Syn królowej uniknął procesu o gwałt. Nie uniknął hańby
Virginia Roberts oskarżyła syna królowej Elżbiety o gwałt, molestowanie seksualne i pedofilię. Było o krok od historycznego procesu w sądzie. Książę Andrzej przysięgał, że dowiedzie swojej niewinności. Sprawa niespodziewanie kończy się. I jak twierdzą brytyjscy dziennikarze: Andrzej zostaje skazany na wieczną banicję.
Dzień po Walentynkach gruchnęła wiadomość o tym, że książę Andrzej i Virginia Roberts (Giuffre) zdecydowali się zawrzeć ugodę. Virginia złożyła pozew cywilny i chciała, by syn królowej Elżbiety II odpowiedział przed sądem za zgwałcenie jej i wykorzystywanie seksualne, gdy miała zaledwie 17 lat. Wieści o ugodzie odbijają się szerokim echem na całym świecie. "The Sun" pisze: "Jego ostateczna hańba" (parafrazując tytuł "Jego wysokość…") i sugeruje – jak wielu innych dziennikarzy – że książę Andrzej będzie musiał zapłacić Virginii Roberts 12 mln funtów zadośćuczynienia.
"Daily Mail" pisze o "milionowym upokorzeniu" księcia, który "zatrzasnął raz na zawsze drzwi do swojego powrotu do rodziny królewskiej". Choć prawnik Virginii Roberts mówi: "dla niej to naprawdę dobry dzień. Była podekscytowana, gdy usłyszała warunki ugody" – nie takiego finału potężnej afery się spodziewano.
Zobacz: Książę Harry pozywa brytyjską gazetę o zniesławienie
Pedofilia, handel ludźmi
Skandal sięga kwietnia 2015 r. Wtedy to po raz pierwszy Virginia Roberts postanowiła pozwać milionera Jeffreya Epsteina i jego współpracowniczkę Ghislaine Maxwell. Oskarżała ich o to, że zmuszali ją do seksu z wybranymi mężczyznami, poczynając od 2000 r.
Roberts przyznała wtedy, że jedną z osób, z którymi musiała uprawiać seks, był książę Andrzej.
Roberts zeznawała, że Epstein zmuszał ją do seksu z synem królowej, gdy ten odwiedził posiadłość Epsteina w Nowym Jorku, w Londynie i na Wyspach Dziewiczych w 2001 r. Dziewczyna miała wtedy 17 lat, czyli niewiele więcej niż córki księcia.
Sąd odrzucił oskarżenia wysuwane przez Virginię. Świat poznał szczegóły tej sprawy dopiero w sierpniu 2019 r., gdy można było ujawnić sądowe dokumenty. Pojawiały się wyznania kolejnych kobiet, które miały styczność z księciem Andrzejem za pośrednictwem Epsteina. Pałac Buckingham wydał wtedy oświadczenie, że książę Yorku "empatycznie zaprzecza" wszystkim oskarżeniom o kontakty seksualne z Roberts.
Sprawa miała dopiero nabrać rozpędu. 10 sierpnia 2019 r. w celi więzienia na Manhattanie znaleziono martwego Jeffreya Epsteina. Trafił za kratki po tym, jak miał być ponownie sądzony za przestępstwa na tle seksualnym – w tym pedofilię i handel ludźmi.
Książę Andrzej, którego pół świata zdążyło już zobaczyć na zdjęciach u boku Epsteina, wydał komunikat, w którym twierdził, że nie był świadkiem żadnego podejrzanego zachowania Epsteina przed jego aresztowaniem. Dodał też, że jest mu przykro i sympatyzuje ze wszystkimi osobami, które mogły zostać poszkodowane w tej sprawie.
Roberts w mediach podkreślała jasno: Książę Andrzej doskonale wie, co sam zrobił.
Miała obdarzać księcia swoim ciałem
Wiadomo było, że tej sprawie nikt nie ukręci szybko łba. Książę Andrzej tylko pogorszył sytuację, udzielając wywiadu Emily Maitlis z BBC. Członek rodziny królewskiej próbował się wybielać, a sprowadził na siebie potężną katastrofę. Nigdy wcześniej żaden "rojals" nie pogrążył się tak przed kamerami.
Przypomnijmy, że to w tym wywiadzie książę mówił np. że nie jest w stanie się pocić, dlatego słowa Virginii Roberts o tym, że spocony przystawiał się do niej podczas różnych wydarzeń, są nieprawdziwe. A także opowiadał, że w dniu, w którym rzekomo miał wykorzystać ją seksualnie, był na pizzy ze swoimi córkami. Pamiętał jaka to była pizzeria, ale nie pamiętał szczegółów spotkań z Epsteinem.
Wystarczyły godziny, by po miażdżącym reszki reputacji księcia wywiadzie, uniwersytety, organizacje charytatywne, różne firmy zerwały związki z synem królowej. Cztery dni po wywiadzie oficjalnie ogłoszono, że książę Andrzej przestanie pełnić obowiązki względem monarchii.
Niemal z miesiąca na miesiąc dolewano coraz to więcej oliwy do tego ognia.
Virginia Roberts udzieliła wielu wywiadów, występowała w telewizji i filmach dokumentalnych, opowiadając o seksualnym wykorzystaniu nieletnich przez Epsteina i jego przyjaciół. W głośnym dokumencie HBO "Jeffrey Epstein: Obrzydliwie bogaty" powiedziała przed kamerą, że miliarder kilkukrotnie wysłał ją, by świadczyła usługi seksualne Alanowi Dershowitzowi, obrońcy Epsteina. Zaczęła głośno mówić o tym, że miała "obdarzyć księcia swoim ciałem", wykonywać erotyczne masaże i spełniać wszystkie jego zachcianki. Mówiła o jego fetyszach. Mówiła też o gwałcie.
W styczniu 2022 r. stało się jasne, że książę Andrzej będzie musiał bronić się w sądzie. To był wielki przełom. Jesienią tego roku książę Andrzej miał stanąć przed sądem, jak każdy inny "cywil" oskarżany o przestępstwa.
Kilka dni po tym, jak sąd pozwolił na to, by Virginia Roberts złożyła pozew przeciwko księciu, królowa Elżbieta II oficjalnie odcięła syna od wojska, królewskich patronatów, przywilejów i pozbawiła go tytułów. W oświadczeniu zaznaczono, że będzie bronił się jako "osoba prywatna". Ale mamy wielki zwrot akcji.
"Ostateczna hańba"
Jeszcze kilka tygodni temu obrońcy księcia twierdzili, że Virginia Roberts – matka trójki dzieci – spędziła dekadę, czerpiąc profity z sensacyjnego seks-skandalu. Choć kobieta lata wcześniej została przez sąd uznana za ofiarę wykorzystywania seksualnego i pedofilii, prawnicy księcia chcieli włączyć do materiałów dowodowych przeciwko niej artykuł z jednego z tabloidów, który przedstawiał Virginię jako "żądną pieniędzy seks-kocicę".
Księcia z kolei królewscy eksperci już dawno temu nazwali "jurnym Andrzejem". I nic z tym nie zrobi. Pozostaną już tylko medialne spekulacje o "kocicy" i "jurnym księciu", bo procesu nie będzie. Pozbawiony przez własną matkę tytułów i przywilejów książę nie będzie bronił swojego imienia przed sądem.
Wydane do mediów oświadczenie nie zdradza ani sumy, którą będzie musiał zapłacić książę, ani dokładnych założeń ugody, nie ma też słowa sugerującego to, kto tę sprawę tak naprawdę wygrał. Słowa prawnika Virginii Roberts wskazują, że to książę okrywa się największą hańbą.
David Boies tak skomentował zawarcie ugody: "To wydarzyło się bardzo szybko. Nie wiem, co zmieniło się po stronie księcia. Sądziłem, że do takiej ugody dojdzie od razu, gdy wnieśliśmy pozew". Dodając jeszcze: "To tak naprawdę koniec sprawy. Dostanie pieniądze w ciągu 30 dni. Nie mogę mówić o tym, jaka to suma ani co jest jeszcze w umowie, ale to jest dobry dzień".
Trudno nie zgodzić się z prawnikiem Nickiem Goldstonem, który dla "Daily Mail" komentuje tę sprawę następująco:
- Sprawa wygląda tak, jakby przyznano, że wina jest po stronie księcia i podejrzewam, że zostanie on odsunięty od rodziny królewskiej do końca swojego życia. To wielka ulga dla tej instytucji. To też prawdopodobnie dobry dzień dla pani Roberts, bo uznano trudną pozycję księcia Andrzeja i zaprzestano dalszych działań wojennych.
W podobnym tonie wypowiada się prawniczka Lisa Bloom, która reprezentuje 8 ofiar Jeffreya Epsteina: - Świętujemy dziś zwycięstwo Virginii. Dokonała tego, co nie udało się innym: powstrzymała ten nonsens dotyczący księcia Andrzeja i opowiedziała się po stronie ofiar przemocy seksualnej. Gratulujemy jej niesamowitej odwagi.
Penny Junor, autorka książek o rodzinie królewskiej, przyznaje, że szkody, które książę Andrzej wyrządził swojej rodzinie są już nie do naprawienia. Ale proces w sądzie byłby ostatecznym pogrążeniem monarchii i hańbą dla matki, która w tym roku świętuje platynowy jubileusz.
- Możemy już nigdy nie dowiedzieć się, czy książę był winny czy też nie. I przez to moim zdaniem już nigdy nie zobaczymy go pełniącego książęce obowiązki. Jego reputacja już się nie podniesie – komentuje Junor.