"Matylda" w Teatrze Syrena w Warszawie. Musical, który zaskakuje [RECENZJA]
"Matylda" w Teatrze Syrena jest jak pudełko fasolek różnych smaków Bertiego Botta z kultowej serii o Harrym Potterze. Mamy więc smakowite i kolorowe pastylki pomarańczowe, czekoladowe, ale zdarzają się też takie o smaku surowej wątroby.
Niedawno za oceanem gruchnęła wieść, że w 2023 roku z afisza po 35 latach spadnie kultowy musical "Upiór w operze". I to nie z powodu obniżenia poziomu, ale drastycznego spadku sprzedaży biletów.
Kwestie ekonomiczne na Broadwayu i West Endzie są kluczowe - i mogą zmieść z afisza każdy tytuł. I to bardzo szybko, więc mimo żalu w związku z nowojorskim "Upiorem", to jednak należą się gratulacje.
Musical "Matylda" miał swoją premierę w Londynie w 2010 roku, a wciąż cieszy się sporym zainteresowaniem, w sprzedaży są już bilety na kolejne miesiące 2023 roku. Za oceanem musical nie miał tyle szczęścia. Choć został dobrze przyjęty przez krytyków i widzów, to w styczniu 2017 roku, po czterech latach na afiszu tytuł zdjęto. Niemniej historia kilkuletniej nietypowej dziewczynki - która umie liczyć, czytać, chłonie książki m.in. dla dorosłych jak łakocie - wychowywanej przez zaburzoną społecznie rodzinę, czerpiącą przyjemność wyłącznie z telewizji i pieniędzy, stała się podwaliną do świetnego filmu w 1996 roku z Dannym DeVito.
Przedstawienie, które powstało na podstawie dość ekstrawaganckiej powieści Roalda Dahla, przygotował Dennis Kelly (scenariusz) i Tim Minchin (teksty, muzyka). Polskiej wersji podjął się Jacek Mikołajczyk. Znawca i miłośnik musicalu, świetny tłumacz i w końcu reżyser wielu musicalowych hitów w polskim teatrze jak np.: "Zakonnica w przebraniu" (Poznań), "Bulwar zachodzącego słońca" (Bydgoszcz), "Bitwa o tron" (Warszawa) czy "Rodzina Addamsów" (Poznań, Warszawa).
Ponieważ musical "Matylda" jest koprodukcją warszawskiej Syreny z Teatrem Kameralnym w Bydgoszczy, przedstawienie w reżyserii Mikołajczyka można w naszym kraju oglądać już od marca. Od września nareszcie w Warszawie.
"Matylda" Mikołajczyka to przede wszystkim świetne, inteligentne i zahaczające o polską rzeczywistość (np. zarobki nauczycieli) teksty, dobra reżyseria i naprawdę niezła obsada. Prowadząc castingi do swoich produkcji reżyserowi udało się wyłowić aktorskie perły polskiej sceny musicalowej – Łucję Dobrogowską (Matylda), Damiana Aleksandra (Panna Łomot), Przemysława Glapińskiego (Panna Łomot), Edytę Krzemień (Panna Miodek), Łukasza Szczepanika (Rudolfo), Katarzynę Walczak (Pani Kornik) czy Macieja Dybowskiego (brat Matyldy).
Przedstawienie wyróżnia pomysłowa, ładna i nawiązująca do oryginalnej londyńskiej scenografia Mariusza Napierały, ciekawe kostiumy Tomasza Jacykowa czy dopracowana choreografia Jarosława Stańka. Choć muzycznie "Matylda" nie jest szafą z hitami i ładnymi melodiami, to wyróżnia się oryginalnością i dopracowanymi scenami zbiorowymi dzieci. Za muzyczną stronę spektaklu odpowiada Tomasz Filipczak.
"Matylda" w Teatrze Syrena jest jak pudełko fasolek różnych smaków Bertiego Botta z kultowej serii o Harrym Potterze. Mamy więc smakowite i kolorowe pastylki pomarańczowe, czekoladowe (świetna Matylda Łucji Dobrogowskiej, porywająca kreacja Przemysława Glapińskiego jako Pani Łomot, bezbłędna i liryczna Edyta Krzemień) , ale zdarzają się też takie o smaku surowej wątroby (żenujące żarty wprowadzające w II akt czy nieudana i irytująca kreacja Marka Grabinioka).
Siłą "Matyldy" w przekładzie i reżyserii Jacka Mikołajczyka oprócz powyższych jest ogromny walor edukacyjny podany w niebanalny sposób. Wszak historia kilkuletniej Matyldy jest trochę wyjęta z archiwum pomocy społecznej, a szkoła Pani Łomot to esencja patologii wołająca o komentarz małopolskiej pani kurator. Ale to wszystko podane według wizji Jacka Mikołajczyka daje satysfakcjonujący i pouczający wieczór. Oczywiście nie byłoby "Matyldy" bez rewolucji/rewelacji dzieci.
Ocena spektaklu: *****/******
Jakub Panek, dziennikarz i wydawca Wirtualnej Polski