Lanberry jest zakochana. "Spotkałam kogoś, na kogo czekałam całe swoje życie"
- Mam ochotę śpiewać o relacji ze sobą, o relacji z moim ukochanym. Jestem w takim życiowym momencie, że chcę się dzielić dobrą energią, jasną myślą. Spotkałam na swojej drodze kogoś wyjątkowego, na kogo czekałam całe swoje życie – mówi Lanberry, która właśnie wydała singiel "Notting Hill".
Urszula Korąkiewicz, Wirtualna Polska: Jesteś niepoprawną romantyczką?
Lanberry: Kiedyś tak myślałam. Na pewno byłam sentymentalna. Mój sentymentalizm wynikał z tego, że byłam bardzo związana z przeszłością i nie umiałam się od niej oderwać. Nie chcę już tak funkcjonować. Od jakichś pięciu lat odcinam grubą kreską to, co było. W końcu znalazłam własną wersję romantyzmu.
Z trudnymi doświadczeniami rozliczyłaś się na "Obecnej". Kiedy mówiłaś o płycie, wspominałaś, że szczególnie dużo emocji kosztowała cię zamykająca piosenka, że śpiewało ci się ją z trudem. "Notting Hill" śpiewasz lekko – tutaj wybrzmiewają już tylko dobre emocje?
Tak! I co więcej, zapowiada się u mnie zdecydowanie więcej takich piosenek. Mam ochotę śpiewać o relacji ze sobą, o relacji z moim ukochanym. Oczywiście, na płycie, którą teraz tworzę, nie będę unikać tematów, które będą mnie w danej chwili palić, ale chciałabym, żeby była przesycona optymizmem. Jestem w takim życiowym momencie, że chcę się dzielić dobrą energią, jasną myślą.
Zobacz wideo: Natalia Nykiel o zmianach w show biznesie: "Wyrażanie swojego zdania się wyostrzyło. Na minus"
Jesteś szczęśliwa?
Mogę to teraz szczerze powiedzieć – jestem autentycznie szczęśliwa. Cały czas do tego szczęścia dążyłam. Czy to wtedy, kiedy byłam sama, czy teraz, kiedy jestem w bardzo szczęśliwej, zdrowej relacji. Zawsze powtarzam, czy to w wywiadach, czy w piosenkach, że na zdrowych relacjach zależy mi najbardziej. Przede wszystkim tej ze samą sobą. Staram się dbać o tę relację każdego dnia. Przyglądam się sobie, analizuję, co jest moim problemem, co wyzwaniem, a co zwyczajnie jest dla mnie dobre.
To wymaga konsekwentnej pracy nad sobą.
Dlatego też wracam do tematu terapii. Jest błogosławieństwem, jeśli mamy wolę do pracy nad sobą, jeśli mamy odwagę sięgnąć po pomoc i dążyć do tego, by nasze życie było zdrowsze. Zawsze będę powtarzać, że nie ma szans, żebyśmy zbudowali dobrą relację, jeśli sami nie będziemy czuć się pełnią, całością. Trzeba zacząć od zadbania o siebie, od nauki unikania tych samych błędów, a jeśli się zdarzą, umiejętnego wychodzenia z trudnej sytuacji. Wiem z własnego doświadczenia, że należy wyciągać wnioski na każdym etapie życia, na każdej płaszczyźnie. I jeśli chodzi o mnie, ta nauka i praca nad sobą zaowocowała tym, że spotkałam na swojej drodze kogoś naprawdę wyjątkowego, na kogo czekałam całe swoje życie.
Czyżby to był szczęśliwy przypadek, o którym śpiewasz w "Notting Hill"?
To była totalnie przypadkowa historia. Co prawda, kojarzyliśmy się wcześniej, ale ten kontakt stał się znacznie bliższy dość nieoczekiwanie. Praktycznie od razu znaleźliśmy wspólny język. Do tego stopnia, że naprawdę czasami kończymy swoje zdania. To właśnie urok początkowego etapu związku. Związku, który się pięknie rozwija.
Zobacz: Lanberry - Notting Hill (Official Video)
To niewątpliwie inspirujący etap. To chyba dla ciebie także twórczo bardzo dobry moment?
Na pewno wielki bonus od losu. Ta relacja dodaje mi skrzydeł. I faktycznie, bardzo inspiruje. Czuję od mojego partnera ogromne wparcie. To dla mnie szczególnie ważne, bo nigdy dotąd w stu procentach tego nie miałam. Nie miałam tyle zrozumienia, nie dostawałam takiej siły do działania. I to działa w obie strony. Mój partner rozumie mnie doskonale, bo tak się złożyło, że też jest artystą, jest muzykiem. Nie wyobrażam więc też siebie w innej roli niż tej, jak wspierającej go w jego działalności artystycznej. Bardzo mu kibicuję.
To on spowodował, że w nowym singlu śpiewasz znaczący wers: "tym razem w to idź"?
To bardzo ważny dla mnie wers. I tak, mój wewnętrzny głos wreszcie podpowiada mi "idź w to, ta relacja jest dobra, przede wszystkim, dobra dla ciebie". Ale to też nie jest łatwe. Często, zwłaszcza po traumatycznych przeżyciach, złych doświadczeniach, ciężko jest uwierzyć w dobre intencje drugiego człowieka. Pojawia się poczucie, że każdy chce oszukać, skrzywdzić. Ja postanowiłam zaufać intuicji. Nie szukam przeszkód, nie wymyślam podejrzeń na siłę. Wiem, że to czasem może być trudne, ale znowu, to kwestia pracy nad sobą, wyjścia z tego myślenia. Po prostu mówię sobie: "zaufaj".
Masz problem z zaufaniem?
Miałam z tym pewną trudność. Ale z czasem i doświadczeniem moje podejście się zmienia. Energię ludzi często widać po ich czynach, zachowaniu. I naprawdę, szkoda mi życia na podejrzenia, na wymyślanie czarnych scenariuszy. Pozwalam sobie w to iść, pozwalam sobie płynąć.
Wierzysz w to, że dobra energia przyciąga dobrą energię?
Zdecydowanie, ale myślę też, że po prostu tak naprawdę cały czas uczymy się siebie. Wiemy, coraz bardziej wyraźnie, co nam pasuje, a co nie. Może to ten wewnętrzny głos, który się wyostrza z wiekiem, a może właśnie kwestia wyciągania lekcji i wniosków. To też kwestia świadomych wyborów, ze wszystkimi konsekwencjami. Biorę odpowiedzialność za wybory z przeszłości i za to, co funduję sobie w życiu.
Także muzycznie? Twój nowy singiel daje jasno do zrozumienia, że pozwoliłaś sobie na sporo swobody, że idziesz za swoimi gitarowymi inspiracjami, ale niekoniecznie podążasz za modą.
Nieszczególnie chcę iść za modą. Staram się być na bieżąco, wiem, co się dzieje na scenie, jakie są trendy, robię regularnie research, ale nie mam większej ochoty, by "iść za trendami". Zależy mi, żeby to była swobodna płyta, jeśli chodzi o proces kreatywny. To będzie moja piąta płyta, więc chcę trochę poszaleć. Nadal będzie sporo moich gitarowych inspiracji, bo sama nadal słucham dużo takiego brzmienia, przetwarzam je przez siebie, co najbardziej daje się odczuć na moich koncertach. To jest porządne, pop-rockowe granie.
Mam poczucie, że ten gatunek w Polsce jakoś osłabł. Z jednej strony mamy mocną alternatywę, niszowy rock albo modny ostatnio indie rock, a tego klasycznego, pop-rockowego grania nie mamy za wiele. Myślę, że fajnie jest czasem wprowadzić do mainstreamu coś innego, bo odnoszę wrażenie, że wokaliści brzmią dzisiaj często bardzo podobnie. A ja chcę eksperymentować, czerpać z różnych stron, żeby mój wokal się wyróżniał, żeby słuchacze wiedzieli, z czym łączyć Lanberry. To właśnie jest jej brzmienie.
Urszula Korąkiewicz, dziennikarka Wirtualnej Polski
W najnowszym odcinku podcastu "Clickbait" żegnamy Harrisona Forda, znęcając się nad nowym "Indianą Jonesem" i płaczemy po Henrym Cavillu, ostatni raz masakrując "Wiedźmina" z jego udziałem. Możesz nas słuchać na Spotify, w Google Podcasts, Open FM oraz aplikacji Podcasty na iPhonach i iPadach.