Dla sławy był gotów zrobić wszystko. Joe Jackson bił dzieci, by uchronić je przed złem
Śmierć Joe Jacksona kończy pewien etap w historii muzyki. Niezłomny menadżer, który uczynił z talentu dzieci maszynkę do zarabiania pieniędzy, skłócił rodzinę i zabrał dzieciństwo "królowi" muzyki pop. Był bezwzględnym despotą, który nie wstydził się stosować przemocy.
Kiedy w czerwcu 2009 r. zmarł Michael Jackson, oczy całego świata były skierowane na jego rodzinę. W dniu pogrzebu, wówczas 11-letnia, Paris Jackson zdołała ledwo wyszeptać, że tęskni za tatusiem. Jego starsi bracia wylewali łzy, mówiąc, że nie mogą pogodzić się ze śmiercią Michaela. Janet Jackson pełniła rolę tymczasowej opiekunki dla dzieci "króla" muzyki pop. Wszyscy stali ramię w ramię, sprawiając wrażenie niezwykle zżytej familii. Ależ to były doskonale odegrane sceny dramatu – chciałoby się powiedzieć. W spektaklu, który oglądało prawie 2,5 mld ludzi na całym świecie, zabrakło głównego reżysera tej tragikomedii – Josepha Jacksona.
Zobacz też: Sekret słynnego przechyłu Jacksona. Nie próbujcie tego w domu
Joe Jackson jest uznawany za najbardziej skutecznego rodzica w historii, który zarządzał muzyczną karierą swoich dzieci. To właśnie dzięki niemu i pomocy Diany Ross udało się wylansować zespół The Jackson 5, a następnie solową karierę Michaela Jacksona. W branży uważany był za człowieka pozbawionego skrupułów, który dla osiągnięcia sukcesu nie cofnie się przed niczym.
Trudy dzieciństwa
W rodzinnym domu Jacksonów w miasteczku Gary w stanie Indiana nigdy się nie przelewało. Dziewięcioro rodzeństwa spało razem w ciasnej sypialni. Ich matka Katherine nie pracowała i poświęciła się wychowaniu dzieci. Joe pracował po kilkanaście godzin dziennie, by wykarmić rodzinę. Rodzeństwo umilało sobie chwile wspólnym śpiewaniem. To właśnie wtedy Joe postawił sobie za cel honoru, że zrobi z dzieci wielkie gwiazdy. I jeśli się przeliczył, to tylko na ich korzyść, w końcu nie spodziewał się, że najmłodszy Michael zostanie najpopularniejszym piosenkarzem w historii.
- Kiedyś siedziałem na łóżku i podśpiewywałem sobie. Usłyszała to moja mama, a potem powiedziała ojcu, że śpiewam. On powiedział, że to niemożliwe, bo to Jermaine śpiewa. Matka uparła się przy swoim i namawiała ojca, by posłuchał. Ostatecznie zgodził się mnie posłuchać, choć zrobił to niechętnie, twierdząc, że to strata czasu – wspominał Michael w jednym z wywiadów.
Z czasem, choć niechętnie, Joe przekonał się do talentu syna. Od tego momentu mały Jacko stracił dzieciństwo i był zmuszony zbyt szybko wejść w dorosłe życie. Na początku był zestawiany z braćmi z The Jackson 5. Regularnie wysłuchiwał od ojca, że jest leniwy, że nigdy nie zwróci na siebie uwagi słuchaczy. Często jedynym argumentem był skórzany pas, którego dźwięk regularnie przecinał powietrze stłoczone w małym mieszkanku Jacksonów. W jakim był błędzie, kiedy okazało się, że mały Michael zaczyna wyrastać na lidera rodzinnej grupy.
Joe nie akceptował tego, że między synami pojawiły się tak spore różnice. Zależało mu wyłącznie na tym, by wszyscy chłopcy byli tak samo popularni. Im różnica się bardziej pogłębiała, tym częściej ojciec stosował wobec nich przemoc psychiczną i fizyczną. To właśnie jego metody wychowawcze budziły największe kontrowersje. Jeden z braci Jackson powiedział nawet, że niektóre z nich śmiało mogłyby się sprawdzić w więzieniu.
Tyran, despota, człowiek sukcesu
W 2009 r. w wywiadzie dla stacji ABC Joe Jackson zaprzeczał oskarżeniom, jakoby miał stosować przemoc wobec swoich synów. Jednocześnie powiedział, że kary fizyczne były obecne w domu Jacksonów. Jednak za wszystko miała odpowiadać jego żona, Katherine.
- Michael nigdy nie był bity, jak wszyscy mówią. Każdy daje swoim dzieciom klapsa, kiedy zrobią coś źle. Ale na pewno nie był bity. Katherine dawała mu zdecydowanie więcej klapsów niż ja, bo ja bardzo dużo pracowałem i rzadko bywałem w domu. Miałem dwie prace, to ona przebywała z nim częściej – mówił nestor rodu.
Jednak zaledwie rok później ten sam Joe, w wywiadzie dla Jacksonsecretvault.com, przyznał, że jego brutalne metody wychowawcze uchroniły Michaela i jego braci przed więzieniem.
- Musiałem taki być, ponieważ w tamtych czasach było wiele gangów ulicznych, z których dzieciaki trafiały prosto do więzienia. Większość z nich już nie żyje - mówił Joe Jackson.
Nawet w obliczu śmierci syna podkreślał, że nie ma sobie niczego do zarzucenia i ostatnią rzeczą, której się obawia, są wyrzuty sumienia.
- Robi się wielką sprawę z tego, że zdarzyło mi się uderzyć Michaela czy inne dzieci. Tak jakby inni tego nie robili. Media wszystko potrafią przeinaczyć - podsumował Joe.
Pikanterii dodaje fakt, że choć wszyscy wiedzieli o tym, że Joe stosuje wobec swoich dzieci katorżnicze metody, niewiele osób z najbliższego otoczenia Jacksonów było oburzonych tym faktem. Mało tego, część z nich pochwalała zachowanie Joe.
- Byłem przyjacielem i sąsiadem Jacksonów. Joe był twardym ojcem, ale chciał dla swoich dzieci jak najlepiej. Czy dawał im klapsy? Owszem. Czy je bił? Tak. Czy je katował? Nie. I nie wierzę, aby kiedykolwiek molestował La Toyę, czy próbował zmusić ją do seksu. To po prostu niedorzeczne – wspominał David Gest, ówczesny mąż Lizy Minelli.
Stworzył króla i zniszczył mu życie
Trudy dzieciństwa, regularne musztrowanie oraz ciągłe wyśmiewanie przez ojca odbiły się na dorosłym życiu Michaela. Kiedy cały świat przecierał oczy ze zdumienia, gdy artysta przez lata poddawał się wybielaniu skóry oraz ciągłym operacjom nosa, mało kto pamiętał o tym, że problem jest bardziej złożony, niż mogłoby się wydawać.
- Kiedy zacząłem dorastać, pojawiły się u mnie problemy ze skórą. Miałem pryszcze jak prawie każdy nastolatek. Dla mojego ojca był to świetny powód do żartów. Wiele razy jego słowa raniły mnie, śmiał się na przykład z mojego nosa - wspominał piosenkarz w jednym z wywiadów.
Wciąż jednak do końca nie wiemy, i prawdopodobnie nigdy się nie dowiemy, co tak naprawdę działo się w tej toksycznej rodzinie. Choć Joe Jackson zapewnił Michaelowi i swojemu rodowemu nazwisku nieśmiertelność, zapisał się też na kartach historii przede wszystkim jako brutalny despota. Joseph Jackson zmarł 27 czerwca 2018 r. Kilka lat temu lekarze zdiagnozowali u niego raka trzustki.