Okręt twój płynie dalej. Pożegnanie Romana Kostrzewskiego
Polski heavy metal poniósł ogromną stratę. Wraz ze śmiercią Romana Kostrzewskiego kończy się ważny rozdział w historii tej muzyki, gdyż - jak krzyczeli przez lata fani - nie ma Kata bez Romana.
Chyba nie ma w Polsce fana muzyki metalowej, który nie zetknął się z twórczością Kata lub nie zaczął od niego podróży przez życie z heavy metalem. Roman Kostrzewski przez lata był najbardziej wyrazistym punktem zespołu. Jego charyzma sceniczna, głos oraz niezwykłe teksty podbijały serca fanów, które teraz są popękane. Trudno nie znać takich utworów jak "Wyrocznia", "Ostatni tabor", "Łza dla cieniów minionych" czy "Głos z ciemności".
Przytoczone wyżej hasło rozpowszechniło się na koncertach po podziale w zespole Kat. Fani dawali nim do zrozumienia, że to Kat & Roman Kostrzewski - bo pod takim szyldem Kostrzewski koncertował w ostatnich latach - w najlepszy sposób kultywował muzyczne dziedzictwo Kata, tworząc również nowe dźwięki.
Miałem okazję poznać Romana osiem lat temu. Współpracowałem wtedy z lokalną kapelą metalową i na początku tej współpracy udało mi się zorganizować support przed zespołem Romana. Później udało się zagrać przed nimi jeszcze dwukrotnie, także z innym zespołem. Otwieranie koncertów legendy heavy metalu było sporym przeżyciem dla młodych zespołów.
KAT-Łza dla Cieniów Minionych
Z Romanem kilka razy udało się porozmawiać i przeprowadzić wywiady, m.in. dla rozgłośni radiowej, w której niegdyś pracowałem. Był świetnym rozmówcą i bardzo przyjaznym człowiekiem. Miał sporo do powiedzenia, chętnie opowiadał o pracy nad bardzo udaną ostatnią płytą oraz o planach na przyszłość. A tych miał jeszcze sporo.
W zeszłym roku kilkukrotnie rozmawialiśmy przez telefon. Roman zgodził się porozmawiać ze mną na potrzeby projektu na uczelnię, choć słychać było, że jest mu ciężko. Rozmawialiśmy o jego leczeniu oraz o tym, jak jego zespół został dotknięty przez pandemię. Przyznał w tej rozmowie, że chorował na ciężki nowotwór pęcherza. Cały czas miał jednak plany i na wrzesień ubiegłego roku planował wydanie nowej solowej płyty.
Zobacz także: "The Voice of Poland": Marek Piekarczyk wprawił w osłupienie trenerów
Chciał koncertować i tworzyć dalej
Mimo choroby zależało mu na koncertowaniu i kontakcie z fanami. To dodawało mu sił. Humor go nie opuszczał, a jego zespół brzmiał potężnie. Po raz ostatni widziałem go w na scenie w sierpniu podczas United Arts Festivalu w Gdańsku, podczas którego zagrał bardzo udany koncert.
Fani pod sceną byli ciekawi, jak sobie poradzi wyniszczony przez chorobę. Pomimo że był wychudzony, a mimo to pląsał w swoim opętańczym stylu i wokalnie dawał z siebie wszystko. Ludzie byli zachwyceni i krzyczeli z nim teksty piosenek prosto w nocne niebo. Była nadzieja, że będzie lepiej.
Do zobaczenia w piekle
We wrześniu Kat & Roman Kostrzewski zagrał we Wrocławiu koncert pod hasłem "Do zobaczenia w piekle", z którego dochód miał być przeznaczony na leczenie Romana.
Koncert wyjątkowy, bo wzięły w nim udział legendy oraz klasycy polskiego metalu na czele z liderami zespołów Turbo, Behemoth, Vader czy Decapitated. Nie zastanawiali się długo na udziałem w tym przedsięwzięciu, bo koncert był dość spontaniczny. To dowód na znaczenie Romana dla polskiej sceny. Kilkugodzinny koncert miał ukazać się na DVD i również wesprzeć leczenie. Pozostanie piękną pamiątką.
W ostatnich dniach Roman czuł się coraz gorzej. Jeszcze w poniedziałek jego koledzy z zespołu informowali fanów, że stan zdrowia Romana utrudnia mu dokończenie solowej płyty pt. "Luft", którą zapowiadał od paru lat. Fani, którzy latem zamówili ją w przedsprzedaży, mogli usłyszeć dwa utwory: "Migoce znicz" i "Nadija", w których Roman śpiewa bardzo emocjonalnie. Nagrał w nich również partie instrumentalne.
Roman zmarł w czwartek 10 lutego akurat w 35. rocznicę wspólnych koncertów z Metallicą w Katowicach. W najbliższy wtorek skończyłby 62 lata.
KAT & Roman Kostrzewski RockOutSessions
Trójca przechodzi do historii
"Niedawno Andrzej, a dziś Romek... Tyle wspomnień i wielki smutek, że już nigdy razem nie zagramy... Święta Trójca metalu przechodzi do historii... Zostaje na szczęście ich muzyka..." - napisał w czwartek wieczorem na Facebooku basista Turbo Bogusz Rutkiewicz. W latach 80. Turbo, Kat i TSA tworzyły wielką trójcę polskiego metalu. Na początku stycznia odszedł Andrzej Nowak - gitarzysta i założyciel TSA.
"Pomimo tego, że wiedzieliśmy o chorobie Romka, wszyscy wierzyli. Niestety wiara to za mało. Odszedł kolejny z wielkich polskiego metalu i co dalej? Tej pustki już nikt nie zapełni. Poniżej ostatnie nasze spotkanie z rewelacyjnego koncertu Romana i zespołu Kat z Wrocławia. Zagraliśmy wiele wspólnych tras. Romek był ciepłym, spokojnym mądrym i taktownym facetem. Ciężko pisać, że był. Niestety... był" - napisał z kolei lider i gitarzysta Turbo Wojciech Hoffmann. Załączył zdjęcie z ostatniego wspólnego koncertu, na którym byli również muzycy Vadera, Decapitated i Acid Drinkers.