Jan Borysewicz: gramy znów trochę jak w latach 80., ale mamy jeszcze sporo siły
- Starałem się, żeby tych koncertów nie było aż tyle, ile w latach 80. Niestety, w związku z pandemią nie wszystko można było przewidzieć i teraz znowu trochę tak jest. Na całe szczęście już nie balujemy, mamy więc jeszcze sporo sił - mówi Jan Borysewicz o trwającym świętowaniu 40-lecia Lady Pank. Jednym z przystanków na trasie zespołu jest sopocki Top of the Top Festival.
Urszula Korąkiewicz, Wirtualna Polska: Wasze świętowanie 40-stki Lady Pank wydaje się nie mieć końca. Na koncertowy zastój nie możecie narzekać.
Jan Borysewicz: Faktycznie. Stało się tak dlatego, że przez pandemię wiele z zaplanowanych koncertów musieliśmy przełożyć. Więc to 40-lecie będziemy świętowali w sumie trzy lata. Gramy naprawdę mnóstwo, od 70 do 100 koncertów rocznie, to naprawdę dużo, a przesuwać je jest naprawdę niełatwo, zwłaszcza że w planach koncerty i w Europie, i w Stanach. W tym na festiwalu w Sopocie występuję i z Lady Pank, i solo. Zresztą teraz znów zdarza się tak, że gdy wyjadę z domu, wrócę dopiero za kilkanaście dni.
To niemałe wyzwanie.
Tak wygląda moje życie w trasie i zawsze tak właśnie wyglądało. Natomiast starałem się, żeby tych koncertów nie było aż tyle, ile w latach 80. Niestety, w związku z pandemią nie wszystko można było przewidzieć i dobrze zaplanować – i teraz znowu jest trochę tak, jak w tych latach 80.
Na całe szczęście już nie balujemy, duża część tej rockandrollowej otoczki jest już poza nami. Mamy więc jeszcze sporo siły, trochę czasu i możemy się delektować naszym muzycznym dorobkiem. Koncerty teraz są naprawdę przyjemne, zespół jest w znakomitej formie, ja mogę się tylko z tego cieszyć.
Zobacz wideo: Panasewicz: "Rock’n’Rollowcy mają dobre serducha. Nie mają zawiści i zazdrości!"
Zwłaszcza że macie naprawdę wierną publikę, która przychodzi na wasze koncerty. Jej reakcja też przywodzi na myśl wrażenie sprzed lat?
Dzisiaj jest trochę inaczej. Ale zauważam, że dołącza do naszych koncertów naprawdę sporo młodych ludzi. To na pewno zasługa rodziców, którzy przekazywali im naszą muzykę. Ale wielu z nich z własnej inicjatywy wraca nie tylko do nas, ale wielu innych zespołów z lat 80. To były naprawdę piękne czasy dla muzyki. Powstawały wspaniałe kompozycje, numery, które są z nami do dzisiaj i zostaną w sercach ludzi na zawsze.
To też chyba najlepszy namacalny dowód na to, że wasza muzyka się nie starzeje.
Tu chodzi o coś więcej niż to, że my się nie starzejemy. Przez lata muzyka się zmieniła, stała się mechaniczna, mało w niej człowieka. Mówię o tej, która jest w mainstreamie, puszczana w radio. Poza tym rynek dominuje rap, ale wykonawców, którzy wykonują go na naprawdę wysokim poziomie, jest stosunkowo niewielu. Nowej muzyki rockowej już prawie nie ma, bo stacji radiowych jakoś ten gatunek nie interesuje. Jest dla niej coraz mniej miejsca. Żenujące jest to, że muzycy muszą nagrywać coraz krótsze piosenki, żeby w ogóle ich puszczano. Poza tym mamy mnóstwo chwilowo popularnych wykonawców, których pograją i zaraz zastąpią kimś innym. Nikt o nich nie będzie pamiętał już za rok czy dwa.
Oczywiście zdarzają się fantastyczne "strzały" jak Sanah, która zdobyła ogromną popularność, moim zdaniem zasłużoną. Ale to systemowo idzie w narzuconym odgórnie kierunku. Na szybkość, masowość. A jest mnóstwo młodych wykonawców, którzy jeszcze grają i po garażach. Mówią mi nieraz, że nie mają już siły, bo nikt się nimi nie interesuje, nikt nie chce ich puszczać. Moja rada jest krótka - jedynym wyjściem jest to, żeby się nie poddawać.
Jeśli robisz szczerą rockową rzecz, to to się uda, to się obroni. Ludzie szukają takiej muzyki, dlatego mierzi mnie głównie to podejście radiowe, tu tkwi problem, tu powinno się coś zmienić. Ja jestem zwolennikiem tego szczerego, żywego grania i zawsze nim będę.
Wasze świętowanie, ale i całe funkcjonowanie, to koncerty i festiwale. Także te, na których jak w Sopocie, mimo wyjątkowej oprawy, żeby się zaprezentować, macie dosłownie chwilę. Jak się odnajdujecie w takiej formie?
To jest wyzwanie. Głównie dlatego, że przygotowujesz się, grasz te próby, a nie jesteś w stanie przewidzieć, co się wydarzy na scenie. To wykon na żywo, może się wydarzyć wszystko. Może ci pęknąć struna, może się spalić wzmacniacz, nie wymienisz tego jak na koncercie, nie zaczniesz drugi raz. Występu już nie powtórzysz. To ogromnie stresujące. Więc kiedy mówię, że nieszczególnie lubię festiwale, to głównie chodzi mi o te kwestie organizacyjne, pewne ograniczenia techniczne. Ale już na scenie, jak zawsze, dajemy z siebie wszystko.
To jest też właściwie moment na zagranie jednego, największego hitu. To wracanie do "best of" nie bywa czasem męczące?
My się zawsze dostosowujemy. Na szczęście skomponowałem tyle przebojów, że zachowujemy różnorodność. Kiedy na jednym festiwalu proszą mnie, byśmy zagrali "Zostawcie Titanica" i "Kryzysową narzeczoną", na drugim "Tacy sami" i "Mniej niż zero", na kolejnym jeszcze co innego, proszę bardzo. Poza tym ja naprawdę rozumiem reżysera takiego rodzaju festiwalu czy osobę odpowiedzialną za repertuar. Wiem, czego się od nas oczekuje, nie mam z tym problemu.
Zwłaszcza że zdarza się, że to hity w szczególnych aranżacjach. Tak jak "Zawsze tam, gdzie ty", którą wykonacie z Ewą Bem. Zresztą, to nie pierwszy raz, gdy spotykacie się w tej piosence.
Tak, kiedyś Ewa zaprosiła mnie na swój benefis, zagraliśmy razem "Bo we mnie jest seks" i "Zawsze tam, gdzie ty", wyszło nam wtedy wspaniale. Ta piosenka nabrała zupełnie innego wyrazu, zrobiła się bardzo kobieca. Spodobała mi się i bardzo lubię ją w tej wersji.
Dlatego też kiedy tylko się dowiedziałem, że Ewa wraca do grania, pomyślałem, że musimy to powtórzyć. Złapałem za telefon, powiedziałem: "Ewunia, nagrywam solową płytę - 'Wszystkie oblicza Jana Borysewicza', błagam, musisz na niej zaśpiewać, potrzebuję cię w tym utworze". Odpowiedziała tak, jak mówi do mnie zawsze: "oczywiście, mój kochany łobuziaku".
A czy "Wszystkie oblicza Jana Borysewicza" dadzą się poznać na żywo? Z pewnością trudno to pogodzić z koncertami Lady Pank, ale może fani mają szansę liczyć na trasę Jana Bo?
Pełnowymiarowa trasa nie wchodzi w grę, nie będę w stanie zagrać takiej liczby koncertów. Natomiast pojedyncze koncerty wydarzą się z pewnością, zagraliśmy już dwa, na pewno będzie ich jeszcze trochę. Zaplanowanie ich jest o tyle trudne, że niełatwo pogodzić terminy tak, by pojawili się goście występujący na płycie. Ale i tak będzie działo się sporo.
Obecnie intensywnie pracujemy i dopinamy szczegóły płyty MTV Unplugged, która ukaże się w połowie listopada. No, a poza tym 28 września ukaże się też moja książka "Jan Borysewicz. Mniej obcy". Napisany przez Marcina Prokopa biograficzny wywiad rzeka. Także jest na co czekać.
Urszula Korąkiewicz, dziennikarka Wirtualnej Polski