"Szykuje się nowa płyta?". Szokujące komentarze po dramatycznym oświadczeniu Duffy
Duffy, autorka hitu "Marcy", przerwała milczenie i zdradziła dramatyczny powód nagłego zawieszenia kariery. Szambo hejtu wybiło natychmiast. To niestety nic nowego.
Stanisław Lem miał powiedzieć, że dopóki nie skorzystał z internetu, nie wiedział, że na świecie jest tylu idiotów.
I choć nie ma absolutnie żadnych dowodów, że pisarz jest autorem powyższych słów, to idealnie pasują do komentarzy, jakie w ciągu 24 godzin trafiły do sieci. Niestety.
25 lutego na Instagramie pojawił się pierwszy post Duffy, niegdyś szalenie popularnej wokalistki. 35-latka wyjawiła w nim, dlaczego 9 lat temu nagle zniknęła z show-biznesu.
Zobacz: Prolog - Małgorzata Rejmer
Historia jak z najgorszego horroru spotkała się z wielką falą empatii. Ale uruchomiła też trudny do objęcia rozumem hejt. Hejt, z którym ciągle muszą mierzyć się ofiary przemocy seksualnej.
Niezbędny kontekst
Luty 2008 r. "Mercy", drugi singiel walijskiej wokalistki Duffy, zaczyna bić rekordy popularności. W ciągu kilku dni wspina się na wszelkie możliwe listy przebojów i staje się najchętniej ściąganym kawałkiem w Wielkiej Brytanii.
Debiutancka płyta Duffy zatytułowana "Rockferry" schodzi na pniu i w 2009 r. zgarnia Grammy. W tym samym roku wokalistka zdobywa aż 3 Brit Awards i zaczyna prace nad drugim albumem.
Trzy lata później, luty 2011 r. Duffy niepodziewanie ogłasza, że zawiesza karierę. Źródło "Daily Mirror" donosi, że ma dość zgiełku i show-biznesu. Tęskni za normalnym życiem i chce zacząć wszystko od nowa.
Złośliwi twierdzą, że decyzją stoi słaba sprzedaż jej drugiego krążka "Endlessly" z 2010 r.
Jednak prawda okazuje się znacznie bardziej przerażająca.
Porwana, zgwałcona i przetrzymywana
25 luty 2020 r., wieczór. Duffy zakłada konto na Instagramie. Chwilę później, jak internet długi i szeroki, jej post cytują dosłownie wszyscy.
35-letnia Walijka zdradza w nim prawdziwy powód zniknięcia sprzed 11 lat. Pisze, że jakiś czas temu skontaktował się z nią dziennikarz, któremu opowiedziała swoją wstrząsającą historię.
"Prawda jest taka - i proszę, zaufajcie mi, jest już dobrze i jestem bezpieczna - zostałam zgwałcona, odurzona i byłam przetrzymywana przez kilka dni. Oczywiście, że przetrwałam. Dojście do siebie zabrało trochę czasu" - czytamy.
"Ostatnią dekadę, tysiące dni poświęciłam na to, by znów poczuć promień słońca w swoim sercu. Teraz je czuję" - pisze.
Upiorne wydarzenia położyły się cieniem na jej dalszej karierze.
"Zadawałam sobie pytanie, jak mogę śpiewać prosto z serca, skoro jest złamane?" - dodaje Duffy, która jednocześnie informuje, że wspomniany wywiad ukaże się na dniach.
Trwa ładowanie wpisu: instagram
"Szykuje się nowa płyta"?
Trudno sobie wyobrazić, ile powyższe wyznanie musiało ją kosztować.
Duffy, podobnie jak miliony innych molestowanych i zgwałconych kobiet, doznała traumy, z którą najwyraźniej nie potrafiła sobie poradzić. W której tkwiła bez mała dekadę.
W komentarzach wciąż pojawiają się słowa wsparcia, modlitwy i otuchy, a czytanie ich jest niezwykle budującym doświadczeniem.
Ale wystarczy zajrzeć na Twittera, aby ekspresowo zejść na ziemię.
"Dlaczego nie powiedziała o tym wcześniej? Gwałt to coś złego, ale nie mówcie, jaka ona jest odważna, skoro tak długo to trwało" - pisze jeden z użytkowników.
"Nazwijcie nas cynikami, ale czy czasem nie szykuje się nowy album?" - piszą Colin i Lisa, którzy używają wspólnego konta.
Ktoś inny dodaje, że Duffy powinna natychmiast powiadomić policję. Że bycie odważnym w takiej sytuacji to stawienie czoła problemowi od razu. Że Duffy nie jest dzieckiem, ale dorosłą kobietą.
Powyższe słowa są skandaliczne i szokujące, ale niestety to nic nowego.
Bo nieważne, czy ofiarą gwałciciela padnie anonimowa kobieta, czy gwiazda z pierwszych stron gazet. Zawsze znajdzie się ktoś, kto stara się podważyć jej wersję. Upokorzyć i odebrać resztki godności.
Żeby nie szukać daleko, z identycznymi zarzutami spotykały się ofiary Harveya Weinsteina. Tego samego, który w poniedziałek został uznany winnym gwałtu i któremu grozi nawet 50 laty więzienia. Część napastowanych przez niego kobiet nazywano wprost łasymi na kasę dzi...mi. Sugerowano, że wszystko zmyśliły, bo nie zgłaszały przestępstw na policję, że doskonale wiedziały, z czym wiąże się zaproszenie do hotelu czy na imprezę.
Sprawa Duffy wciąż jest rozwojowa. Wiemy tylko tyle, co napisała w dość krótkim oświadczeniu. Nic poza tym. Na razie z tej historii płynie jeden przygnębiający wniosek: stawanie po stronie ofiary i okazanie jej empatii dla części z nas wciąż nie jest czymś oczywistym.