Artur Rojek o 15. OFF Festivalu: Od tej edycji zaczyna się nowa era
- To, co się wydarzyło przez ostatnie dwa lata, naznaczyło nas na kolejne. Rzeczywistość nie będzie już wyglądała tak samo. Ale przyznaję, że teraz myślę o festiwalu z większą perspektywą. Czuję, że mam przed sobą wyzwanie - mówi Artur Rojek, dyrektor artystyczny OFF Festivalu. Opowiada o 15. edycji, która odbędzie się 5-7 sierpnia w Dolinie Trzech Stawów w Katowicach.
Urszula Korąkiewicz: Przed nami 15. edycja OFF Festivalu. To okrągły jubileusz i - jak się domyślam - powód do świętowania?
Artur Rojek: Ta edycja jest dla mnie tak samo ważna, jak 14. czy 16. Podczas tej 15. postanowiliśmy nawiązać do historii OFF-a i znów zorganizować dodatkowy festiwalowy dzień - "OFF Before Czujesz Klimat?". W czwartek odbędą się koncerty w pięciu lokalizacjach na terenie miasta. To coś małego, ale bardzo uroczego i z sentymentem. Drugą szczególną rzeczą, będzie złota brama festiwalowa, nawiązanie do całej naszej tegorocznej komunikacji.
Jak twoim zdaniem zmienił się OFF przez tych kilkanaście lat? Jak zmieniła się publika, która przyjeżdża na festiwal? Dorasta z festiwalem, czy stopniowo napływa nowa?
Funkcjonujemy już 17 lat. W 2019 r. miałem poczucie, że chciałbym zacząć zmieniać ten festiwal. Chciałbym komunikować się lepiej z młodym odbiorcą. Jednocześnie nie chcę robić tego kosztem idei, które towarzyszą OFF-owi od początku. Widzę, że nasz festiwal ma specyficzną, wspaniałą i bardzo wierną publiczność. To mnie bardzo cieszy.
Ale utrzymanie statusu festiwalu, który proponuje to, co nieoczywiste, a jednocześnie zadowala młodego i starszego odbiorcę, to nie jest proste zadanie. Nie było takiej edycji, z której byłbym w pełni zadowolony. Nigdy. I nigdy chyba takiej nie będzie. Zawsze będzie mi czegoś brakowało i zawsze będę o coś nowego walczył. Czuję, że nadal mam przed sobą wyzwanie.
To znaczy, że jesteś aż tak krytyczny, kiedy patrzysz na efekt, czyli festiwal na żywo?
Tak. To, w którą stronę zmierzam z festiwalem, jest wynikiem tego, jak się na nim czuję, jakie emocje przeze mnie przechodzą. Tegoroczna edycja, jak każda poprzednia, była przygotowywana bardzo dokładnie, z dużą uwagą. Jesteśmy świadomi, że to powrót po dwóch latach. Część artystów nie mogła przyjechać, część nie chciała. Jedni boją się przyjeżdżać do tej części Europy, boją się wojny, inni pandemii, jeszcze innym zmieniły się plany. W taki sposób odpadł nam np. Mac DeMarco, który w 2022 w związku z zobowiązaniami w Stanach Zjednoczonych nie planował już przyjazdu do Europy. Takich przypadków było więcej.
Ta edycja właściwie jest pierwszą postpandemiczną. Możemy powiedzieć, że od niej zaczyna się nowa era. To, co się wydarzyło przez ostatnie dwa lata, naznaczyło nas na kolejne. Rzeczywistość nie będzie już wyglądała i brzmiała tak samo.
Zobacz wideo: Tomasz Organek: brak kontaktów międzyludzkich wpływa na nas destrukcyjnie
To jak wygląda dzisiaj festiwalowa rzeczywistość? Powrotowi towarzyszy raczej radość czy zachowawczość?
Ten rynek jeszcze długo nie będzie funkcjonował tak, jak przed pandemią. Dwa lata strachu i niepewności o przyszłość zrobiły swoje. Nasza branża, która mocno ucierpiała przez pandemię, do poziomu z 2019 r. będzie wracać jeszcze latami, bez gwarancji sukcesu. Musimy mierzyć się z tym, że tuż za wschodnią granicą mamy wojnę, w kraju mamy kryzys gospodarczy. To wszystko wpływa na świadomość ludzi i to, w jaki sposób konsumują kulturę. Ale nasza praca nie różni się niczym od tej sprzed pandemii. Patrząc na to, jakie jest zainteresowanie imprezą i ilu ludzi wybiera się na OFF-a, spodziewamy się takiego festiwalu, jak przed pandemią.
Myślę, że w kontekście tego, co dzieje się w Ukrainie, szczególnie wybrzmi na OFF-ie koncert Alyony Alyony. To może być wyjątkowy moment.
Alyona Alyona była w line-upie już w 2020, a później w 2021 r. Nie jest tak, że zaprosiliśmy ją w odpowiedzi na to, co dzieje się teraz. Nie zmienia to faktu, że niezmiernie cieszymy się, że w końcu wystąpi na OFF-ie. Też uważam, że to może być absolutnie wyjątkowy koncert. Alyona to artystka, która w związku z aktualną sytuacją w Ukrainie może dostarczyć mnóstwo emocji.
Gości czeka też niemało zaskoczeń. Chociażby koncert Papa Dance. Można by pomyśleć "jak to, oni na OFF-ie"? A ich obecność wcale nie jest abstrakcyjna.
Myślę, że taki koncert wybrzmiewa najlepiej właśnie na takim festiwalu, jak OFF. Na żadnym innym nie zrobiłby takiego wrażenia.
Podobnie zresztą było z koncertem Wodeckiego. Wtedy też wszyscy pukali się w czoło: "jak to? Wodecki? Ten od "Chałup" i "Tańca z gwiazdami" na OFF-ie"? Oczywiście, tamten koncert miał nieco inną formę, a gwarantem alternatywy był zespół Mitch&Mitch. Historia Papa Dance też jest niejednolita. Różnorodna, czasami kontrowersyjna. Nie każdy zdaje sobie z tego sprawę.
Bo Papa Dance są popularni, ale noszą określoną łatkę.
Od razu zostali wrzuceni do worka zespołów dla miłośników dyskotek i plastikowego popu. Ich fanów stawiano w opozycji do fanów Lady Pank, Republiki, punkowców, metali. Papa Dance zostali szybko zaszufladkowani, przez dziennikarzy, którzy mieli klapki na oczach, nie umieli się odnieść do tego, co ten zespół proponował.
Moim zdaniem Papa Dance śmiało się wpisywali w grono takich popularnych zespołów, jak Classix Nouveaux, Duran Duran, Spandau Ballet i Yazoo, czyli takich, które grały mniej lub bardziej ambitną odmianę elektropopu. Poza tym płyta "Poniżej krytyki" była naprawdę ogromnym sukcesem.
To jest przebojowy album, który został zrealizowany w bardzo niepolski jak na tamte czasy sposób. Powstał w głowie dwóch producentów, którzy od początku wymyślili koncepcję, piosenki, dobrali do nich ludzi, tekściarzy, wokalistów. Tak się u nas wtedy nie robiło. Szczerze mówiąc, sam tak zacząłem myśleć dopiero, kiedy dowiedziałem się, że tak pracują m.in. Madonna i Bjork, a to i tak było znacznie później, bo pod koniec lat 80.
Dzisiaj podejście do Papa Dance się zmieniło.
Jeśli ktoś myśli dziś o zespole Papa Dance jako o czymś wstydliwym, to tak, jakby przez tych ostatnich 30 lat nic mu się nie zmieniło w głowie. Papa Dance zostało przedstawione niejako na nowo już kilka lat temu, kiedy zespół znalazł się bardzo wysoko, wśród znakomitych artystów w zestawieniu "100 najważniejszych polskich albumów".
Poza tym zniknęły już podziały, zmieniło się podejście do muzyki, co też pokazuje sama historia OFF Festivalu. Mieszanka tych wszystkich rzeczy tworzy zupełnie inny świat. Dla mnie to tym bardziej interesujące.
Nie chciałbym, żeby ktoś, kto patrzy na nasz festiwal, pomyślał, że alternatywa znaczy dla wszystkich to samo. Nie o to nam chodzi. Na OFF-ie ten, o którym pomyślisz "na pewno nie", właśnie może się znaleźć.
A jak na tę propozycję zareagowali Paweł Stasiak i spółka?
Rozmawialiśmy o tym już w 2015 czy 2016 r., ale zespół mógł występować wtedy tylko jako Papa D. Szczerze mówiąc, trochę mi to przeszkadzało. Wróciłem do tego dopiero przed tą edycją. Okazało się, że przed zespołem otworzyły się zupełnie nowe perspektywy, że mają dostęp do archiwum, że mają kontakt z dawnym producentem. Są bardzo entuzjastycznie nastawieni do tego projektu, a szczególnie Paweł.
Na ile ułatwieniem jest dla was pozycja jednego z najlepszych europejskich festiwali? Wspominałeś w niedawnym wywiadzie, że OFF znajduje się w priorytetowej puli, jeśli chodzi o rezerwowanie terminów przez agentów artystów. To powód do dumy.
Faktycznie nie ma artysty, o którym nie mógłbym rozmawiać, co nie znaczy, że na każdego mogę sobie pozwolić. Robimy ten festiwal od 17 lat. Co więcej, robimy go tak, że nigdy nikogo nie zawiedliśmy. Mamy dobre relacje z menadżerami, promotorami, artystami. To procentuje.
Jestem też obecny na międzynarodowych imprezach przeznaczonych dla organizatorów festiwali, promotorów, na których spotykamy się przynajmniej dwa razy do roku. Jako OFF jesteśmy też zrzeszeni w gremium skupiającym najważniejsze europejskie festiwale. Działamy według ściśle określonych zasad i idei, które towarzyszą nam od początku. Nie wzięliśmy się znikąd. Te lata funkcjonowania na rynku coś znaczą.
Domyślam się, że kiedy zaczynasz organizować festiwal i napędza cię pasja, nawet na początku trudno zakładać, że to tylko jednorazowa akcja. Ale powiedz, spodziewałeś się, że ta przygoda będzie tyle trwać?
Nigdy tak nie myślałem. O żadnym projekcie. Nie jestem typem, który ma ustawiony plan działania na następnych kilka lat. Nie stawiam dalekosiężnych planów. Gdybym miał wrócić do pierwszej edycji, to nie robiłem jej z myślą, że będę robić takich jeszcze kilkanaście, tylko po to, by ją szczęśliwie zakończyć. Dopiero później byłem w stanie decydować, co dalej.
A teraz przyznaję, że myślę o festiwalu z większą perspektywą. Mam 17-letnie doświadczenie, bagaż wiedzy i przeżyć i myślę sobie dzisiaj, że skoro udało mi się go robić tych 17 lat, to może uda się następnych 10?
Jest jeszcze coś, co potrafi cię w OFF-ie zaskoczyć?
OFF zawsze mnie zaskakuje. Czasami tym, że zakładałem, że odbędzie się fajny koncert, ale nie spodziewałem się, że aż tak, innym razem działo się odwrotnie. Nie jestem osobą, która wie wszystko o wszystkim. Mam jakiś poziom wiedzy i oczekiwań, które są zgodne z rzeczywistością, ale nie mam wpływu na to, jak zaproszeni goście będą wpływać na ludzi, jakie będą reakcje publiczności. Trudno przewidzieć, co się wydarzy. W tym cały urok.
Jakie są twoje ulubione momenty na festiwalu? Co zostaje ci w pamięci najdłużej?
Jestem tak skonstruowany, że zwracam uwagę najbardziej na to, jakie się wytwarzają między ludźmi relacje, jakie reakcje zachodzą pomiędzy nimi, a tym, co my mamy do zaproponowania. Im lepsza jest atmosfera, im więcej dostarczamy im uczuć, emocji, wzruszeń, uśmiechów, tym lepiej. Chciałbym, byśmy ich dostarczali nadal jak najwięcej.
Trwa ładowanie wpisu: instagram
Na co czekasz najbardziej podczas tej edycji?
Nie muszę przekonywać do przyjścia na koncert Iggy’ego Popa, Bikini Kill, Metronomy czy Ride. Natomiast wystąpią też artyści, o których mam wrażenie ludzie wiedzą mało, a powinni więcej. Są dla mnie odkryciami, perełkami.
Takim artystą jest dla mnie Eddie Chacon, który zagra w Kościele Ewangelickim. Stoi za nim ciekawa historia. To gość, który z Charlesem Pettigrew tworzył duet Charles and Eddie. To oni nagrali przebój, "Would I Lie To You". Niedługo po tym sukcesie okazało się, że Charles ma raka. Niestety zmarł. Eddie zupełnie się wycofał, zniknął z branży praktycznie na 30 lat. W końcu odnalazło go dwóch młodych kalifornijskich muzyków i nagrało z nim płytę. Krążek ukazał się w 2020 r., Eddie zaistniał na nowo, z zupełnie inną muzyką, piękną, subtelną, wybijającą się poza standard. Bardzo czekam na jego występ.
Czekam też na Arooj Aftab, która łączy elementy muzyki arabskiej z jazzem i muzyką eksperymentalną. Jest w tym na tyle dobra, że w tym roku zdobyła nagrodę Grammy. Jest pierwszą pakistańską artystką z tym wyróżnieniem. Czekam na Alyonę Alyonę, Molchat Doma, DIIV, których muzykę bardzo lubię, a nie miałem jeszcze okazji zobaczyć na żywo. I oczywiście na Papa Dance, bo wiem, ile zostało włożonych przygotowań w ten występ. To będzie niezłe festiwalowe doświadczenie. Jestem niesamowicie ciekaw.
Urszula Korąkiewicz, dziennikarka Wirtualnej Polski
WP Gwiazdy na:
Wyłączono komentarze
Jako redakcja Wirtualnej Polski doceniamy zaangażowanie naszych czytelników w komentarzach. Jednak niektóre tematy wywołują komentarze wykraczające poza granice kulturalnej dyskusji. Dbając o jej jakość, zdecydowaliśmy się wyłączyć sekcję komentarzy pod tym artykułem.
Redakcja Wirtualnej Polski