Przerażająca śmierć gwiazdy TVP. Umierała w makabrycznych warunkach
Irena Dziedzic zmarła niespełna 2 lata temu. Od tamtej pory trwało postępowanie, które miało ustalić przyczynę śmierci oraz sprawdzić, czy dziennikarka nie została oszukana finansowo. Tabloid dotarł do nowych informacji m.in. w sprawie tragicznych ostatnich chwil jej życia.
Irena Dziedzic zmarła 5 listopada 2018 r., a uroczystości pogrzebowe odbyły się dopiero kilka miesięcy później, dlatego że nie znalazła się osoba, która mogłaby zająć się pochówkiem. Oprócz tego od 6 listopada 2018 r. prowadzone było śledztwo w sprawie dziennikarki.
Dziedzic była właścicielką mieszkania na Saskiej Kępie, które przepisała Bogdanowi G. Mężczyzna w zamian miał wypłacać prezenterce comiesięczną pensję. Niestety, umowa, którą podpisała dziennikarka, nie uwzględniała pokrycia kosztów pogrzebu. Po śmierci prezenterki okazało się również, że ma ona 700 tys. zł długów.
Jak ustaliło PAP, Prokuratura Rejonowa Warszawa Praga-Południe umorzyła pod koniec sierpnia tego roku śledztwo w sprawie m.in. nieumyślnego spowodowania śmierci Ireny Dziedzic.
W czerwcu 2018 r. Dziedzic trafiła do szpitala. Z zeznań Barbary W., która jest lekarzem i opiekowała się gwiazdą w ostatnich miesiącach jej życia, wynika, że prezenterka złamała nogę, idąc na wizytę do laryngologa.
Później nie było lepiej. Gwiazda talk-show "Tele-Echo", trafiła wówczas na stół operacyjny. Jak podaje "Super Express", w szpitalu Dziedzic przewróciła się w toalecie i ponownie trafiła na stół operacyjny.
Pani Barbara wyznała, że rana nie chciała się zagoić i konieczne były codzienne opatrunki. Z zeznań sadownika (mężczyzna spod Białej Rawskiej, któremu gwiazda przepisała dom w zamian za comiesięczną pensję w wysokości 4500 tys.) dowiemy się jednocześnie, że kiedy przyjechał odwiedzić panią Irenę, zastał ją w strasznych warunkach.
Gwiazda TVP nie miała zdjętych szwów i przebywała w złych warunkach. W jej domu miały być brud i robactwo.