Jest ciąg dalszy sprawy przerwanego koncertu. Strachy na Lachy wydały oświadczenie
Koncert zespołu Strachy na Lachy, który odbył się w Świebodzicach, odbił się w mediach szerokim echem. Jest ciąg dalszy sprawy.
W trakcie wspomnianego koncertu podczas Dni Świebodzic, doszło do nieprzyjemnego incydentu. Podczas wykonywania przez grupę jednego z ich największych hitów "Piła Tango", Krzysztof Grabowski "Grabaż" musiał przerwać koncert ze względu na bezpieczeństwo publiczności.
Okazało się, że ochrona nie była w stanie zapanować nad wszystkim. Jak podczas niemalże każdego koncertu rockowego, tak i teraz, nieodłącznym elementem imprezy okazał się crowd surfing. Polega on na przekazywaniu sobie przez fanów osób nad głowami z rąk do rąk.
Ochrona ma za zadanie złapać osoby unoszone przez tłum przy barierkach i bezpiecznie odstawić ich na ziemię. Tym razem działo się inaczej. Krzysztof Grabowski zauważył co się dzieje i zadecydował o zejściu ze sceny. Muzyk podkreślił, że brak reakcji ze strony ochroniarzy mógł skończyć się tragicznie i zamieścił w tej sprawie w mediach społecznościowych mocny wpis. Muzyk zaznaczył, że chciał wówczas porozmawiać z organizatorami o zaistniałym incydencie, ale nikt nie czuł się za niego odpowiedzialny.
Szczęśliwie nic nikomu się nie stało, ale zamieszanie wokół koncertu pozostało. Teraz sprawa ma ciąg dalszy. Jak się okazuje, do muzyka zgłosił się szef firmy ochroniarskiej. Panowie przeprowadzili długą rozmowę, a jej owocem są konkretne działania. Grupa nie kryje, że cieszy się z takiego obrotu sytuacji.
Trwa ładowanie wpisu: facebook
- Pan Piotr Zygadlewicz, właściciel firmy Pantera Security, która zabezpieczała miejscowe Dni Miasta, zadzwonił wczoraj do Grabaża, przyznał się do błędu i wyciągnął wnioski. W efekcie firma Pantera przeprowadzi szkolenia w zakresie zabezpieczenia sceny m.in. na koncertach rockowych. Grabaż na te szkolenia został zaproszony i weźmie w nich udział – napisano w oświadczeniu na Facebooku zespołu.