R. Kelly skazany na 30 lat więzienia za przestępstwa seksualne. Rozgłośnie w Polsce zrezygnowały z jego utworów
Ofiary wreszcie doczekały się sprawiedliwości. R. Kelly trafi do więzienia na 30 lat. A w polskich rozgłośniach nie będzie już można usłyszeć jego piosenek.
W środę, 29 czerwca, w USA zakończył się jeden z najgłośniejszych procesów sądowych w historii show-biznesu - popularny wokalista R. Kelly został skazany na 30 lat więzienia za szereg przestępstw o charakterze seksualnym. Jaki to będzie miało wpływ na obecność jego słynnych i niezwykle popularnych piosenek w przestrzeni medialnej?
Radio Zet deklaruje, że na antenie tej rozgłośni nie będzie można ich usłyszeć. - Już w 2019, kiedy R. Kelly trafił do aresztu, jego piosenki definitywnie zniknęły z anteny Radia ZET - wyjaśnia rzecznik stacji Michał Aleksandrowicz.
Największe metamorfozy gwiazd
Utworów artysty nie można także usłyszeć w programach Grupy RMF. - Obecnie żaden utwór z repertuaru R. Kelly'ego nie znajduje się na playlistach naszych stacji, RMF FM, RMF MAXXX ani RMF Classic - tłumaczy Krzysztof Głowiński, rzecznik prasowy Grupy RMF.
- Nasi słuchacze w comiesięcznych badaniach nie wskazują tych piosenek jako tych, których chcieliby słuchać w naszych rozgłośniach. Zatem nie musimy podejmować obecnie żadnej decyzji o wycofywaniu lub nie piosenek tego artysty z naszej bazy - dodał.
- Odpowiedź jest tu chyba oczywista - oświadczyła ekipa Radia Nowy Świat. - Na naszej antenie w żadnym wypadku nie pojawi się nigdy twórczość R. Kelly'ego. Nie ma takiej opcji.
Nie doczekaliśmy się odpowiedzi od Radia 357.
Historia imponującego sukcesu
Ta historia zaczęła się bardzo niewinnie: Robert Kelly, nastolatek z Chicago, źle się uczył, wykazywał za to inne talenty - świetnie grał w koszykówkę i generalnie dobrze sobie radził w sporcie. Okazało się, że jest coś jeszcze, co mu dobrze wychodzi - śpiewanie. Zaczęło się w kościelnym chórze, a kilka lat później występował już w profesjonalnych zespołach i zdecydował się na nagranie autorskiego materiału.
Płyta "Born Into The '90s" ukazała się w 1992 roku i z miejsca wywindowała młodego wokalistę na szczyty list przebojów, zestawień sprzedaży i popularności.
Kolejne albumy tylko umacniały jego pozycję, a nagrany w połowie dekady na potrzeby soundtracku do familijnego filmu "Space Jam" utwór "I Believe I Can Fly" został gigantycznym przebojem na całym świecie. Jak się okazało ćwierć wieku później, piosenka zyskała status nieśmiertelnego evergreena, powracającego do dziś w najróżniejszych postaciach i przy najróżniejszych okazjach.
Mroczne tło radosnych piosenek
Ale Kelly nigdy nie był "grzecznym chłopcem", który nagrywał przyjemne piosenki. Kontrowersje wokół niego samego i jego twórczości pojawiły się już na początku tej imponującej kariery. Uwagę zwracały treści jego piosenek, w których pojawiały się wulgarne i niepokojące fragmenty dotyczące spraw seksualnych.
Wkrótce miało się okazać, że artysta tworzy nie tylko skandaliczne teksty. W kolejnych latach na jaw zaczęły wychodzić tajemnice, od których włos jeży się na głowie. Kiedy dziś przyjrzeć się wszystkim sprawom, o które był oskarżany, uwagę zwraca przede wszystkim jego seksualne upodobanie do bardzo młodych dziewcząt i dzieci.
Jeden z wczesnych zarzutów dotyczył produkcji i dystrybucji dziecięcej pornografii, w którą Kelly miał być zaangażowany przez długie lata. W 2008 roku te oskarżenia zostały jednak obalone, a artysta uniewinniony. Nie chodziło tu jednak o to, że nie robił tego, o co był oskarżany - jego prawnikom udało się doprowadzić do ugody za sprawą bardzo sowitych kwot wypłacanych ofiarom i ich rodzinom.
Oprawca - wreszcie - za kratkami
Kolejne oskarżenia pod adresem artysty były coraz poważniejsze. Tym razem chodziło o seksualne wykorzystywanie młodych dziewcząt i długotrwałe przetrzymywanie ich w zamknięciu.
W 2017 roku amerykańskimi mediami wstrząsnęły wyniki dziennikarskiego śledztwa, w którym sześć ofiar, młodych kobiet, twierdziło, że artysta więził je, gwałcił, męczył i maltretował fizycznie i psychicznie. Sprawa stała się jeszcze głośniejsza, kiedy wyemitowany został dokumentalny serial opowiadający o tych wydarzeniach.
W tle pojawiła się jeszcze jedna bulwersująca sprawa: patologiczne małżeństwo artysty z wokalistką znaną jako Aaliyah. Kiedy związek został zawarty, piosenkarka była nieletnia. Kelly zmusił ją do sfałszowania metryki. A potem urządził jej domowe piekło.
Kelly oczywiście szedł w zaparte - konsekwentnie negował wszystkie zarzuty. Ale tym razem mocnych dowodów było zbyt dużo, żeby je zignorować. A świat po #metoo też był inny, niż dekadę wcześniej.
Machina ruszyła: w sądzie toczył się proces, w którym wokalistę oskarżano m.in. o: przestępstwa seksualne, handel ludźmi, pedofilię i pornografię dziecięcą, haracze i poplecznictwo. Kontrakty z nim zaczęły zrywać kolejne firmy, media zaczęły go bojkotować, wreszcie trafił do aresztu. Długoletni proces zakończył się w środę wyrokiem skazującym. Kelly chyba jednak musi przestać wierzyć, że potrafi latać.
Przemek Gulda, dziennikarz Wirtualnej Polski