Godlewskie awanturują się w samolocie. W końcu to celebrytki bardzo niskich lotów
To już nie komedia, to dramat. Ostatni akt z życia sióstr Godlewskich to pijacki eksces na pokładzie samolotu. Ten teatrzyk szybko się nie skończy. Teraz będzie jeszcze gorzej.
Esmeralda i Małgorzata Godlewskie w nieco ponad rok wyrosły na najbardziej hejtowane celebrytki w Rzeczpospolitej Polskiej. Zaczęło się dosyć niewinnie. W grudniu 2017 r. hitem internetu stało się wideo, na którym niestroniące od medycyny estetycznej siostry próbowały śpiewać znane polskie piosenki świąteczne. Wyeksponowany biust, niebotycznie duże wargi i charakterystyczna maniera w głosie.
Dało się wtedy jeszcze to obronić, tłumacząc estetyką campu, czyli stosowania kiczu z pełną premedytacją. Przerysowane, groteskowe i naprawdę całkiem zabawne. W ciągu kilku dni Godlewskie stały się prawdziwymi celebrytkami, a o wywiady z nimi zabiegała większość mediów (w tym WP, tak, bijemy się w pierś). Sława i nowi followersi na Instagramie uderzyły przebojowym siostrom do głowy. Wtedy postanowiły, że już nigdy nas nie opuszczą. I nie zmieniło tego postanowienia nic. Hejt, upokorzenie, depresja, a nawet wjechanie w mur po pijaku.
Teraz po wielkiej kłótni siostry postanowiły się rozstać. Co to oznacza? Że Godlewskich będzie dwa razy więcej. Każda z nich otworzy własny rachunek i zacznie rozbijać bank osobistych skandali. W walce o atencję nie biorą jeńców.
Kariera, która skandalem stoi
Godlewskie już po kilku tygodniach od medialnego debiutu podzieliły się z fanami autorskim repertuarem. Piosenka "Tak to my" - szlagier disco polo, została okraszona teledyskiem soft porno. Pomimo niemal samych negatywnych komentarzy w serwisie YouTube utwór bił rekordy popularności. To rozochociło siostry, które stwierdziły, że czas pokazać wszystko. Przyszedł więc czas na zapowiadanie prognozy pogody, w stroju, który zwiastował same upały - bez bluzki, bez stanika, zupełnie toples. Na obfite, sylikonowe wdzięki aspirujących gwiazd popatrzyć mogli po 23. widzowie jednej z telewizji muzycznych.
Trzeba było kuć żelazo póki gorące, więc pojawiły się kolejne skandaliczne teledyski, a nawet cover hymnu. Wydawało się, że Godlewskie są równie przebiegłe, co kilka innych osławionych gwiazd internetu i potrafią zmonetyzować hejt, który ich dotyka. W końcu co z tego, że mówi się o nich źle, skoro wciąż się mówi, a nagrania z ich udziałem mają miliony wyświetleń. Reklamy, sponsorzy, gościnne występy w klubach. W czasach, w których sława jest wartością samą w sobie, nie trudno na niej zarobić. Godlewskie zyskały miano "patoinfluencerek", czyli w dużym uproszczeniu osób, które prezentują w sieci kontent z pogranicza patologii, ale wciąż są śledzone przez rzeszę fanów.
Poza kontrolą
Niestety Godlewskie zapomniały, że stając się młynem na hejt, trzeba mieć niezwykle silną psychikę i grubą skórę. Pojawiły się doniesienia, że siostry zmagają się z depresją, a Esmeralda ma poważny problem alkoholowy. Kulminacja nastąpiła wówczas, gdy pijana celebrytka spowodowała wypadek drogowy na warszawskiej Pradze. Jej auto zderzyło się z nadjeżdżającą toyotą, a potem wbiło w ścianę narożnego budynku. Po tej sytuacji gwiazdka stała się persona non grata nawet na trzecioligowych stołecznych ściankach, a większość portali stwierdziła, że nie warto dłużej o siostrach skandalistkach pisać.
Aspirujące piosenkarki zachowywały się, jak gdyby nic się nie stało i przeszły do ofensywy w nagrywaniu nowych przebojów. Ostatnio wpadły nawet na genialny pomysł, by reprezentować Polskę na konkursie Eurowizji, co oczywiście nie doszło do skutku. Jak się okazało, nie było im to potrzebne. Znów są na językach za sprawą awantury bardzo niskich lotów. Mowa oczywiście o kolejnym ekscesie Esmeraldy. Wstawiona celebrytka zachowywała się agresywnie się na pokładzie samolotu, z którego w końcu została wyproszona. Polecieć udało się za to jej siostrze Małgorzacie.
Ta żenująca sytuacja eskalowała do tego stopnia, że siostry postanowiły się rozstać. Będą działać solo. Co oznacza z grubsza to, że z pewnością usłyszymy o nich dwa razy więcej. W końcu o atencję trzeba będzie zawalczyć. Nie, to raczej nie są dla nas dobre wieści.
Pojawia się też zasadnicze pytanie. Czy my jako jedno z największych mediów w kraju powinniśmy o tym wszystkim pisać? Tak, by przestrzec grono młodych ludzi, dla których największą wartością jest popularność. Nie warto moi drodzy, nie za wszelką cenę.