Jakub Majmurek o aferze po słowach Mazurek: "Trudno komentować tak żenującą wypowiedź". A co z Gajosem i "Czterema pancernymi"?
Wszystko zaczęło się od mocnej, politycznej wypowiedzi Janusza Gajosa, która rozpętała burzę w sieci. Aktora skrytykowała posłanka Beata Mazurek, później do tego grona dołączył Ryszard Terlecki. Za Gajosem opowiedział się Wojciech Mann. Przy okazji poruszono temat serialu "Czterej pancerni i pies". Tylko czy słusznie?
WP: Janusz Gajos podczas spotkania w ramach Akademii Sztuk Przepięknych ostro skrytykował poczynania Jarosława Kaczyńskiego. Czy, jak głosi stare porzekadło, aktorzy są do grania, czy powinni się wypowiadać na ważne tematy społeczne i polityczne?
Jakub Majmurek: Choć nie zawsze warto traktować aktorów jako ostateczne wyrocznie w kwestiach społeczno-politycznych, to nie widzę powodu, dlaczego nie mieliby się wypowiadać na takie tematy. Mają do tego pełne prawo jako obywatele i obywatelki. Korzystając ze swojej popularności, mogą zwrócić uwagę na wiele ważnych tematów.
Słowa o "aktorze do grania" pochodzą, zdaje się, z okresu stanu wojennego. Legendarny reżyser Kazimierz Dejmek złośliwie komentował tak opozycyjne zaangażowania aktorów. W normalnych czasach, gdy nie ma stanu wojennego, autorytarnego państwa i wielkiego brata w Moskwie, nikogo nie powinny dziwić.
Małgorzata Kożuchowska zagra w filmie. Wcieli się w rolę żony Edwarda Gierka
WP: Europosłanka PiS Beata Mazurek ostro skrytykowała wypowiedź Gajosa, pisząc, że PRL i "Czterej pancerni i pies" mocno odcisnęły ślad na jego mózgu. Czy ludzie, którzy żyli - i, nie ma co tu kryć - mieli się dobrze w PRL-u, nie mają moralnego prawa oceniania dzisiejszej rzeczywistości?
Według PiS? Mają, pod warunkiem, że myślą, słowem i czynem popierają rządzącą partię. Jeśli występują przeciw niej, to mogli lata spędzić jako więźniowie polityczni PRL, a i tak dziś będą wyzywani od (post)komuchów.
Może przy okazji warto pochylić się po raz kolejny nad serialem "Czterej pancerni i pies". Czy jest on aż tak zły, jak go Mazurek maluje? Zacznijmy od kwestii ideologicznych. Czy da się go dziś oglądać bez współczesnego komentarza?
Da się, bo to sprawnie zrealizowany serial, który ideologię przekazuje w sposób dyskretny, bez walenia nią widza łopatą po twarzy. Natomiast faktycznie biorąc pod uwagę to, jak bardzo przekłamana jest w tym filmie historia – od obrazu Polaków w ZSRR, po historię drugiej wojny światowej – jakiś komentarz historyczny byłby wskazany.
A jak ten serial z dzisiejszej perspektywy wygląda od strony czysto filmowej?
Całkiem przyzwoicie. Broni się realizacyjnie, narracyjnie, ogląda się go całkiem nieźle. Nie wiem, jak odbierają go dzisiejsi dwudziestolatkowie, ale do tej pory za każdym razem, gdy wracał do telewizji, znajdował swoją widownię.
Jakie były jego najmocniejsze strony pod względem realizacyjnym? Scenariusz? Aktorstwo? Plenery? Rozmach? Użycie dużej ilości prawdziwego sprzętu wojskowego?
Wszystko po trochu. Na pewno realizacyjnie to jest czołówka polskiej powojennej telewizji. Serial ma epicki, prawdziwie filmowy rozmach. Jest opowiedziany lekką ręką, bardzo sprawnie podaje historię, udanie łączy patos wojny z elementami komiczny. Ma świetnie skonstruowane postaci – od razu wprowadza bohaterów, których lubimy, kibicujemy im, śledzimy ich przemianę z odcinka na odcinek. Aktorsko to też jest czołówka: Gajos, Wilhelmi, Pieczka, Gołas, Pola Raksa.
Jak ten serial prezentował się w swoim czasie na tle innych produkcji z krajów komunistycznych? I na tle wielkich wojennych widowisk z Hollywood?
Bardzo przyzwoicie. To, co nazywamy production qualities: zdjęcia, montaż, scenografia, inscenizacja scen zbiorowych wygląda naprawdę w porządku. Serial ma jakość przyzwoitej kinowej produkcji z epoki i na tle przeciętnej produkcji telewizyjnej z tego okresu na pewno wstydu nam nie przynosi.
Co sam najbardziej zapamiętałeś z tego serialu? Co robiło na tobie największe wrażenie?
Gdy oglądałem go jako dziecko, to przede wszystkim z niecierpliwością czekałem na to, co stanie się w następnym odcinku, co z bohaterami, którzy bardzo silnie do mnie przemawiali. Z tego pierwszego odbioru, szczerze mówiąc, aż tak wiele nie pamiętam, poza tym, że w okresie przedszkolnym to był najbardziej działający na mnie serial, zaraz za niesamowitym "Robinem z lasu Sherwood".
Później, jako już dorosły widz, zwróciłem uwagę na dwie inne rzeczy. Po pierwsze – jak mówiłem wcześniej – na wyśmienity poziom filmowego rzemiosła. Po drugie, na doskonałą piosenkę z pięknymi słowami Agnieszki Osieckiej, śpiewaną przez oryginalny głos Edmunda Fettinga.
To jedna z najlepszych piosenek napisana dla telewizyjnego serialu w PRL. Jest melancholijna, liryczna, wyciszona, nie ma w niej naiwnej, infantylnej fascynacji wojną, którą czasem widać w serialu, upojenia walką, śmiercią, zniszczeniem. Jest głęboki humanizm, liryczny zachwyt światem, perspektywa zwykłego żołnierza, który rozumie sens walki, ale chce wrócić do normalnego, cywilnego życia.
Na tym serialu wychowało się kilka pokoleń Polek i Polaków, do dziś pamiętają konkretne sceny czy wątki, kojarzą aktorów, używają powiedzonek. Na ile serial zniszczył im wyobraźnię i umiejętność trzeźwej oceny dzisiejszej rzeczywistości?
Dzisiejszej? Nie sądzę, by w jakimkolwiek, film mówi o drugiej wojnie światowej i wpisuje się w politykę historyczną PRL pomiędzy Gomułką a Gierkiem – oba te plany czasowe to już odległa historia. Oczywiście, w PRL ten film wspierał cały szereg kłamstw, na których opierała się polityka historyczna tamtego okresu.
Opowiadał jakąś zupełnie fantastyczną opowieść o polsko-radzieckim braterstwie broni, przedstawiał historię wojny bez Paktu Ribbentrop-Mołotow, aneksji Kresów przez ZSRR, radzieckiego terroru na przyłączonych obszarach itd. Jak jednak w wypadku każdego dzieła kultury sensu "Czterech pancernych" nie da się sprowadzić do propagandowej funkcji – dostarczał on widzom szeregu innych emocji, wartości i treści.
Motywy z serialu trafiają dziś nawet do memów. Jak oceniłbyś to połączenie PRL-owskiej propagandy i najbardziej współczesnej gałęzi oddolnej satyry, niezbity dowód na mocną i nieprzemijalną obecność "Czterech pancernych" w dzisiejszej polskiej kulturze?
Teksty popkultury PRL doskonale łączą się z kulturą internetu. Jeszcze przed erą mediów społecznościowych w sieci krążyły przerobione odcinki "07 zgłoś się" z podłożonym dubbingiem. Memy z kadrami z komedii Barei czy "Rejsu" świetnie funkcjonują we współczesnej politycznej satyrze. Nie przypominam sobie, szczerze mówiąc, w tej chwili memów z "Pancernymi", ale wcale by mnie one nie dziwiły.
Mazurek przypisuje Gajosowi cechy zagranej przez niego postaci - skorumpowanego prokuratora w "Układzie zamkniętym". Jak skomentowałbyś fakt, że przedstawicielka polskiej elity władzy nie odróżnia postaci od aktora, który ją gra? Czy to tylko polityczna gra, czy kompletnie niezrozumienie konwencji?
Trudno komentować tak żenującą wypowiedź. Ktoś złośliwie mógłby spytać, co z Jarosławem Kaczyńskim, jako dziecko grającym jednego z dwójki łobuzów i nierobów, którzy z nienawiści do uczciwej pracy kradną księżyc. Albo z popierającym PiS Jerzym Zelnikiem, który jako młody człowiek grał faraona rzucającego wyzwanie religii i władzy kapłanów, co prawda egipskich, ale w Polsce trudno ustrzec się wiadomych skojarzeń.
Mazurek nazywa cieszącego się popularnością i społecznym zaufaniem aktora "prostakiem". To sformułowanie dopuszczalne w gorącej debacie politycznej czy element świadomej strategii niszczenia "nie swoich" autorytetów?
PiS – nie bez racji – oburza się, gdy przedstawiciele elit mówią o prostactwie wyborców tej partii. Teraz prominentna polityczka tej partii sięga po podobny epitet. Trudno się zniżać do polemiki z takimi obraźliwymi hasłami.
Czy słowa Beaty Mazurek wyznaczają przewrotną polską wersję "cancel culture", głośno dyskutowanego dziś w Stanach Zjednoczonych procesu "wycinania" z publicznego obiegu i debaty ludzi, którzy w przeszłości powiedzieli lub zrobili coś niezgodnego ze współcześnie dominującymi poglądami? Czy taka odmiana tego procesu jest polskiej kulturze potrzebna?
Myślę, że to trochę inne fenomeny. "Cancel culture" to oddolny ruch często setek tysięcy ludzi w mediach społecznościowych. Dotyka on ludzi, którzy wcześniej mieli jakąś pozycję, autorytet, słyszalność w dziś "wycinającej" ich bańce.
Nawet jeśli za posłanką Mazurek na Gajosa frontalnie rzucą się hordy trolli w mediach społecznościowych, to i tak nic to nie zmieni w wizerunku Gajosa: PiS-owska Polska uważa go za przedstawiciela obcych elit, w nie-PiS-owskiej po takich atakach sympatia wobec Gajosa tylko wzrośnie.
Jakub Majmurek to publicysta i krytyk filmowy, filmoznawca. Tworzy artykuły dotyczące szeroko pojętej kultury. Publikuje w "Krytyce Politycznej". Jest autorem książek, np. "PRL bez uprzedzeń".