Nigdy nie była tak szczera. Adele wyśpiewała na nowej płycie żałobę po złamanym sercu
Na powrót Adele czekaliśmy długo. Ale to powrót triumfalny. Wokalistka poskładała swoje serce i w całości oddaje je fanom. Nigdy nie nagrała tak osobistego albumu, jak "30".
Najnowszy krążek Adele jest dwunastoczęściową odpowiedzią, dlaczego kazała tak długo na siebie czekać. "Mozolnie odbudowywałam swój dom i serce, a ten album o tym opowiada" – pisała w obszernej wiadomości skierowanej do fanów, w której zapowiadała właśnie premierę płyty. To także podróż przez meandry emocji wokalistki – od tych najmroczniejszych po wielkie i jasne, przez które zdaje się krzyczeć: "Wróciłam do gry".
"Będę zanosić kwiaty na grób mojego serca" – zaczyna z wysokiego C w "Strangers By Nature" Adele. I tak, to opowieść o złamanym sercu i odszukiwaniu miłości do samej siebie na nowo. Otwierający utwór to jednak coś więcej – to hołd dla Judy Garland, który stworzyła zainspirowana filmem "Judy". I naprawdę trudno oprzeć się wrażeniu, że utwór z filmową swadą spokojnie mogłaby śpiewać właśnie legendarna aktorka i piosenkarka.
"Easy On Me" to już powrót do dobrze znanej Adele. Tej, która znakomicie sprawdza się w monumentalnych balladach. Tych zresztą nie brakuje. Adele z właściwą dla siebie wrażliwością i empatią rozlicza się z własną przeszłością. Z okresem, w którym czuła się jeszcze "jak dziecko", najpewniej nie przewidując do końca, z czym będzie się wiązało dorosłe życie. Które - tu można byłoby wyczytać między wierszami - przyszło właśnie zbyt szybko. Zanim zdążyła świadomie "wybrać to, co zdecydowała się zrobić".
Płyta, jak zapowiadała Adele, jest swoistym sposobem na wytłumaczenie jej kilkuletniemu synowi, co oznacza życie w rozpadającym się związku i jakie są przyczyny rozwodu jego rodziców. Niewątpliwie jednym z najbardziej poruszających akcentów na płycie jest obecność syna (a raczej jego głosu) w "My Little Love", niezwykle osobistym i kipiącym wręcz emocjami utworze.
"- Czuję, jakbyś mnie nie kochała.
- Dlaczego tak czujesz?
- Lubisz mnie?
- Och, wiesz, że mama nie lubi nikogo tak bardzo, jak ciebie, prawda?", rozmawia Adele z małym Angelo, przyznając się w tekście do winy za niepewność i zagubienie syna w tak trudnej dla niego sytuacji. Słuchacz czuje się tu wręcz jak wścibskie "gumowe ucho", podsłuchujące najintymniejszą rozmowę z matki z dzieckiem. Adele tymczasem zaprasza jeszcze bliżej i pozwala sobie na płacz. Niezbyt długi.
Bo zaraz potem wybrzmiewa "wypłacz serce, umyj twarz", w niezwykle tanecznym rytmie, zaczerpniętym z najlepszych soulowych brzmień legendarnej (szczególnie w latach 60.) wytwórni Motown. "Cry Your Heart Out" podbija niemniej przebojowe "Oh My God", gdzie Adele "wytańcza" emocje, których chce się pozbyć. Oczywiście trudno rozkładać wszystkie teksty na czynniki pierwsze, dlatego niech przyjemność interpretacji pozostaje po stronie słuchaczy.
Na "30" towarzyszymy Adele w jej drodze do zaleczenia złamanego serca, słysząc, jak przechodzi przez wszystkie fazy tego procesu. Od płaczu i przytłoczenia samotnością, po stopniowe odzyskiwanie spokoju. Adele na przemian to płacze, to tańczy, to "pije wino", to rozlicza się, nie tylko sama ze sobą, ale i z byłym mężem. "Teraz inny mężczyzna otrzyma miłość, którą cię darzyłam. Tobie już nie zależy" - śpiewa w "Woman Like Me".
Adele raz jest autoironiczna, raz liryczna i delikatna, ale przede wszystkim, szalenie szczera. Nic dziwnego, że "The Independent" momentalnie okrzyknął ją "patronką złamanych serc". Z jej tekstami utożsami się z pewnością wielu. Wielu także znajdzie w nich ukojenie.
Ale oczywiście, przede wszystkim przyjemność. Bo oprócz niewątpliwie istotnego dla samej Adele waloru terapeutycznego, pierwsze skrzypce gra tu walor artystyczny. A tego szczęśliwie nie przesłania ogromny ładunek emocjonalny, który zaserwowała swoim fanom.
Nowy album brytyjskiej wokalistki to - mówiąc najkrócej - zbiór znakomitych piosenek. Pieczołowicie wyprodukowanych, z chwytliwymi melodiami, pięknymi harmoniami, poruszającymi tekstami - i tak, wokalnymi popisami Adele, która wciąż posiada głos jak dzwon, który z pewnością poruszy jej fanów do głębi.
Trwa ładowanie wpisu: instagram
Adele dowodzi, że po przebytej żałobie po związku z Simonem Koneckim jest silna, jak nigdy dotąd. Wybrzmiewa to zresztą w monumentalnym finale "To Be Loved" i właśnie "Love is a Game". Powtarza tym samym prawdę starą jak świat – miłość to gra, a ostatecznie przecież nawet po bolesnej porażce, wciąż można wygrać siebie.
"Tylko Bóg wie, ile wypłakałam", "niech będzie jasne, że próbowałam", śpiewa, ale trudno (i niesprawiedliwie) ocenić ten album jako psychodramę.
To zapis przemiany Adele (tak, tej wewnętrznej jak i zewnętrznej), która dziś mówi, że kocha i jest kochaną, a przede wszystkim spokojną. Swoim fanom spokoju jednak nie funduje, za to – niejeden wieczór pełen wzruszeń. I – nie ma w tym cienia przesady – dojrzały, najlepszy wręcz, album w dorobku.
Trwa ładowanie wpisu: instagram