Kontrowersyjny aktor, homoseksualista i "morderca" wystąpił w teledysku. Nasierowski zagrał zabójcę!
W latach 60. Jerzy Nasierowski był jednym z najpopularniejszych i najbardziej znanych polskich aktorów. Oskarżenie o morderstwo i krzywdzący wyrok sprawiły, że jego kariera legła w gruzach. Niedawno kontrowersyjny artysta pojawił się w teledysku młodego zespołu Decadent Fun Club.
Aktor wystąpił w teledysku do utworu "Serendipity". Za reżyserię obrazu odpowiadał Piotr Smoleński, który może pochwalić się współpracą z Piotrem Rubikiem, Donatanem i Cleo, grupą Enej, Justyną Steczkowską czy Anitą Lipnicką.
Grupę Decadent Fun Club tworzą Paveu Ostrovsky, Jasiek Łukomski, Mateusz Gągol i Kamil Falkor. Pierwszy z muzyków znany jest z występu w trzeciej edycji "Mam talent". Wokalista w oryginalny sposób zaśpiewał utwór "Life On Mars" Davida Bowiego i usłyszał trzy razy "tak".
Warto przypomnieć, że Nasierowski namówiony przez kochanka, zaryzykował wszystko i dał się wciągnąć w przestępczy proceder. Za udział we włamaniu spotkała go kara, choć niewspółmierna do winy. Gwiazdora oskarżono o morderstwo i skazano na 25 lat pozbawienia wolności. Mężczyzna spędził w więzieniu 10 lat, jednak krzywdzący wyrok zaprzepaścił jego aktorską karierę.
Kochanek Jerzego z kolegą – ale bez Nasierowskiego – napadli na dom aktorki Miry Zimińskiej. Gdy natknęli się na gosposię, związali ją i zakneblowali tak mocno, że kobieta zmarła. O morderstwo oskarżono najpierw dwóch chłopców z poprawczaka, którzy po torturach przyznali się do winy. Nasierowski, bojąc się, że niewinni poniosą karę, postanowił zgłosić się na policję i powiedzieć prawdę. Pokazowy proces aktora jest uznawany przez historyków za najgłośniejszą sprawę karną w Polsce lat 70. Część z nich jest zdania, że wyrok miał uderzyć w ówczesne środowiska artystyczne i pokazać, że z władzą PRL-u nie ma żartów.
ZOBACZ TAKŻE:
