"Rak był we wszystkich organach". Nie mieli pojęcia, że jest tak źle
Eddie Van Halen zmarł 6 października w szpitalu w Santa Monica w Kalifornii. Muzyk miał 65 lat. Ostatnie 3 dni były podobno najgrosze.
Eddie Van Halen był zaliczany do grona najlepszych muzyków wszech czasów. Magazyn "Rolling Stone" sklasyfikował go na 8. miejscu, a "Guitar World" na 5. miejscu 100 najlepszych gitarzystów w historii. Artysta zyskał renomę dzięki rozpowszechnieniu tappingu - technice, którą zapoczątkował Steve Hackett, członek Genesis.
Gitarzysta walczył z rakiem krtani już od 10 lat. Jednak zanim się ona rozpoczęła, w 2000 roku Eddie dowiedział się, że ma raka języka, którego pokonał 2 lata później. Okazuje się, że ostatnie chwile gitarzysty były najcięższe. Jego stan uległ gwałtownemu pogorszeniu.
Ostatnie chwile Eddiego Van Halena. "Nastąpiło pogorszenie"
"Podczas kwarantanny wszyscy wokół Eddiego byli jeszcze bardziej ostrożni, jeśli chodzi o jego zdrowie. Jego rodzina naprawdę go chroniła" przyznała bliska osoba z otoczenia muzyka w rozmowie z "People". Niestety okazało się, że rak krtani dał przerzuty na inne narządy. "Był we wszystkich jego organach" - napisał.
"W ciągu ostatnich trzech dni nastąpiło pogorszenie [...]. Niestety mocno imprezowy styl życia w końcu się na człowieku odbija".
Inna osoba w rozmowie z "People" przyznała, że chociaż "wszyscy wiedzieli, że ma raka", niewielu ludzi zdawało sobie sprawę z tego, jak poważny jest jego stan. "Miał to przez lata, ale nie wiedzieli, że to jest tak poważne".
Śmierć muzyka szczególnie mocno wstrząsnęła synem wirtuoza, Wolfgangiem. 29-latek opublikował wzruszający wpis na Twitterze, w którym przyznał, że Eddie "był najlepszym ojciem, o jakim mógłby pomarzyć". Dodał również, że najprawdopodobniej nigdy nie pogodzi się ze stratą.