Koszmar Britney Spears wrócił po latach. Były menadżer znowu stanowi dla niej zagrożenie
Wróciły problemy ze zdrowiem psychicznym Britney Spears. Dodatkowo piosenkarka obawia się byłego managera, który już przed laty miał sądowny zakaz zbliżania się do niej.
Britney Spears trafiła niedawno do ośrodka dla osób potrzebujących pomocy psychicznej. Okazuje się, że mogła przebywać tam wbrew własnej woli. Wśród fanów powstała nawet akcja #FreeBritney, która miała na celu zwrócenie uwagi, że być może piosenkarka była ubezwłasnowolniona. Niedługo po tym, amerykańska gwiazda wydała oficjalne oświadczenie na swoim profilu na Instagramie, zapewniając, że wszystko jest w porządku.
Trudno jednak w to wierzyć, kiedy co rusz dochodzą do nas coraz bardziej trwożące informacje. Głos zabrała nawet mama Britney Spears, która zażądała wglądu do pism sądowych.
ZOBACZ TAKŻE: Manuela Michalak: Przez chorobę nie zostałam lekarzem
Niedawno dał o sobie znać jej były menadżer i przyjaciel, Sam Lufti. Jeszcze 10 lat temu miał sądowy zakaz zbliżania się do piosenkarki. Nie mógł wtedy zbliżać się do niej na 200 metrów.
37-letnia gwiazda przed zameldowaniem się w ośrodku zdrowia psychicznego twierdziła, że mężczyzna znowu wysyłał jej pogróżki.
Ponadto dodała także, że działania mężczyzny spowodowały u niej traumę psychiczną i zakłóciły jej życiowy spokój.
Teraz adwokaci gwiazdy stwierdzili, że Lutfi musi trzymać się z dala od Britney, aby zapobiec pogorszeniu się jej zdrowia psychicznego.
Britney wymeldowała się z ośrodka 25 kwietnia i cztery dni później jej były manager rzekomo zaatakował jej matkę, oskarżając ją, że jest powodem, dla którego życie Britney wywróciło się do góry nogami.
Matka Spears zaniepokojona całą sytuacją wyjaśniała wówczas, że Sam Lutfi dostarczał Britney narkotyków, więził ją w domu i przejął kontrolę nad finansami wokalistki.