Trwa ładowanie...

Sarsa: Otrzepałam się z cukrowej posypki. Musiałam wyrzucić z siebie frustracje

- Zaczęłam więcej myśleć o sobie dopiero, gdy zaszłam w ciążę. Kiedy masz w ciele dwa serca, masz podwójną ilość odwagi. Mój syn dał mi odwagę do tego, bym wsłuchała się w swoje potrzeby i przestała spełniać oczekiwania innych – mówi Sarsa, która właśnie wydała płytę "Runostany".

Sarsa prezentuje płytę "Runostany"Sarsa prezentuje płytę "Runostany"Źródło: Materiały prasowe, Universal Music Polska, fot: Piotr Porębski
dlvu6xt
dlvu6xt

Urszula Korąkiewicz: Sarsa z "Runostanów" to Sarsa w nowej odsłonie. Ale przyjrzyjmy się jej bliżej, czy na pewno to aż taka wolta?

Sarsa: Przy tworzeniu "Runostanów" spotykałam się często z opiniami, że mój czwarty album to totalne zaskoczenie. Bo jak to?! Sarsa, która wspięła się na popowy szczyt, nagle skręciła w stronę alternatywy? W końcu sama wkręciłam się w tę narrację, przyznając, że to wolta. Ale tak naprawdę to żadna wolta, a naturalna kolei rzeczy i swoisty powrót do muzycznych korzeni.

Bo wywodzisz się z alternatywy.

Zanim zadebiutowałam jako Sarsa, tworzyłam różne niszowe projekty muzyczne, w tym SarsaParilla, rockowa Fluktua, czy sensualny projekt TakLoopNie. Od początku mojej przygody z muzyką, interesowałam się przede wszystkim alternatywnym rockiem, poezją śpiewaną. Bardzo chciałam, by moje kompozycje miały charakter. Pod względem tekstu i brzmienia. A potem zdarzyło się talent show ("The Voice of Poland", przyp.red.) i w mainstreamie zaistniałam już z popowym albumem.

dlvu6xt

Ale w pewnym momencie poczułam, że jest mi z tym popem zbyt wygodnie, że pora wyjść ze strefy komfortu. "Wygoda" kojarzy mi się trochę ze stagnacją. Ja żeby żyć muszę się rozwijać. Poza tym, moja publiczność dojrzewa razem ze mną, co za tym idzie; nie byłabym wiarygodna, gdybym została w miejscu, w którym byłam. Najprostszym ruchem w tej sytuacji było zwyczajnie pójść za głosem serca. Muzyka, która wybrzmiewa na "Runostanach", to muzyka, którą aktualnie czuję.

Ale jest wymagająca więcej od odbiorcy.

Zdaję sobie sprawę, że to album nie dla każdego. To album refleksyjny, przy którym trzeba się zatrzymać, dać czas na kontemplację, interpretację. Nie umiałabym teraz nagrać innego. Czasy są trudne, ogrom przytłaczających wiadomości dookoła i pęd, także w moim zawodowym życiu sprawiają, że cały czas z czymś się mierzę. Musiałam to wszystko z siebie wyrzucić. Traktuję tę płytę jako terapię. I tak też mogą potraktować ją słuchacze. Chciałabym móc dać innym coś, co poruszy.

Wybrzmiewa tu też, jak mocno odbiłaś się od tego, że oczekuje się od ciebie radiowych hitów. To odcięcie się od oczekiwań dla ciebie samej to było to wyjście ze strefy komfortu czy poczułaś ulgę?

Od lat mierzę się z oczekiwaniami. I tak ci, którzy kojarzą mnie z poprzednich moich albumów, chcieliby może, bym wydawała kolejne wygładzone produkcje. Z kolei słupskie środowisko, z którego się wywodzę, spodziewało się, że zawsze będę wierna alternatywnemu rockowi. Okazuje się, że ludzie zawsze będą mieli jakieś oczekiwania. Zdarza się, że oczekiwania potrafią przytłoczyć, tym bardziej że przecież nie tworzę dla siebie, chcę się dzielić muzyką.

dlvu6xt

W końcu uświadomiłam sobie, że na pierwszym miejscu powinnam stawiać siebie. Zaczęłam więcej myśleć o sobie dopiero, gdy zaszłam w ciążę. Kiedy masz w ciele dwa serca, masz podwójną ilość odwagi w sobie. Mój syn dał mi odwagę do tego, bym wsłuchała się w swoje potrzeby i przestała spełniać oczekiwania innych.

A jak zareagowała twoja ekipa, kiedy zdecydowałaś zrobić właśnie taką płytę? Nikt ci tego nie odradzał?

Miałam świadomość tego, że zrobię album, który zmusi wszystkich moich współpracowników do wyjścia ze strefy komfortu. Nie chciałam na niej wypolerowanych piosenek, idealnie pasujących do radiowych ram. Ale czułam turbo ekscytacje, że album "Runostany" będzie bezkompromisowy.

dlvu6xt

Na szczęście miałam ku temu i sprzyjające warunki i wspaniałych Marcina Borsa i Pawła Smakulskiego, którzy dmuchali w moje żagle. To oni utwierdzili mnie w przekonaniu, że nie warto się piłować i wygładzać najdrobniejszego błędu. Nawet kiedy podczas nagrań wokali dawałam się ponieść emocjom, nie byłam "w punkt", wypadałam z rytmu i zaczęłam śpiewać według własnego metronomu, Marcin mówił: "zostawmy to, to jest autentyczność, którą chcemy tym razem dać". Tego brakowało na moich poprzednich pytach.

A ja potrzebowałam tej sekundy dla siebie, oddechu. Chciałam przyłożyć odpowiednią uwagę do każdego utworu, zostawić w nim odpowiednią dawkę emocji, a nie kroić tekst i wokal pod melodię jak dotąd. Działać zgodnie z głosem serca, intuicyjnie. Poczułam, że mogę być sobą, pokazać się "saute", niedoskonała, ale autentyczna, taka, jaką jestem w prywatnie, w domu i w życiu. To wspaniałe uczucie. Fajnie jest zdmuchnąć z siebie cukrową posypkę i pokazać więcej wnętrza.

Sarsa prezentuje niezwykłą płytę "Runostany" Materiały prasowe, Universal Music Polska
Sarsa prezentuje niezwykłą płytę "Runostany"Źródło: Materiały prasowe, Universal Music Polska, fot: Piotr Porębski

Przy piosence "Przyspieszam" mówisz o przebudzeniu. Co się w tobie zmieniło? Czym jest to przebudzenie?

Mam to szczęście, że mieszkam w Gdyni na Pustkach Cisowskich, w otulinie leśnej. Podziwiam ją codziennie przez okno albo wychodząc na spacer. Ten las jest niezwykły. Dla mnie – wiedźmiński. Dzieją się w nim wspaniałe rzeczy.

dlvu6xt

Zdałam sobie sprawę, że kiedy obserwujesz przyrodę, to trochę tak, jakbyś zaczęła obserwować swoje wnętrze. Często ułomne, niedoskonałe, a właśnie dlatego wspaniałe. Zaczynasz rozumieć, że człowiek jest odbiciem natury. Natura jest cudownie różnorodna. I zaczynasz akceptować, kochać siebie ze wszystkimi mrocznymi i słonecznymi zakątkami osobowości. To było moje przebudzenie.

Stąd na płycie tak wiele odniesień do lasu i natury?

Jestem osobą, która na ogół interesuje się rozwojem duchowym, transcendencją. Dlatego też postanowiłam połączyć te sfery. Duchową i biologiczną. Stąd pojawia się logo – szyszka z okiem – symbol szyszynki, gruczołu, który nie tylko jest odpowiedzialny za całą gospodarkę hormonalną, ale nazywana jest też "naczyniem duszy".

dlvu6xt

Zawsze fascynowało mnie to jak sfera fizyki, biologii, nauk ścisłych łączy się z obszarami duchowymi. Dlatego też zostałam terapeutą kamertonowym - bo zawsze fascynował mnie dźwięk, który może działać na poziomie biologicznym, komórkowym, a także na sferę ducha, emocji.

Szyszynka odpowiada też za dobry sen. A twoją płytę można nazwać oniryczną?

Nigdy nie planuję, jaką zrobię płytę. Klimat i kształt wyłania się naturalnie, bez strategii. Ale faktycznie, to intro i outro wprowadzają nieco oniryczny, filmowy klimat. Na pewno chciałam zaprosić do tego wiedzmińskiego lasu i stworzyć przestrzeń na refleksję. A sen jest przestrzenią, w której oczyszczamy się z przeżyć, myśli, emocji. Skojarzenie "Runostanów" z sennym światem jest więc trafione.

Sarsa mówi o życiowych zmianach i najnowszej płycie Materiały prasowe, Universal Music Polska
Sarsa mówi o życiowych zmianach i najnowszej płycieŹródło: Materiały prasowe, Universal Music Polska, fot: Piotr Porębski

Wspominasz, że interesujesz się duchowością, a w jednym z wywiadów wyznałaś, że jesteś w stałym kontakcie z Bogiem. Co przez to rozumiesz? Czym dla ciebie jest ten kontakt?

Nie mogłabym zadeklarować, że jakakolwiek istniejąca religia jest dla mnie. Wierzę w siłę wyższą. W to, że przejawia się w naturze, matematyce, fizyce kwantowej. Dla mnie, w wielu przypadkach rozmowa z Bogiem przejawia się w zwykłej rozmowie, w modlitwie, w medytacji, w kontemplacji świata, w mojej twórczości. W przyznawaniu się do słabości.

dlvu6xt

Dla mnie ta rozmowa jest szczególnie ważna w trudnych momentach, kiedy nie widzę rozwiązań i drogi wyjścia. Wtedy proszę, by ktoś ‘mądrzejszy’ za mnie się tym wszystkim zajął i pomógł poukładać. Ja mogę jedynie mówić o swoich doświadczeniach – w moim życiu siła wyższa sprawia, że wszystko się układa według najlepszego dla mnie scenariusza.

W dużej mierze moją modlitwą jest też moja nowa płyta. W utworze "Mówiła niszcz" modlę się o miłość dla kogoś innego, w "Tramwaju nr 9" wykrzykuję, że nie mam ochoty wiedzieć o tym, co się dzieje na świecie. Nie chcę brzmieć jak ignorantka, ale doszłam do takiego poziomu obciążenia negatywną informacją ze świata, że musiałam się od tego wszystkiego odciąć. Na świecie jest dużo zła, złych słów, emocji - musiałam to z siebie wyrzucić i zrobić miejsce na coś pozytywnego. Uciekłam, żeby pobyć ze sobą, uporządkować myśli i żeby zrobić w swoim wnętrzu miejsce na optymizm, na dobro.

A w "Wieży", która naturalnie nasuwa skojarzenie z wieżą Babel, mówisz też o braku porozumienia. I o tym, jak bardzo jest potrzebne.

Przede wszystkim. Ten utwór mówi też o polaryzujących społeczeństwo sytuacjach, o tym, na co patrzymy od lat. Nie wyciągamy żadnych wniosków z historii, powtarzamy ciągle ten sam cykl, zamiast przerwać łańcuch konfliktów. Mam jednak od dłuższego czasu wrażenie, że coś się w ludziach zmienia. Doszliśmy do granicy i nie chcemy żyć w takiej rzeczywistości. Może mam szczęście do ludzi, że akurat z takimi się stykam, ale ta zmiana jest naprawdę wyczuwalna. Ten napompowany balon w końcu pęknie.

Nie mam recepty na to, jak uczynić świat lepszym. Ale musimy stawiać sobie pytania, jakiego świata chcemy, czy chcemy tkwić w zastanej sytuacji, czy coś z nią zrobić. I kiedy zdamy sobie sprawę, że ludzi myślących podobnie, pochylających się nad tym samym problemem jest więcej, jest spora szansa, że do tej pozytywnej zmiany dojdzie.

Zmiana zaszła w tobie także pod względem funkcjonowania w społeczności kobiet. Nieraz dajesz oznakę solidarności.

Długo czułam się najbardziej komfortowo w środowisku mężczyzn. Kobiety wyzwalały we mnie lęk. Że mnie ocenią, że pojawi się miedzy nami rywalizacja. A teraz czuję, że to z kobietami dogaduję się coraz lepiej. Szukam tego kontaktu. Kobiety są wspaniałe, drzemie w nas niezwykła moc. I jeśli tylko będziemy trzymać się razem, możemy naprawdę wiele zdziałać. Tak, to banał, ale nieraz udowodniłyśmy, ile może zrobić nasza solidarność.

Na przykład wtedy, kiedy kobiety w strajkach poszły na ulice. I pociągnęły za sobą wielu mężczyzn.

Z mojego punktu widzenia to szczególnie istotne. Nie chodzi o to, że mamy tu zaraz robić "seksmisję". Ale nie da się zaprzeczyć, że kobieca energia najzwyczajniej jednoczy. To wspaniałe i ważne zwłaszcza teraz, kiedy społeczeństwo jest tak podzielone. Bo to kobieta dba o wspólnotę, łagodzi konflikty, łączy, czy to na poziomie społeczności czy rodziny. Jest spoiwem. Potrafi udźwignąć wiele i pociągnąć za sobą wielu. Nie ogląda się na płeć, wiek, przekonania i inne zmienne.

O kobiecej wrażliwości, a raczej kobiecej, matczynej miłości mówisz w utworze "Mówiła niszcz". Wyjaśniałaś też, jak potworne rzeczy potrafi robić człowiekowi jej brak. Dotąd chyba się tak nie otworzyłaś.

Faktycznie czułam, że "Mówiła niszcz" jest utworem, który potrzebuje wyjaśnienia, że potrzebuję powiedzieć o nim coś więcej. Bardzo zależało mi, by tym razem słuchacze zdawali sobie sprawę, co miałam na myśli.

Dlaczego akurat ta piosenka jest dla ciebie tak ważna? I jak przyznajesz, trudna?

Mam dużo empatii w sobie. Z jednej strony, to wielki dar, z drugiej wręcz krzyż. Bardzo współodczuwam emocje drugiego człowieka, nawet po krótkiej rozmowie. Historię, która wiąże się z tym utworem przeżywam jeszcze mocniej, odkąd zostałam mamą. Bo nie wyobrażam sobie, co musi dziać się w głowie matki, która nie potrafi dać miłości dziecku. Moja mama bardzo mnie kocha, stworzyła solidny fundament do tego, bym była sobą, bym miała w życiu odwagę.

Ale znam ludzi, którzy tego szczęścia nie mieli. Brak miłości tworzy wyrwę, której nie da się zapełnić. Niczym. Niektórzy próbują, a kiedy się to nie udaje, stają się potworni. Potrafią krzywdzić innych. Ale czasem warto przyjąć inną perspektywę. Dostrzec, że nawet w tym "potwornym" człowieku jest dziecko. Często skrzywdzone. Nie chcę nikogo usprawiedliwiać, chcę tylko, byśmy pamiętali, że nikt nie rodzi się zły. Za każdym człowiekiem stoi historia.

Macierzyństwo sprawiło, że inaczej odbierasz takie historie, jaką opisałaś?

Młode mamy często mówią o macierzyństwie jako o słodkim przeżywaniu miłości. Ja też tak to odczuwam. To najwspanialsze, co mi się w życiu przytrafiło. Ale moja osobowość prowadzi mnie w obszary, niechętnie uczęszczane przez innych. Radosne wydarzenia w moim życiu, chwile szczęścia skłaniają mnie, bym zwróciła uwagę na tych, którzy ich nie mają. Teraz bardziej niż dotąd boli mnie, kiedy widzę dzieci pozostawione same sobie, niekochane. Dlatego tym bardziej płytą "Runostany" chciałabym rzucić światło nie na radości, a na problemy.

Sarsa mówi o osobistej płycie "Runostany"           Materiały prasowe, Universal Music Polska
Sarsa mówi o osobistej płycie "Runostany" Źródło: Materiały prasowe, Universal Music Polska, fot: Piotr Porębski

Mówimy mnóstwo o zmianach, a jak wpłynął na ciebie czas izolacji związanej z pandemią?

Kiedy jesteś w zamknięciu dwa lata, zmieniasz kierunek patrzenia na wiele spraw. W moim przypadku macierzyństwo nauczyło mnie szukania tej zmiany w sobie. Ja de facto potrzebowałam tego odseparowania. Potrzebowałam się odciąć od bombardowania negatywnymi wiadomościami, od traumatycznych wydarzeń wokół, od pędu, w którym trwałam.

Tęsknię tylko za koncertami, spotkaniami z fanami. To wzruszające momenty. Czasami fanom wydaje się, że są tylko głową w tłumie. Nie dla mnie. Są drogowskazem, utwierdzają mnie w przekonaniu, że wybrałam dobrą drogę.

A umiesz sobie w tej drodze odpuścić? Nie gonić za perfekcjonizmem, a uznać, że to co robisz jest wystarczająco dobre?

To moja największa lekcja – nauczyć się odpuszczać. Nie jestem w tym mistrzem. Zawsze dawałam się ponieść gonitwie za królikiem. Dopiero kiedy się zatrzymałam, zobaczyłam, jak wszystko dookoła pędzi. Trochę tak, jakbym nagle wysiadła z pędzącego pociągu i zobaczyła z innej perspektywy w czym tkwiłam. Gdy patrzysz na sprawy z boku, zdajesz sobie sprawę z tego pędu, chaosu, hałasu. Przyjrzałam się temu, czego częścią dotąd byłam. I nadal zdarza mi się wskoczyć do tego pociągu.

Ale pracuję nad sobą, medytując, albo rozmawiając z moim partnerem. To on jest moim domowym coachem i mówi, że powinnam zwolnić, zatrzymać. Odczekać, odpuścić. Bo i tak wszystko ułoży się dobrze. Oczywiście, jak każdy mam ambicje, ale uczę się tego, że nie muszę za każdym razem cisnąć za cenę swojego zdrowia i balansu psychicznego. Przez to, że pozwolisz sobie złapać oddech, nie wydarzy się żaden życiowy Armagedon.

"Runostany" to czwarty album w dorobku Sarsy. Ukazał się 25 lutego nakładem Universal Music Polska.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
dlvu6xt
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
dlvu6xt