Natalia Kukulska organizuje koncert na cześć zmarłej mamy. Nie zabraknie wzruszeń
Anna Jantar, mama Natalii Kukulskiej zginęła tragicznie, kiedy wokalistka miała 4 lata. Gwiazda dba o to, aby twórczość rodziców na stale gościła w repertuarze Polaków.
26 maja na Torwarze odbędzie się koncert "Życia mała garść" poświęcony twórczości Anny Jantar i Jarosława Kukulskiego. Na scenie zaśpiewają m.in. Kuba Badach, Daria Zawiałow, Paulina Przybysz i Kayah.
Patrycja Ceglińska-Włodarczyk: Koncert "Życia mała garść" ma symboliczną datę. Odbędzie się w Dzień Matki.
Natalia Kukulska: Tak się składa, że dzień wcześniej – 25 maja, 75. urodziny obchodziłby mój tata. Dzień później jest Dzień Mamy, więc to jest taka data łącząca dwie bliskie mi osoby - moich rodziców. Cieszę się, że artyści tego dnia też mogą wystąpić i zarezerwowali ten dzień. Śmieję się, że nie jest to dzień tylko mojej matki, więc zapraszam na ten koncert rodzinnie, bo będzie on dotyczył relacji rodzinnych, choć punktem wyjścia jest oczywiście muzyka. Piosenki przeplatają materiały filmowe, które stanowią narrację koncertu. Wypowiadają się przyjaciele moich rodziców. Wśród nich Zbyszek Hołdys, Wojciech Mann, Janusz Weiss, ale też są tacy, którzy nie figurowali w świecie artystycznym i są wypowiedzią prawdy o człowieku.
ZOBACZ: Kukulska w chłopięcej stylizacji pozuje pod TVN-em
Trudno było namówić przyjaciół rodziców, aby powiedzieli kilka słów?
Nie było trudno. Myślę, że gdyby robiła to osoba obca, z zewnątrz, to nie byłoby takiej otwartości z ich strony. A że robiłam to osobiście, oni mnie znają, to myślę, że zgodzili się trochę chętniej. Jest w tych rozmowach dużo sfery emocjonalnej, prywatnej, sporo anegdot. Oprócz cennych wypowiedzi, merytorycznych o pracy nad utworami, były też zaskoczenia i historie, których nie znałam… Te spotkania kosztowały mnie sporo emocji.
A coś Panią zaskoczyło w tych rozmowach?
Chyba najwięcej nowych rzeczy dowiedziałam się od Zbyszka Hołdysa. Czuję, że przegadalibyśmy niejedną noc. Janusz Weiss z kolei jeździł z moimi rodzicami na początku ich kariery jako konferansjer. Opowiadał mi różne, śmieszne historie, kiedy grało się trzy, czy cztery koncerty dziennie, a po drodze zdarzały się ciekawe przygody. Powiedziane zostały też historie ze sfery prywatnej, które już słyszałam w domu. Najbliższa przyjaciółka mojej mamy, Ania Sułek nie jest osobą publiczną, i myślę, że jej dyskrecja nie pozwoliłaby jej powiedzieć tak wiele dziennikarzowi. Ma to dodatkową wartość. Te opowieści poniekąd tworzą historię życia moich rodziców, ale punktem wyjścia jest muzyka, piosenki, które budują całą dramaturgię. Piękne aranżacje Adama Sztaby nadały tym utworom nowe życie. Cieszę się, że udało mi się go namówić do tego projektu, bo ma wielkie wyczucie i włożył w swoją pracę wiele serca, zwłaszcza, że znał dość dobrze mojego tatę.
Pojawiało się dużo sugestii z Pani strony, jak to wszystko ma wyglądać?
Dobrałam repertuar. Oczywiście niektóre kwestie konsultowałam z Adamem. Udało mi się trafić z propozycjami piosenek dla wokalistów w 100 proc. Nikt nie grymasił. Kiedy pierwszy raz graliśmy ten koncert w 2012 r., to pamiętam, że Paulina Przybysz bała się, że aranżacja "Wielkiej Damy" ją przerasta. Poprosiłam, aby spróbowała podejść jeszcze raz, bo bardzo w tę wersje wierzyłam i wyszło to fantastycznie. Spotykaliśmy się z solistami i pracowaliśmy razem na etapie pomysłu na piosenkę. Adam robił aranżacje pod konkretne osoby. Mam do niego pełne zaufanie. Wiem, że potrafi zachować esencję w piosence, nie naruszając trzonu, czyli melodii z tekstem. Umie postawić ją w nowym kontekście, zbudować dramaturgię. Pięknego brzmienia i szlachetności dodaje też orkiestra symfoniczna, którą dyryguje Adam.
Któraś z piosenek jest Pani szczególnie bliska?
Są tam również moje piosenki, z mojego repertuaru. Ja w tym koncercie co prawda nie śpiewam, ale Kuba Badach wykonuje "Im więcej ciebie, tym mniej". Wykonanie jest wspaniałe. Tam się tyle dzieje. Jest to pigułka fantastycznych, muzycznych wartości. Nic tego nie przebije. Nawet jest moja dziecięca piosenka "Puszek Okruszek", którą Adam zaaranżował tak, że okazała się najtrudniejsza do zagrania przez muzyków w programie. Sekcja dęta ma co robić. Wszyscy muszą się bardzo skupić, bo jest wyczynowa. Bardzo ważną dla mnie piosenką jest "Jestem zmęczony", która w ogóle nie jest znana. To kompozycja mojego taty do słów Jonasza Kofty z musicalu "Wielki świat". Od dziecka robiła na mnie wielkie wrażenie. Kilka lat temu wykonał ją Czesław Mozil przy olbrzymim aplauzie publiczności. Teraz zaśpiewa ją Igor Herbut. Nie mogę się doczekać tego wykonania. Z piosenek mamy olbrzymie wrażenie robi "Polubiłam pejzaż ten". Kocham aranżację "Wielkiej damy". Jedną z moich ulubionych i najbardziej przejmujących piosenek z jej repertuaru jest "Tylko mnie poproś do tańca".
Czy zbierając materiały do tego koncertu miała Pani poczucie, że odkryła swoich rodziców na nowo?
Nie, raczej poczucie, że znów mam ich blisko. Miałam problem z tym, że ten repertuar jest tak bogaty, że trudno się ograniczyć do jednego koncertu. Przez lata docierały do mnie piosenki mojej mamy, których nie znałam. Cały czas są preteksty, żeby były jakieś nowe wydawnictwa. W przyszłym roku mija 40. rocznica śmierci mojej mamy. Okrągła data od tragicznej katastrofy. Przypada też 70. rocznica jej urodzin. Cieszę się, że po tylu latach pamięć nie gaśnie. Czasami pretekst wydarzenia pochodzi ode mnie, ale często o pamięć dbają również fani. Mnie zależy na nowych interpretacjach piosenek. Swoje powroty do tego repertuaru mam już chyba w dużej mierze za sobą, choć ostatnio nagrałam utwór mamy pt. "Witaj mi" na jubileuszową płytę autora tekstów - Andrzeja Kuryło. Nie mogę żyć tylko przeszłością, ale cieszy mnie to, że pamięć nie gaśnie, a fanów przybywa.
To muzyka łącząca pokolenia.
Dlatego zapraszam pokoleniowo. Emocje tego koncertu są wielkie, pokazują, że w miłości jest siła. Muzyka to wszystko potęguje i wspaniale scala. Myślę, że słuchacze docenią niuanse aranżacji Adama Sztaby, brawurowe wykonania solistów i wszystkich muzyków, nowe interpretacje. To wydarzenie dla ludzi, którzy też z sentymentem podchodzą do piosenek moich rodziców, dla ludzi starszych, którzy znają moją mamę z młodości, ale też dla tych, którzy są młodzi, bo mamy młodych wykonawców takich jak Daria Zawiałow i repertuar ponadczasowy. Nie lubię hasła "koncert, który łączy pokolenia", bo kojarzy mi się z festynem rodzinnym, jakąś papką. Nie, nie. To jest koncert bardzo szlachetny, ale rzeczywiście publiczność pewnie będzie zróżnicowana.
Za sceną też będą zapewne emocje.
Tak, bo to dla mnie bardzo osobista historia. Założenie, że nie śpiewam spowodowane jest również lękiem przed konfrontacją z tymi emocjami. Poza tym nie mam monopolu na ten repertuar… Nie zapomnę koncertu "Życia mała garść" w Opolu, gdy z Kubą Badachem poszliśmy posłuchać brzmienia podczas próby. Akurat Piotrek Cugowski śpiewał tytułowy utwór "Życia mała garść". Rozpłynęliśmy się kompletnie. Jak wyszłam ze wszystkimi solistami podziękować publiczności, też się rozkleiłam. Przerosło mnie to. Mówić mi było trudno, a co dopiero miałabym śpiewać.
W takich momentach wraca Pani do dzieciństwa?
Teraz przyznam szczerze jest mi łatwiej, bo całą pracę sentymentalną wykonałam w 2012 r. Obecnie będzie nowa publiczność i kilku nowych wokalistów. Mam niecierpliwość, radość i chęć poznania nowych interpretacji.
Artyści pewnie trochę stresują się tym, że Pani nad tym czuwa.
Nie sądzę. Z większością z nich jestem zaprzyjaźniona, z niektórymi nawet blisko. Doskonale wiedzą, co czuję, jakie to dla mnie ważne. Wykonawcy pięknie podeszli do tej inicjatywy. Te emocje są tak silne. To nie jest taka zbiorówka. Zdarza mi się śpiewać w koncertach zbiorowych, ale różnie bywa z tą atmosferę. To wydarzenie sprawia, że wszyscy to przeżywają, są wręcz wzruszeni tymi emocjami.
To pewnie dzięki temu, że są to osoby bliskie Pani.
Gdyby wybór należał tylko do mnie, to grono wokalistów byłoby znacznie większe. Koncert ma jednak swoje ramy i są ograniczenia. Gdybym mogła kogoś doprosić to byłoby kogo i piosenek też by nie zabrakło.