Na to czekali fani Kazika. Nie wspominał ani słowem o kłopotach
Po zmartwionym Kaziku z maską tlenową na twarzy ze zdjęcia sprzed kilku dni dziś nie ma już śladu. Wraz z zespołem znów z powodzeniem daje trzygodzinne koncerty. Tak właśnie było w Łodzi 21 czerwca.
W poniedziałkowy wieczór (21 czerwca) pod łódzkim klubem Wytwórnia gromadziły się wielopokoleniowe grupy fanek i fanów w koszulkach grupy Kult. Zaraz miał się zacząć występ ich ulubieńców. Był to jeden z pierwszych koncertów zespołu w tym roku i jeden z nielicznych od czasu wybuchu pandemii.
O mały włos nie odbyłby się wcale - ze względu na chorobę gardła i utratę głosu przez Kazika Staszewskiego został przełożony o kilka dni. Na wielbicielki i wielbicieli grupy padł blady strach - długo oczekiwane występy grupy stanęły pod znakiem zapytania.
Zobacz: Tymon Tymański o Kaziku. "Nie musi zarabiać w pandemii, bo zarobił już dawno"
Na szczęście okazało się, że to tylko chwilowe problemy i po krótkiej przerwie trasa znów ruszyła. Gdy tylko wokalista wrócił do formy, zespół zagrał w Poznaniu. Trzy dni później muzycy zawitali do Łodzi.
W Poznaniu zabrzmiało w sumie aż 35 piosenek, łódzki wieczór też zapowiadał się na długie spotkanie z zespołem i jego twórczością.
Podczas trwającej właśnie trasy, występy odbywają się w wersji akustycznej, a więc znacznie cichszej i nieco mniej dynamicznej niż tradycyjne koncerty grupy. To z pewnością pomaga rekonwalescentowi nadążać wokalnie za zespołem. Ale i tak nad łódzką Wytwórnią wisiało niezadane głośno pytanie o to, jaka jest sytuacja z głosem Staszewskiego i jak sobie poradzi.
Pierwsze minuty koncertu były uspokajające dla fanek i fanów grupy: od samego początku było słychać, że z głosem Staszewskiego jest wszystko w porządku - tak jakby kilka dni wcześniej nie umieścił w mediach społecznościowych dość dramatycznie wyglądającego zdjęcia z maską nebulizatora na twarzy. Witając się z publicznością, napomknął o długiej przerwie w koncertowaniu, ale nie wspominał ani słowem o kłopotach z gardłem.
Przez kolejne godziny też nie było słychać, żeby Staszewski tracił głos. Trochę pomagał mu w tym zabieg zawsze stosowany na akustycznych koncertach grupy - gościnne występy zaproszonych wokalistów. Było ich tego wieczoru aż czterech, a kiedy pojawiali się na scenie, Kazik zyskiwał kilka minut na to, żeby schować się w kulisach i dać odpocząć gardłu i strunom głosowym.
Bez większego problemu śpiewał przez prawie trzy godziny, prowadząc publiczność przez najróżniejsze okresy w historii grupy, przeplatając nowsze utwory wielkimi przebojami sprzed trzech czy czterech dekad.
Na koniec zabrzmiał jeszcze długi bis. Staszewski ani przez moment nie dał odczuć, że z jego głosem jest coś nie tak i nie wspominał o swojej niedawnej chorobie. Pokazał za to bardzo wyraźnie, że jest dziś w pełni formy i może bez problemu wrócić do dawania wraz z zespołem wielogodzinnych koncertowych maratonów.