Raczek miażdży film o Jędrusik. Porównał go do serialu TVP o Osieckiej
Krytyk filmowy osobiście poznał Kalinę Jędrusik i twierdzi, że twórcy filmu "Bo we mnie jest seks" wykorzystali jej postać do stworzenia fałszywej narracji. Krytyczne zdanie o produkcji ma również aktorka Adrianna Biedrzyńska.
W kinach właśnie można oglądać film "Bo we mnie jest seks" w reżyserii Katarzyny Klimkiewicz, który przybliża postać Kaliny Jędrusik. W głównej roli wystąpiła Maria Dębska, nagrodzona za swoją kreację na Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni. Produkcja wywołuje jednak sporo kontrowersji, ponieważ przedstawia tylko wycinek z życia aktorki, skupiając się na wątku zablokowania występów Jędrusik w Telewizji Polskiej.
Osoby, które znały gwiazdę, mają żal do twórców filmu o to, że nie przedstawili wielowymiarowości postaci, jaką była Kalina Jędrusik. Z seansu "Bo we mnie jest seks" nie wynika, że była ona również aktorką filmową i teatralną. Podobne odczucia rok temu wywoływał serial TVP "Osiecka", co zauważył Tomasz Raczek, zestawiając ze sobą te obrazy.
- Moim zdaniem jest tyle prawdy o Kalinie Jędrusik w filmie "Bo we mnie jest seks", co prawdy o Agnieszce Osieckiej w serialu "Osiecka" pokazywanym w telewizyjnej Jedynce. To nie jest tak, że to są postaci zafałszowane, ale tak bardzo spłycone i ograniczone, że dla tych, którzy pamiętają te osoby, zupełnie nie oddają ich ekwiwalentu ekranowego. Jest poczucie nie tylko niedosytu, ale wkradającej się nieprawdy - ocenił w wideorecenzji na swoim kanale na YouTubie.
"Bo we mnie jest seks" (2021) - zwiastun filmu.
Krytyk filmowy wyjaśnia, że prawdziwa Jędrusik była ofiarą nie tylko swojego wizerunku seksbomby, ale również obrywała rykoszetem za felietony swojego męża Stanisława Dygata. Komunistycznym władzom było też w niesmak, że gwiazda chętnie odsłaniająca dekolt eksponowała na nim krzyż. Z kolei w filmie aktorka sprowadzona jest do roli kobiety ukaranej za odrzucenie zalotów nowego prezesa TVP.
- To nie było takie proste, to nie była zemsta za odrzucone zaloty, to było coś dużo większego i dużo bardziej politycznego. (...) Kiedy ją poznałem już pod koniec jej życia, była schorowana, gruba i nieatrakcyjna, biust miała duży, ale już nie falował. Już nie było dekoltów, tylko była zapięta pod brodę. Miała kłopoty z sercem, astmą, cudem wchodziła na drugie piętro po schodach. Taką ją poznałem. Zawsze nosiła krzyż i chodziła do kościoła, była bogobojna. To wszystko składa się na nie taką lewicowość, nie taki feminizm, to wszystko wymyśliła sobie pani Katarzyna Klimkiewicz - grzmi Raczek.
Rację krytykowi przyznała aktorka Adrianna Biedrzyńska. Na Instagramie zamieściła pamiątkowy wpis na temat Kaliny Jędrusik, z którą miała okazję współpracować przy filmie "Hanussen", jak i na deskach teatru.
- To nie tak, że film mi się nie podobał, ale uważam, że temat Kaliny był niezbyt głęboko poruszony. Ona była niezwykle inteligentną osobą, oczytaną, bystrą, ciepłą. To była tak barwna osoba, że ciężko o niej zrobić film. Nie oceniam "Bo we mnie jest seks", ale tam nie ma mojej Kaliny - powiedziała w rozmowie z Wirtualną Polską.
Trwa ładowanie wpisu: instagram
Reżyserka "Bo we mnie jest seks" Katarzyna Klimkiewicz broniła się w rozmowie z Wirtualną Polską przed takimi zarzutami.
- W pewnym momencie zrozumiałam, że Kalina jest postacią, której życie jest ciągłą opowieścią, każdy sobie ją opowiadał, jak chciał. Dlatego wyzwoliłam się z tego, że muszę się wiernie trzymać prawdziwych wydarzeń. To nie jest film dokumentalny. Jest to fikcja oparta na pewnych faktach, skonsultowana z ludźmi, którzy znali Kalinę w tamtych czasach - mówiła.
Jednocześnie tłumaczyła, że nie było jej zamiarem stworzenie z Jędrusik współczesnej ikony feminizmu, choć po seansie można odnieść takie wrażenie.
- Była bezwstydna, w takim sensie, że nie pozwalała się wpędzać w poczucie winy z powodu tego, kim jest, co myśli, jak się czuje. Ona się z tego nie tłumaczyła. O tym chciałam zrobić ten film. Dbałam o to, by nie wykorzystać postaci Kaliny do moich osobistych celów – ona na pewno by się nie nazwała feministką – bo wtedy mogłabym po prostu opowiedzieć o innej postaci. Ale starałam się znaleźć swój temat w jej historii. Dlatego nie chciałam zrobić filmu, który byłby przekrojem przez jej życie, bo takie produkcje często sprowadzają się do oceny czyjegoś życia - dodała.