Widzowie w Krakowie oszaleli. Co on wyprawiał na scenie!
Andy Fletcher, jeden z członków legendarnego zespołu Depeche Mode, zmarł 26 maja 2022 roku. Na koncertowej trasie "Memento Mori World Tour" nie mogło zabraknąć utworu poświęconemu artyście. W trakcie piosenki "World in my Eyes" tysiące polskich fanów w Warszawie i Krakowie nie kryło swojego wzruszenia.
Trasa "Memento Mori World Tour" na razie składa się ze 113 koncertów (można się jednak spodziewać, że zespół dołoży kolejne, gdy pojawi się taka konieczność, a zapewne się pojawi) i trwać będzie do kwietnia przyszłego roku. W Polsce zaplanowane zostały cztery, a właściwie trzy przystanki. Pierwszy koncert Depeche Mode w ramach "Memento Mori World Tour" odbył się 2 sierpnia w Warszawie, drugi dwa dni później w Krakowie. Brytyjski zespół jeszcze raz przyjedzie do naszego kraju w przyszłym roku. 27 i 29 lutego zagra dla polskich widzów w Łodzi.
Pierwszy koncert na trasie "Memento Mori World Tour" odbył się 23 marca w Sacramento, dzień przed ukazaniem się najnowszej płyty kultowego zespołu. Wówczas widzowie po raz pierwszy zobaczyli, co Martin Gore i Dave Gahan przygotowali, aby uczcić pamięć zmarłego w ubiegłym roku kolegi z zespołu. W drugiej części koncertu, wraz z pierwszymi dźwiękami "World in my Eyes", na ekranach pojawia się twarz Andy’ego Fletchera, która towarzyszy widzom przez cały utwór.
Depeche Mode - World In My Eyes (Live in Sacramento 3.23.23) - tribute to Andy "Fletch" Fletcher
Pokaz slajdów składał się z czterech czarno-białych zdjęć, które powoli przenikały się, przechodząc jedno w drugie. Na pierwszym Fletch "patrzy" na widzów, na drugim na jego twarzy pojawiają się okulary, na trzecim muzyk zamyka oczy, na czwartym przysłania prawe oko dłonią. Utwór "World in my Eyes", który pochodzi z najsłynniejszej płyty Depeche Mode "Violator" z 1990 r., nie został wybrany przez przypadek. To była ulubiona piosenka Andy’ego Fletchera.
"Let me show you the world in my eyes" ("Pozwól, że pokażę ci świat moimi oczami") – śpiewał Dave Gahan zwrócony w stronę ekranów, na których widniało zdjęcie zmarłego kolegi z zespołu. Na każdym z koncertów to bez wątpienia wyjątkowy moment, niezwykle poruszający. W Krakowie widziałem osoby, które podczas tej piosenki ocierały łzy z twarzy. Andy Flatcher, nigdy nie był pierwszoplanową postacią Depeche Mode, nie komponował, nie pisał tekstów, nie zagrał nawet żadnego dźwięku w studio od 35 lat. A jednak był bardzo ważnym i lubianym przez fanów członkiem zespołu.
- Wydaje mi się, że Depeche Mode przestałby nagrywać kilkanaście lat temu. Zespół istniał i istnieje dzięki Fletchowi. To on, gdy zaczynał nudzić się w domu, sięgał po telefon i dzwonił do mnie i Martina. Wszyscy mieszkamy daleko od siebie, gdyby nie Fletch moglibyśmy o sobie zapomnieć – wspomina Dave Gahan.
- No tak, jego rola w zespole nie była tak naprawdę rolą muzyka, był zaangażowany w sprawy związane z biznesem. Zdecydowanie miał jednak głos we wszystkim, co tworzyliśmy. Z biegiem lat okazało się, że dobrze jest mieć obok siebie kogoś, kto nie słucha jak muzyk. Nazywaliśmy go "głosem ludu", bo miał odpowiednią perspektywę – powiedział Martin Gore w wywiadzie dla "Teraz Rock".
W dniu pogrzebu w mediach społecznościowych Dave Gahan i Martin Gore napisali: "Pojawiły się łzy, ale także piękne wspomnienia i historie, które wywołały śmiech. Andy, będzie nam ciebie brakować, ale z pewnością nigdy nie zostaniesz zapomniany". Nie zapomnieli.
Jak śpiewał Freddie Mercury, "The Show Must Go On". W Krakowie koncert Depeche Mode rozpoczął się od głośnych, wibrujących i przenikających ciało, elektronicznych dźwięków, które zwiastowały pierwszy utwór "My Cosmos Is Mine" z ostatniej płyty zespołu. Chwilę później widzowie usłyszeli następną piosenkę z "Memento Mori" – "Wagging Tongue", a potem publiczność w Krakowie na dwie godziny "odleciała" porwana przez "Walking in My Shoes" z "Songs of Faith and Devotion".
Na koncertach Depeche Mode najgorsze miejsca są nominalnie siedzące. Nominalnie, bo widzowie w wielu sektorach w krakowskiej arenie przez większość koncertu i tak stali. Dave Gahan ma ten dar, że swoją energią, dynamiką, ekspresją potrafi pobudzić do tańca, pląsów, podskakiwania i oczywiście machania rękami nawet najbardziej statycznego widza. Mało jest piosenkarzy na świecie, którzy za sprawą swojej muzyki i postawy na scenie są w stanie wygenerować tyle "pozytywnych wibracji".
Podczas koncertu w Krakowie Gahan przygotował kilka, mniej lub bardziej spontanicznych, niespodzianek. Po jednym z utworów wyciągnął na scenę, niemal na siłę, wieloletniego menadżera zespołu Jonathana Kesslera i zaśpiewał mu wraz z publicznością "Happy Birthday", podczas bisu wykonał utwór "Condemnation" (zamiast zagranego w Warszawie, czy wcześniej w Pradze "Waiting fot the Night"), chwilę później niespodziewanie niemal położył się na scenie, aby spełnić marzenie jednej z jego fanek, która przez cały koncert wyciągała dłoń w jego kierunku. Większość widzów nie wiedziała, co się wówczas dzieje, ale zareagowała oklaskami, gdy usłyszała słowa wokalisty: "Musiałem cię dotknąć".
Depeche Mode, oprócz pięciu utworów z płyty "Memento Mori", zagrał w Krakowie swoje największe przeboje z "Enjoy the Silence", "Never Let Me Down Again", "Personal Jesus" na czele. Gdy w repertuarze pojawiały się takie kawałki, jak "I Feel You", "John the Revelator" czy kapitalny remix utworu "A Pain That I’m Used To" (lepszy od oryginału?), koncert nabierał bardzo rockowego charakteru. Gdy wychodził Martin Gore do swoich solowych piosenek, zapalały się latarki w telefonach. Zgodnie z planem i oczekiwaniami widzów.
Koncert w Krakowie zakończył się głośną i bardzo długą owacją, podziękowaniami ze strony artystów i tradycyjnym okrzykiem Davida Gahana – "See you next time!". W przypadku polskich fanów długo nie trzeba będzie czekać. Osoby, z którymi rozmawiałem w Tauron Arenie, już kupiły bilet do Łodzi. Większość uważa niestety, że będą to pożegnalne koncerty Depeche Mode w Polsce i po "Memento Mori World Tour" Martin Gore i Dave Gahan nie pojawią się już razem na scenie.
W najnowszym odcinku podcastu "Clickbait" wybieramy się na wakacyjną podróż śladami hitowych filmów i seriali, zachwycamy się słoneczną Taorminą, przypominamy najbardziej wstrząsające odcinki "Black Mirror" i komentujemy nowy sezon show Netfliksa. A na koniec sprawdzamy, jak wypadł Marcin Dorociński w "Mission:Impossible". Możesz nas słuchać na Spotify, w Google Podcasts, Open FM oraz aplikacji Podcasty na iPhonach i iPadach.