Sprawa wydaje się nie mieć końca
Zmarła 31 stycznia 2014 roku Nina Andrycz znaczną część swojego majątku zapisała na cele charytatywne. W testamencie legendy polskiego kina i teatru znalazł się zapis, z którego wynika, że gwiazda sporą kwotę przeznaczyła na rzecz Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Jak informował "Super Express", jest to 80 tys. złotych wraz z odsetkami. Problem w tym, że niedługo przed śmiercią została namówiona przez przedstawiciela banku na ulokowanie fortuny w funduszu emerytalnym. Spadkobierca, czyli fundacja założona przez Jurka Owsiaka, wciąż nie może z tej sporej sumy skorzystać.
Zaczęły się problemy
Nina Andrycz zmarła w 2014 roku. Choć od tej smutnej chwili minęły już 3 lata, kwestie spadkowe wciąż pozostają otwarte. Gwiazda nie miała rodziny, do której mogłyby trafić pieniądze - ta najdalsza mieszkała poza granicami Polski i ostatecznie zrzekła się praw do majątku. Oszczędności życia Andrycz (ulokowane w dwóch bankach: w pierwszym ok. 36 tys. zł, w drugim ok. 80 tys.) zapisała Wielkiej Orkiestrze Świątecznej Pomocy. I tu zaczęły się problemy.
Bank wykorzystał jej niewiedzę
Tuż po sporządzeniu testamentu Andrycz odwiedził przedstawiciel banku. Mężczyzna namówił aktorkę, aby 80 tys. złotych przelała na jeden z funduszy. Swoją propozycję uargumentował lepszym oprocentowaniem.
- Pani Nina nie rozumiała tych wszystkich terminów i produktów bankowych. Sporządzając ostatnią wolę, podała notariuszowi swój numer konta i była pewna, że ma tam ponad 80 tysięcy złotych. Nie była świadoma, że gdzieś je przelała, że na rachunku bankowym, który podała notariuszowi, zostało tylko 300 złotych - powiedziała osoba znająca meandry sprawy w rozmowie z "Życiem na gorąco".
Sprawa trafiła na pierwsze strony gazet
Gdy gwiazda zmarła, fundacja zgłosiła się po zapisane pieniądze. Niestety, początkowo nikt nie wywiązał się ze swoich należności. Dopiero kiedy sprawą zainteresowały się media, pierwszy bank wypłacił ok. 36 tys. złotych. Drugi nie ugiął się pod presją i oznajmił, że fundacji należy się jedynie 300 złotych, które pozostały na zwykłym koncie.
Owsiak nie zamierza odpuszczać
Jerzy Owsiak w imieniu fundacji wciąż walczy o to, by na konto WOŚP został przelany cały spadek po gwieździe, czyli jeszcze 80 tysięcy złotych, a także odszkodowanie za nieetyczne zachowanie banku.
- Takie były ustalenia ustne, fundacja czekała tylko na potwierdzenie na piśmie. A gdy ono przyszło, wszystkim opadły ręce. Propozycja banku jest nie do zaakceptowania. (...) Na początku maja zostało wysłane do banku ostateczne pismo, nie do negocjacji, ale z żądaniem, z wyliczoną kwotą. Jeśli nie ustosunkują się, skierujemy sprawę do Rzecznika Finansowego, do Komisji Nadzoru Bankowego i do Komisji Etyki Bankowej - podsumowała na łamach "Życia na gorąco" osoba związana ze sprawą.