Wypływają szczegóły afery z Bieniukiem. Co było w walizce?
Jarosław Bieniuk został oskarżony o gwałt przez Sylwię S. Na dziewczynę spadła lawina negatywnych komentarzy i wydaje się, że to ona dziś ponosi największe konsekwencje afery. Choć sąd nie wydał jeszcze żadnego wyroku. A wypływają kolejne szczegóły.
Jarosław Bieniuk w połowie kwietnia został oskarżony o zgwałcenie Sylwii S. Do zdarzenia miało dojść 12 kwietnia. Były piłkarz umówił się z Sylwią S. w jednym z sopockich klubów, a wcześniej podobno zarezerwował pokój w hotelu. W mediach podawano już informację, że Bieniuk miał mieć przy sobie w tamtej chwili walizkę z erotycznymi gadżetami.
Zobacz: Jarosław Bieniuk współpracuje z policją. "Nie ma oskarżenia o gwałt" (KLIKA PUDELKA)
"Super Express" dotarł do szczegółów, co miało znajdować się w tej walizce. A były to wibratory, kulki analne, taśma i inne gadżety erotyczne.
Przypomnijmy, że Jarosław Bieniuk oddał się w ręce policji i trafił do aresztu. Po wpłaceniu 20 tys. zł. poręczenia, wrócił do domu. Prokuratura, jak się szybko okazało, nie postawiła mu zarzutów zgwałcenia kobiety. Został jedynie oskarżony o "udzielenie innej osobie środka psychoaktywnego", co znaczy, że podał kobiecie narkotyk. Śledztwo jednak cały czas trwa.
Bieniuk wydał oświadczenie, w którym odniósł się do stawianych mu publicznie (ale nie formalnie) zarzutów o brutalne wykorzystanie Sylwii S. Jednocześnie podkreślił, że chce występować pod swoim pełnym imieniem i nazwiskiem. Sportowiec przyznał, że ostatnie dni były dla niego i jego rodziny traumatyczne.
Tymczasem wiadomo, że Sylwia S. przechodzi równie dramatyczne chwile. To policja, prokuratura i sąd dojdą do tego, co dokładnie stało się tamtej nocy w Sopocie. Ale na kobietę wiele osób już w tej chwili wydało wyrok.
Jak pisaliśmy, Sylwia S. straciła pracę. Kobieta jest też pod opieką psychologa.
- Tak w Polsce traktowane są osoby, które zgłosiły gwałt. Obserwuję to za każdym razem, gdy je wspieram. Każda kolejna kobieta widzi teraz, co ją czeka, jeśli opowie o gwałcie – jej wygląd, zdjęcia, praca, plotki o życiu prywatnym i rzekome upodobania seksualne dla komentujących będą okazją do hejtu i dowodem na to, że kłamie. A przecież to nie ma nic wspólnego z tym, czy doszło do gwałtu. Takie reakcje to okrucieństwo wobec wszystkich kobiet, które doświadczyły przemocy" - napisała na Facebooku aktywistka Maja Staśko, która ma stały kontakt z Sylwią S.
Przypomnijmy, śledztwo cały czas się toczy.