To księżna Meghan rozbiła rodzinę królewską? Do tanga trzeba dwojga! [OPINIA]
"Porzuciła rodzinę, porzuciła ojca, większość swoich dawnych przyjaciół, rozdzieliła Harry’ego od Williama, a teraz od całej rodziny" – grzmi Piers Morgan, brytyjski dziennikarz krytykujący Meghan, odkąd ta stała się księżną. Nie dość, że mija się z faktami, to jeszcze zapomina o najważniejszym: do tego tanga potrzeba dwojga.
W środowy wieczór Harry i Meghan spuścili prawdziwą bombę na spokojne głowy Brytyjczyków. Postanowili oddzielić się od rodziny, pozbyć przywilejów i praw "starszych" członków rodziny królewskiej i zyskać finansową niezależność. Nagłówki gazet i serwisów nazywają tę decyzję szokującą i bezprecedensową. Ale czy te wieści są aż tak zaskakujące i niespodziewane?
W dokumencie kręconym w Afryce Meghan otwarcie powiedziała, że czuje się atakowana i pozbawiona wsparcia rodziny królewskiej. Harry pozwał tabloidy za naruszenie prywatności i publikowanie kłamstw. Gdy na świat przyszedł ich syn, nie przyjęli dla niego tytułu książęcego. Ostatnie święta Bożego Narodzenia Harry i Meghan spędzili na innym kontynencie. Naprawdę, o wiele bardziej szokujące byłoby, gdybyśmy zobaczyli ich wszystkich razem jako jedną wielką szczęśliwą rodzinę. Bo nią nie byli!
"Porzuciła rodzinę, porzuciła ojca, większość swoich dawnych przyjaciół, rozdzieliła Harry’ego od Williama, a teraz od całej rodziny" - napisał na swoim koncie na Twitterze Piers Morgan, brytyjski dziennikarz. Atak Morgana jest niczym innym jak bardzo typowym mizoginistycznym zabiegiem: obwinić za wszystko kobietę. Według jego narracji (która ma się świetnie w brytyjskich mediach) Harry jest niewinną, bezwolną i najwyraźniej upośledzoną marionetką w rękach złej Meghan. Jeśli wierzyć jego atakującym żonę księcia felietonom, wywiadom i postom na Twitterze jej władza nad tym 35-letnim mężczyzną, byłym żołnierzem i milionerem, jest właściwie bezgraniczna.
Morgan w stu procentach pomija rolę Harry’ego w podjęciu tej decyzji. Ignoruje fakt, że brat Williama przeżył najpierw rozwód rodziców, a potem tragiczną śmierć matki. Pełna, szczęśliwa i bezpieczna rodzina jest zatem dla niego celem. Gdy wnuk królowej Elżbiety czyta nagłówki tabloidów, które z absolutnie każdego ruchu i decyzji Meghan czynią wpadkę i skandal, słyszy echa przejść księżnej Diany, która także walczyła z brukowcami. To także niezdrowie zainteresowanie paparazzi oraz brutalna ingerencja w jej prywatność ostatecznie doprowadziły do jej śmierci.
Warto przypomnieć również o czymś, co brytyjskie media zakopały bardzo głęboko w dniu zaręczyn Harry’ego i Meghan. Młodszy brat Williama nigdy nie był świętym wzorem do naśladowania. Lata temu głośno było o nagich zdjęciach, wpadkach, skandalach z jego udziałem. Tylko że wtedy nazywany był urwisem, tym zabawniejszym księciem, a kolorowe gazety z pobłażaniem kiwały na niego palcem. Gdy Meghan zamiast czterech obejrzała jeden mecz tenisowy latem tego roku, niektórzy publicyści byli gotowi wywieźć ją jak Jagnę z "Chłopów" na taczce z miasta.
Dysproporcja między oceną poczynań Harry’ego a postępowania Meghan jest rażąca. Przypisywanie jej tak ważnej decyzji dotyczącej przyszłości całej rodziny jest nie tylko niesprawiedliwe, ale także przedstawia Harry’ego jako bezwolnego imbecyla.
Nic dziwnego, że oboje postanowili się z tego cyrku wypisać.