterię z silnikiem i kluczykiem. Odpowiedzi na pierwszą dostarczą w dużej części dzieje "baby Sussex” i jego mamy.
Czy czarownica z Beverly Hills zmieni także brytyjską monarchię? Nie wiadomo. Jeden z brytyjskich socjologów, Kehinde Andrews z Birmingham, rzucił przy okazji ślubu, że jeden łyk czarnej kawy nie zmieni "białej kultury” wciąż ksenofobicznej Anglii. To prawda, tyle że trybami historii kręcą właśnie takie małe symbole jak "baby Sussex”. Trudno będzie komukolwiek sugerować, nawet w dobie brexitu i ksenofobii, że odmienny kolor skóry jest nie do pogodzenia z poczuciem bycia prawdziwym Brytyjczykiem no i monarchią...
Meghan jako świetna „komunikatorka” i dobra aktorka potrafi zdobyć sympatię tłumów, szczególnie młodych Brytyjczyków, od których zależą losy monarchii. Zauważyła to królowa, która w ubiegłym roku gawędziła z nią jak z najlepszą przyjaciółką. Indywidualizm Meghan może jednak rozsadzić ramy tradycyjnej brytyjskiej monarchii albo uczynić z niej nową Dianę XXI wieku.
Autor: Marek Rybarczyk - były korespondent GW w Londynie i dziennikarz BBC, autor kilku książek o brytyjskiej monarchii i arystokracji m.in. bestsellerowych "Tajemnic Windsorów”