Policjantka zeznała przeciwko Amber Heard. Była w domu "ofiary"

Przed sądem w Fairfax w stanie Virginia toczy się celebrycki proces dekady. Johnny Depp pozwał jakiś czas temu byłą żonę o zniesławienie i domaga się "co najmniej 50 mln dol." zadośćuczynienia. Amber Heard nie pozostała mu dłużna i złożyła pozew, domagając się 100 mln dol. za rzekome pomówienia.

Spór toczy się m.in. o głośne oskarżenia, przez które Johnny Depp był przedstawiany jako sprawca przemocy domowej. Amber Heard miała przez niego ucierpieć m.in. 21 maja 2016 r., bo kilka dni później poszła do sądu i domagała się zakazu zbliżania się dla Deppa.

W środę 27 kwietnia w sądzie w Fairfax wyemitowano wcześniej nagrane zeznania Melissy Saenz. Jedna z policjantek, która odpowiedziała na wezwanie telefoniczne i przyjechała ok. godz. 21 do posiadłości gwiazdorskiej pary.

- Sprawdziliśmy lokację. Męża tam nie było, a ofiara poinformowała nas, że doszło między nimi do kłótni. Nie chciała podać żadnych innych informacji. Ponieważ nie dostrzegliśmy tam przestępstwa, daliśmy jej wizytówkę - mówiła Saenz.

Policjantka z 12-letnim stażem podkreśliła, że w jej opinii Heard nie była tego wieczoru ofiarą przemocy domowej. Aktorka była zapłakana, miała czerwone oczy i unikała kontaktu wzrokowego, ale na jej ciele nie dało się dostrzec żadnych śladów użycia siły.

Przypomnijmy, że Amber Heard w 2018 r., na fali oskarżeń #Metoo, opublikowała list otwarty, w którym przedstawiła się jako ofiara przemocy domowej. Johnny Depp później udowadniał, że to on był ofiarą w ich związku. A oskarżenia żony miały się pojawić wtedy, gdy dowiedziała się, że Depp chce zakończyć ich związek.