Muzycy Kultu przed koncertami badają się alkomatem. Jest stan wskazujący, jest kara
Nie od dziś wiadomo, że wielu muzykom zdarza się występować pod wpływem alkoholu. Zespół Kult znalazł sposób, jak temu zapobiec.
Jak przystało na rockowy zespół głoszący hasło "sex, drugs and rock&roll" Kazik Staszewski z kolegami nie stronią od alkoholu. Wkrótce na ekrany kin trafi dokument "Kult. Film", w którym przyznają się, że nie raz zagrali koncert pod wpływem używek.
W filmie, pokazującym kulisy działalności zespołu na przestrzeni ostatnich 6 lat, pojawia się wątek stosowania alkomatów. Każdy z muzyków jest zobowiązany od czasu do czasu poddać się rutynowej kontroli.
Pomysł ten wzbudził szerokie zainteresowanie widzów festiwalu Tofifest w Toruniu, gdzie przedpremierowo można było zobaczyć film i porozmawiać z jego bohaterami oraz reżyserką. Publiczność pytała, czy scena z udziałem alkomatu była jednorazowym przypadkiem, czy też stałą tradycją.
- Alkomat dalej obowiązuje, to znaczy nie jest obligatoryjny, ale czasami Piotrek (menadżer- przyp.red) robi nalot i kontrolę. Ale robi ją uczciwie, tak jak policja stawia radar, to najpierw musi być znak, że tam gdzieś dalej stoi radar. I tak on też dzwoni, czy wysyła SMS-a do wszystkich, że dziś o godzinie 15 będzie nalot kontrolny - wyjaśnił Kazik Staszewski.
W przypadku “nie zdania testu” każdemu muzykowi grozi taka sama kara. - Jeżeli ktoś ma wynik powyżej 0,0 promila, czy to przy wejściu, czy po zejściu ze sceny, to po prostu gra charytatywnie - oznajmił lider zespołu. Dlatego akceptują fakt, że stawki za koncert potrafią się bardzo różnić.
Trzeba przyznać, że to bardzo uczciwe podejście względem fanów, którzy kupując bilet na koncert mają prawo oczekiwać występu na najwyższym poziomie. Inni muzycy, tacy jak Janusz Panasewicz, który za skandaliczne zachowanie na koncercie pod wpływem alkoholu dostał wyrok, powinni brać przykład z zespołu Kult.