Katarzyna Sobczyk – śpiewała radosne piosenki, a jej życie prywatne było przepełnione smutkiem
Choć jej piosenki nuciły pokolenia Polaków, śmiało można powiedzieć, że dla Katarzyny Sobczyk piątek trzynastego ciągnął się przez całe życie. Za szelmowskim spojrzeniem i pod gołębim sercem skrywały się niezrozumiałe wyrzeczenia, bolesne błędy i dramaty, które ukształtowały jej dorosłe życie.
W artykule znajdują się linki i boksy z produktami naszych partnerów. Wybierając je, wspierasz nasz rozwój.
Spełniona inaczej
Gdyby urodziła się w Anglii czy w Stanach Zjednoczonych jej kariera mogłaby się potoczyć zupełnie inaczej. Choć w PRL-u osiągnęła status gwiazdy, stale słyszała, że marnuje swój talent, że zawsze mogłaby zrobić coś inaczej, lepiej. Jednak Katarzyna Sobczyk podchodziła do tych uwag z odpowiednim dystansem.
- Może mogłabym stać nieco wyżej w rankingu piosenkarek, ale cóż, los chciał inaczej. Ja wierna jestem sobie, mojemu stylowi śpiewania, nie chcę być popularna za wszelką cenę. Nie opłakujcie zatem zmarnowanego talentu Kasi Sobczyk, ja żyję, ja śpiewam i cieszę się każdym dniem – mówiła w jednym z wywiadów.
I nikt nie zamierzał opłakiwać tego, że nie urodziła się w innym kraju. Przeciwnie. Jej piosenki pojawiały się w najpopularniejszych filmach i serialach, jej twórczość cieszyła się uznaniem dziennikarzy, muzyków i fanów. Jej hity do dziś sprawiają, że nawet na najbardziej pochmurnych twarzach pojawiają się uśmiechy.
Czerwono-Czarni - "Trzynastego"
"Trzynastego", "Nie bądź taki szybki Bill", "Wojna domowa" – to tylko wycinek najpopularniejszych piosenek Sobczyk. Choć odnosiła sukcesy zawodowe, życie osobiste nie zawsze układało się po jej myśli. Popełniła kilka błędów, które wiązały się z ogromnymi konsekwencjami.
Kazimiera co została Kasią
Katarzyna Sobczyk urodziła się 21 lutego 1945 r. w Tyczynie w województwie podkarpackim. Od dziecka wiedziała, że chce występować przed publicznością. Brała udział w szkolnych przedstawieniach, śpiewała, grała na gitarze. Miłością do muzyki zaraził ją ojciec, który zajmował się strojeniem instrumentów.
Wkrótce dołączyła do amatorskiego zespołu – i to był przełomowy moment w jej życiu. Na scenie dostrzegli ją bowiem członkowie bigbitowej grupy Czerwono-Czarni, którzy właśnie poszukiwali nowej wokalistki. 16-latka tak ich zachwyciła, że namówili ją do wzięcia udział w Festiwalu Młodych Talentów w Szczecinie. Trzy lata później zaproponowali, by dołączyła do nich.
Sobczyk przybrała sceniczne imię – Kasia (w dowodzie miała wpisane imię Kazimiera). Dziś powiedzielibyśmy, że chciała brzmieć bardziej medialnie. Porzuciła liceum, choć maturę zdała kilka lat później, i wpadła w wir koncertowania. Sukces był jej pisany, szybko stała się najjaśniejszym punktem w konstelacji polskich gwiazd. Słuchacze pokochali ją charakterystyczny wizerunek "dziewczynki z pazurem".
Rysa na szkle
W 2017 r., siedem lat po śmierci Sobczyk, tak jak to sobie zaplanowała, ukazała się ostatnia rozmowa z nią, w której podzieliła się bolesnym przeżyciem z początków swojej kariery. Piosenkarka w wieku 18 lat poddała się aborcji.
-* Zabiłam. Miałam wtedy 18 lat. Byłam w ciąży, z saksofonistą. Bardzo go kochałam i on mnie wtedy też kochał.* Powiedział: fajnie, będziemy mieli dziecko. Niczym się nie przejmuj, tylko jeszcze zaśpiewaj w Opolu. Zaśpiewałam i za tę piosenkę: „Nie wiem, sama nie wiem, czy to warto kochać ciebie”. Dostałam nagrodę. 1965 rok. A potem on zaprowadził mnie do lekarza i usunęliśmy tę ciążę. Byłam w takiej rozpaczy, płakałam dzień i noc, gorączkowałam, umierałam prawie. Ale Bóg pozwolił mi przeżyć – mówiła w rozmowie z Januszem Kopciem.
Kiedy opowiedziała o wszystkim mamie, usłyszała, że popełniła największy błąd w życiu. Jak się okazało nie pierwszy i nie ostatni. Sobczyk przyznała też, że nienarodzone dziecko śniło się jej regularnie. - Wyciąga rączki: mama, mama. Budzę się na poduszce mokrej od łez – wspominała piosenkarka.
Po bolesnym doświadczeniu Katarzyna Sobczyk zdecydowała się na rozstanie z partnerem, który nakłonił ją do aborcji. Jakaś część jej umarła i w jednej sekundzie przestała kochać chłopaka, z którym wiązała przyszłość.
- Nie chciałam na nikogo patrzeć. Moja wielka miłość mi minęła. Została krzywda. Nie mogłam z nim być, bo on nie chciał dziecka – dodała.
Strach stanął na drodze do światowej kariery
Wkrótce też straciła głowę dla kolejnego mężczyzny. Była tak zakochana, że nie widziała poza nim świata. Miłość po raz kolejny doprowadziła Sobczyk do błędnej decyzji, która prawdopodobnie wpłynęła na to, że nie została gwiazdą światowego, a już na pewno europejskiego formatu.
Podczas Festiwalu w Sopocie w 1964 r. obecny był Bruno Coquatrix, dyrektor paryskiej Olympii, najsłynniejszy impresario tamtych czasów. Francuz był zachwycony talentem i charyzmą Katarzyny Sobczyk. Bez chwili zastanowienia zaproponował jej roczny kontrakt. Kiedy wokaliści z całego świata bili się o to, by występować na deskach najmodniejszej sali koncertowej w Europie, Polka odmówiła.
– Mój, podobno, wielki talent miał być doskonalony i wykreowany na scenie Olimpii, a później na scenach światowych. No i co ja zrobiłam?... Odmówiłam. Dlaczego? Byłam bardzo młoda, zakochana, nie zawsze pewna swego losu w życiu osobistym. Myślałam, że jak wyjadę do Paryża bez mojej miłości (miał na imię Zbyszek), to cały świat się zawali – opowiadała w rozmowie z Januszem Kopciem.
Jedyne co się zawaliło, i to szybciej niż mogło się to jej wydawać, to związek z partnerem, dla którego porzuciła zawodowe ambicje.
Matka nieidealna
Katarzyna Sobczyk znalazła jednak pocieszenie w ramionach innego mężczyzny. Gdy do Czerwono-Czarnych dołączył Henryk Fabian, piosenkarka szybko obdarzyła go uczuciem i niedługo potem stanęli przed ołtarzem. W 1968 r. wielkim przebojem Czerwono-Czarnych stała się tytułowa piosenka z płyty "Zakochani są sami na świecie". Duet Sobczyk z mężem był brzmiał niezwykle wiarygodnie. Para była w sobie zakochana i było to słychać w utworze.
W 1970 r. Sobczyk i Fabian odeszli z Czerwono-Czarnych i wraz z Ryszardem Poznakowskim założyli grupę Wiatraki, która przetrwała niecały rok. Kiedy w 1975 r. na świat przyszedł ich synek Sergiusz, para była pochłonięta koncertowaniem. Nie mając czasu na macierzyństwo zdecydowali się najgorsze możliwe rozwiązanie – oddali półroczne dziecko pod opiekę znajomych – Danuty i Franciszka Sitków. Para wyjechała do USA, jednak z czasem muzycy zaczęli się od siebie oddalać coraz bardziej.
- Martwiłam się o mój związek, nie myślałam o nagraniach, lecz o tym, aby utrzymać małżeństwo. Niestety, rozsypało się podczas naszego pobytu w USA na początku lat 80. Ameryka źle wpłynęła na mojego Henryka. On jednak chodził swoimi ścieżkami. Zmienił się. Taki syndrom wolności samca – mówiła Sobczyk w jednym z wywiadów.
Ostatecznie Henryk Fabian i Katarzyna Sobczyk rozstali się w 1992 r. Piosenkarka podjęła wówczas decyzję o ponownym powrocie do Stanów Zjednoczonych. Jednak za Oceanem cieszyła się coraz mniejszą popularnością. Przez jakiś czas musiała pracować nawet jako pokojówka. Odległość wpłynęła jeszcze bardziej, na i tak fatalne już relacje z synem.
- Ja chciałam Sergiusza nieraz sprowadzić do siebie, ale on nie chciał. Z biegiem lat nasze relacje się poprawiły, myśleliśmy nawet o wspólnych koncertach – mówiła wokalistka w rozmowie z "Super Expressem".
"Czuję, że zanim uzyskam wybaczenie, minie dużo czasu"
Kiedy Sobczyk zaczęła podupadać na zdrowiu zdecydowała się wrócić po 16 latach do Polski. Zaczęła nawet odbudowywać relacje z Sergiuszem. Jednak radość nie trwała zbyt długo, lekarze zdiagnozowali u niej nowotwór piersi. Niestety, szybka operacja nie przyniosła poprawy, pojawiły się przerzuty. Jedna z największych gwiazd polskiej piosenki gasła w oczach. Jednak wciąż wierzyła, że uda się jej pokonać chorobę. Tym bardziej, że znowu zaczęła się zbliżać do syna.
- *Kupiłem mamie wielki bukiet kwiatów. W końcu mogliśmy się zobaczyć i usłyszeć, spojrzeć sobie w oczy. Płakaliśmy oboje. Miałem rodzinę Sitków, poczciwych, prawych ludzi, ale lubiłem przebywać u taty, byłem ulepiony z innej gliny, kochałem muzykę. I nagle pojawiła się mama *– wspominał jej syn.
Katarzyna Sobczyk w obliczu zbliżającej się śmierci wiele mówiła o pragnieniu nieba i spotkaniu Boga.
- W tym raju więc oddychasz z ulgą. Wszystko cię cieszy, wszystkie grzechy masz odpuszczone. Nic cię nie boli. I spotykasz znajomych, spotykasz Boga. Tak bardzo się cieszę, że go mam. Spotykasz facetów, których najbardziej kochałaś. Już nie tęsknisz. Ja nawet nie wiem, czy ten raj jest wysoko, czy tutaj, obok, na ziemi. Nieważne. Ani nie wiem, jak szybko tam trafię. Czuję, że zanim uzyskam wybaczenie, minie dużo czasu
Ostatnie miesiące życia spędziła w Hospicjum Onkologicznym św. Krzysztofa w Warszawie. Była niezwykle samotną osobą. Bywało, że potrafiła zadzwonić do swojego menadżera – Krzysztofa Klimka, w Boże Narodzenie czy Sylwestra, by móc zamienić z nim kilka słów. Wciąż najbardziej brakowało jej jednak bliskości ukochanego syna. Miała do niego żal, że poświęca jej za mało czasu
- Ona tak bardzo chciała, żeby on grał z nią na gitarze podczas koncertów. To dla niego wróciła z Chicago do Koszalina z nadzieją, że syn i przyszła synowa Joanna zajmą się nią, pomogą i będą razem grać na koncertach. Bardzo chciała mieszkać z synem – mówił Krzysztof Klimka w rozmowie z "Super Expressem".
Katarzyna Sobczyk zmarła 28 lipca 2010 r. Miała 65 lat. Jednak nad rodziną obecne było jakieś fatum. Zaledwie trzy lata po śmierci matki, w wieku 38 lat, zmarł Sergiusz Fabian Sobczyk. Muzyk miesiąc wcześniej poślubił swoją wieloletnią partnerkę Joannę.
W artykule znajdują się linki i boksy z produktami naszych partnerów. Wybierając je, wspierasz nasz rozwój.